AGATA DIDUSZKO-ZYGLEWSKA: Ruch Obywateli Kultury jest często postrzegany jako kulturalne Opus Dei – ktoś coś robi, ale nie wiadomo kto i co.
BEATA CHMIEL: Nie nosimy włosiennicy i nie mamy ani rzeczywistych, ani tajemnych struktur – Obywatele Kultury to mgławica rozproszona w różnych miejscach Polski i w przestrzeni wirtualnej. W sposób formalny powoływane są tylko ciała zapisane w Pakcie dla Kultury. Wpisanie sposobu realizacji Paktu do jego treści uważam zresztą za duży sukces – przepadlibyśmy inaczej w trybach maszyny urzędowej. Rok temu powstał więc Zespół do spraw Paktu przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM), złożony z przedstawicieli administracji rządowej, samorządów terytorialnych, organizacji społecznych oraz Obywateli Kultury. Zespół jest ponadresortowy, bo ważne, by nie zepchnięto znowu odpowiedzialności za kulturę i edukację kulturalną do zadań jednego resortu. Zespół, kierując się zasadą równej reprezentacji organizacji społecznych, instytucji kultury, związków twórczych, samorządu i administracji rządowej, powołał z kolei Komitet Społeczny ds. Paktu przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN).
W jaki sposób konkretne osoby trafiły do tych ciał? Gdzie można zobaczyć, kto jest w ich składzie?
BCH: Wszystko można znaleźć na naszej stronie www.obywatelekultury.pl. Obydwa ciała zostały powołane odpowiednio zarządzeniami premiera i ministra kultury. Przedstawicieli strony społecznej wybieraliśmy w niekończących się sporach, rekomendacjach, balotażach, głosowaniach i debatach wirtualnych w zamkniętej grupie dyskusyjnej, do której należy ponad sto osób z całej Polski, aktywnie zaangażowanych w działania obywatelskie na rzecz kultury – to tzw. komitet koordynacyjny. Nie mamy zarządu ani prezesa, więc każde stanowisko czy opinia OK są podpisywane indywidualnie przez tych, którzy się zgadzają z jego treścią, ale staramy się ucierać stanowiska i osiągać konsensy. Choć bywa to czasem bolesne.
OBYWATELE KULTURY
To ruch otwarty dla każdego, kto domaga się zmian w edukacji, edukacji kulturalnej oraz szerszego i równego dostępu każdego do kultury. „1% na kulturę” stał się jednym z postulatów zawartych w apelu skierowanym w lutym 2010 roku do premiera Donalda Tuska, w którym kilkuset najwybitniejszych polskich twórców oraz animatorzy i menedżerowi kultury domagali się zmiany celów i zasad finansowania i zarządzania kulturą w państwie. Swoje postulaty Obywatele Kultury formułowali i zawarli w ogłoszonym 11 grudnia 2010 roku projekcie Paktu dla Kultury jako nowej formy wspólnego rozstrzygania o ważnych sprawach publicznych. Postulat 1% wydatków budżetu państwa na kulturę został po raz pierwszy sformułowany jako postulat społeczny w 2009 roku na Kongresie Kultury w Krakowie. Już wtedy zwrócono też uwagę na krytyczny stan czytelnictwa w Polsce i konieczność. Zgłoszono też postulat naprawy mediów publicznych i ich finansowania. Powstał Obywatelski Komitet Mediów Publicznych, którego zadaniem było przygotowanie społecznego projektu ustawy o mediach publicznych oraz Obywatelskie Forum Sztuk Wizualnych i Obywatelskie Forum Dostępu do Książki.
Rok temu dwutygodnik.com rozmawiał z Beatą Chmiel, Agnieszką Odorowicz i Beatą Stasińską.
Co ma zrobić ktoś, kto chciałby z wami współpracować?
BCH: Działać. Obywatele Kultury to jest proces, a nie organizacja. Nam bardzo zależy na działaniach lokalnych i regionalnych, ale nie jesteśmy komitetem centralnym i możemy jedynie służyć doświadczeniem. Opowiem na przykładzie. Wydawało się, że nic prostszego, jak zawiązanie OK w Krakowie. Wielki kapitał, Magdalena Sroka, która jest w Zespole ds. Paktu, Jacek Majchrowski, który jako jeden z pierwszych prezydentów miast podpisał deklarację na rzecz realizacji Paktu i profesor Jerzy Hausner, rzecznik i sygnatariusz Paktu, który jest jednym z naszych głównych kogniwojażerów jeżdżących po Polsce, głoszących idee i wspierających lokalne działania na rzecz kultury. Mimo to okazało się, że kłopot leży jak zwykle w nas samych i trwało to tak długo, że w międzyczasie bydgoscy OK podpisali lokalny Pakt dla Kultury, w różnych miastach odbyły się lokalne i regionalne kongresy kultury, zawiązały się lokalne grupy Obywateli Kultury i porozumienia miast, odbywały się protesty, warsztaty i debaty, a w końcu miesiąc temu Krakowscy Obywatele Kultury ogłosili publicznie swoje istnienie, uruchomili grupy robocze i napisali do nas: zapraszamy.
