Monika Zawadzki pozostaje enfant terrible polskiej sztuki. Z jednej strony małomówna, wręcz milcząca, przymuszona wystawą udziela wywiadów. Są niekonsekwentne, ale jednocześnie intrygujące, tak jak intrygujące są jej poczynania.
Zawadzki w CSW
Monika Zawadzki, „Anyone”. Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski Warszawa, 26 kwietnia – 6 czerwca 2010, kurator Adam Mazur.
Zawadzki była znana ze swoich imponujących projektów graficznych, wydawniczych. Bezkompromisowa, zaskakująca, projektowała najtrudniejsze w odbiorze katalogi, pocztówki, strony. Były także projekty, jak wystawa „Zoofil”, gdzie kształty ludzkie i zwierzęce spotykały się, tworząc noweformy. One nie istnieją w przyrodzie, ale to nieważne. Nie są również hybrydami, choć tak o nich myślałem. To raczej zlepieńce. Formy takie zna geologia, ale teraz będzie także znała i sztuka – to mocny wkład Zawadzki. Kształty te bowiem niczego ze sobą nie przepracowały, spotkały się i połączyły, ale nie tworzą nowego życia, nie są organiczne, są graficzne lub ewentualnie rzeźbiarskie.
Deptuła pyta
Monikę Zawadzki [1]
– Kim jest Zawadzki?
– Artystą wizualnym.
– Kim jest Anyone?
– Anyone to każda przeprojektowana istota.
– Znaliśmy Panią do tej pory bardziej jako art designera, skąd pomysł na tę wystawę?
– Wynika to z mojego znudzenia.
Napisałem rzeźbiarskie, bo na najnowszej wystawie Moniki Zawadzki pojawiły się przestrzenne, rzeźbiarskie formy, które są pochodną jej projektów graficznych. Nie tworzą spójnej całości, są trochę jak przypadkowe słowa, które cisną się na usta z niewiadomego powodu. Bestiarium siedzące w głowie Zawadzki nie jest nieograniczone ani wyszukane, właściwie jest zupełnie banalne, codzienne.
Najnowszą wystawą Zawadzki proponuje dzieło, w którym cisza, pustka, milczenie, głos, półmrok, malarstwo, wideo, formy przestrzenne mają stać się całością. I to wydaje się nieproste, a na tej wystawie udaje się wręcz znakomicie i dzięki temu możemy oglądać jedną z najbardziej zaskakujących, ale i ciekawych prezentacji ostatniego czasu. Mogę sobie zarazem łatwo wyobrazić irytację, którą wzbudza ta ekspozycja swoją formą, ale tym większy mam dla Zawadzki podziw.
Monika Zawadzki, „Skakanka”Wspominałem o niekonsekwencji, można przytoczyć fragmenty wywiadów, w których artystka właściwie zaprzecza temu, co robi: „Przedmioty są męczące. Oczyszczam przestrzeń. Współczesne projektowanie jest sterylne i minimalistyczne. Podoba mi się to. W wielu obiektach sztuki współczesnej dostrzegam wpływ wzornictwa przemysłowego, np. w twórczości Anisha Kapoor czy Olafura Eliassona. Natomiast moda to ulepszanie człowieka”. Nie powiedziałbym, że Zawadzki oczyszcza, wręcz przeciwnie – raczej komplikuje, tworzy nowe figury bytów, i to raczej niemożliwych.
Zarazem można uznać twory Zawadzki: projekty i rzeźby, za inny rodzaj artystycznego porządku, w którym posługuje się nieprzewidywalnymi siłami intuicji, a nie racjonalnym i konsekwentnym wywodem. Niby dzieje się tak u większości artystów, ale u Zawadzki czuć to mocniej niż zwykle.
Deptuła pyta
Monikę Zawadzki [2]
– Z czego składa się wystawa w CSW?
– „Animal Lotion”, „Askew Heads”, „Monica”, „Oh, This Is Funny”, „Skakanka”, „I Would Like To Be Human, Baby”, instalacja fotograficzna, mural, generator dźwięków. Ekspozycja obejmuje sześć sal. Elementami instalacji są obiekty, elementy wizualne, dźwięk oraz przestrzeń.
– Skąd pomysł na taki układ przestrzenny, na pomieszanie form?
– Interesowało mnie zaadaptowanie zastanej przestrzeni. Ostateczny kształt „Anyone” – wybór obiektów i projekcji – jest nią uwarunkowany. Pustka jest celowym elementem instalacji. Nonszalancja w potraktowaniu przestrzeni jest świadoma. Natomiast wybór formy zależny jest od komunikatu.
– Adam Mazur w tekście kuratorskim pisze: „Anyone” jest oczywiście o tożsamości, o jej braku i co gorsza braku jej potrzeby. Bez tożsamości, bez właściwości.
– Unikam podziałów.
Takimi właśnie intuicyjnymi i ulotnymi tworami zdały mi się formy rzeźbiarskie o bardzo nieokreślonej formie, umieszczone w półmroku, w sali bez dostępu dziennego światła. W wielkich sześcianach zespawanych ze stalowych prętów, za półprzezroczystą folią, umieszczono wycięte, płaskie, ciemne formy. W większości znamy je z projektów graficznych Zawadzki. Są ludzkie i zwierzęce; słabo widoczne w półmroku, spowite ciszą, stają się enigmatycznie niewysłowione, uparcie milczące, tajemne, niedostępne. Ich forma jest nieco prymitywna, ale w tej półciemności nie ma to żadnego znaczenia.
W swoich wypowiedziach Zawadzki chciał(a)by pozostać zupełnie poza sferą seksualności, choć problem płci, jak widać po zmianie końcówki nazwiska na męską, nie jest jej obcy. „Nie lubię nagich ludzi. Zarówno kobiet, jak i mężczyzn. (…) Unikam podziałów, postuluję życie pozapłciowe”. To postulat, a postulaty ze swej natury mają postulatywny charakter. Mimo to piszący o sztuce Zawadzki wpisują ją w typowo genderowy dyskurs.
W katalogu projektu „Zoofil” Zawadzki zamieściła taki oto „Wiersz”:
Abiogeneza (samorództwo) zakłada powstawanie żywych organizmów
Z materii nieożywionej.
Arystoteles nauczał, że abiogeneza jest obserwowalnym faktem,
Bo myszy powstają z brudnego siana.
Szczury powstają ze szmatek,
Mszyce powstają z rosy opadającej na rośliny,
Pchły powstają z gnijącej materii,
Muchy powstają z mięsa…
Deptuła pyta
Monikę Zawadzki [3]
– Czy zwierzęta są naszymi braćmi?
– Zgodnie z teorią ewolucji Karola Darwina, wszystkie gatunki pochodzą od wcześniejszych form.
– Czy ludzie to zwierzęta?
– Ludzie to ssaki.
– Kim jest zoofil?
– Zoofilia polega na osiągnięciu satysfakcji seksualnej przy udziale zwierząt.
– Nad czym Pani teraz myśli lub pracuje?
– Realizuję kolejne obiekty, wykorzystując jako medium rzeźbę i wideo. To mnie fascynuje.
Rozumiemy już teraz, że sztuka Zawadzki powstaje z form jej sztuki i płciowość jej niepotrzebna, bo załatwia to abiogeneza. Do pewnego stopnia na wystawie w warszawskim CSW tak się dzieje, bo powstałe według projektów Zawadzki rzeźby i formy przestrzenne, jak wspomniałem, są pochodnymi form znanych z jej projektów graficznych. Może cała jej sztuka powstaje z niezgody na to, kim/czym jest, na akcydensy, którymi została obdarzona/obarczona przez naturę. Przedziwny zarazem jest jej stosunek do zwierząt, jakby lepszej części człowieka, a jeśli nie lepszej, to właściwie równoważnej.
W genialnej formule tytułu swojej powieści „Zwierzoczłekoupiór” Tadeusz Konwicki dołączył do zwierzęcia i człowieka – upiora. Ów upiór żyje w nas. Zawadzki też ma swojego, ale nie wiem, jak wyglądałaby jego abiogeneza.
Monika Zawadzki, „Krzywe głowy”