Zawiązaliście przy Ministerstwie Kultury i przy kancelarii Premiera grupy robocze. Czym one się zajmują?
BCH: Przy Zespole ds. Paktu powstało kilka grup mieszanych składających się z przedstawicieli strony społecznej i strony rządowej, m.in. podzespół ds. wieloletnich programów na rzecz czytelnictwa i edukacji kulturalnej, mediów publicznych i domeny publicznej, funduszy europejskich czy równego dostępu do środków publicznych. Przy ministrze działa grupa robocza, która wypracowuje konkretne rozwiązania i programy. Co oznacza, że jej skład się zmienia w zależności od tego, czy uzgadnia się program zamówień kompozytorskich czy spiera o partycypację i aktywność społeczną. To zresztą stała nieprzewidywalność współpracy z nami: nigdy nie wiadomo, kto się zjawi na spotkaniu. Zawsze obecne są jednak Zina Jarmoszuk, która jest dyrektorem departamentu mecenatu państwa w MKiDN i działa w imieniu ministra kultury jako przewodnicząca Komitetu, Hanna Wróblewska jako wiceprzewodnicząca Komitetu ze strony społecznej oraz Weronika Czyżewska z Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych (OFOP), która jest członkiem Komitetu i naszym nieformalnym sekretarzem, a do tego delegowani urzędnicy ministerstwa i Obywatele Kultury raczej samodelegujący się do rozwiązywania konkretnych spraw.
HANNA WRÓBLEWSKA: Podobno władza ekspertów zakończyła się wraz z upadkiem Lehman Brothers. Dlatego staramy się unikać dyskusji w gronach wyłącznie eksperckich czy branżowych – to pozwala na ścieranie się różnych racji i punktów widzenia. Moderujemy się nawzajem, tak żeby któraś z perspektyw nie stała się dominująca.
Co konkretnie udało się zdziałać grupom roboczym?
HW: Zespół przy KPRM wypracował m.in. pewne rozwiązania i programy strategiczne – i co najważniejsze: uzgodnił alokację, czyli przesunięcie środków w budżecie ministra na realizację programów wynikających z Paktu dla Kultury. Zadaniem Komitetu przy MKiDN jest nadzorowanie wprowadzania tych programów i dlatego wyłoniły się zespoły do spraw m.in. czytelnictwa, kolekcji i zakupów muzealnych, sztuki współczesnej, zamówień kompozytorskich czy edukacji medialnej. Te zespoły działały do momentu odpalenia poszczególnych programów. Ponieważ nie wszystkie programy można było od razu i w pełni uruchomić, często decydowaliśmy się jedynie na pilotaże – w myśl zasady, że warto na mniejszą skalę sprawdzić założenia.
Dyskusje wokół programów w grupach tematycznych odbywały się między urzędnikami ministerstwa, przedstawicielami związków i stowarzyszeń twórczych oraz środowisk branżowych i samorządowych – i oczywiście strony obywatelskiej. Bardzo często ktoś występował w dwóch kapeluszach, a podziały wcale nie były oczywiste. Dobrym przykładem jest temat zamówień kompozytorskich. Nie chodziło nam o to, by stworzyć kolejny program stypendialny, co często oznacza, że dzieła trafiają do szuflady lub są raz wykonane na festiwalu. Dla nas ważny jest dostęp, więc chcieliśmy stworzyć mechanizm, który spowoduje, że pieniądze trafią do zespołów, które zamówią, wykonają publicznie i zarejestrują dzieło współczesnego kompozytora. W ten sposób powiększamy zasoby kultury – otwartej, dostępnej legalnie i w dodatku za darmo dla każdego bez względu na miejsce zamieszkania. Bo utwory te – ale też materiały wykonawcze, czyli nuty, partytury – będą powszechnie dostępne w internecie.
Czy Obywatele Kultury dysponują jakimiś funduszami?
BCH: Organizacyjnie – nie. Wszyscy działają społecznie, nie mamy budżetu ani konta nawet. Każda nasza aktywność, w której musimy jakoś zapłacić za prace wykonane na rzecz OK, wymaga zrzuty lub żebractwa. Staramy się więc działać za pomocą przyjaciół i firm, które traktują swój wkład jako daninę na rzecz kultury. Albo po prostu się lubimy. Ale mamy wpływ na kawałek budżetu ministra kultury wynikający ze wzrostu nakładów na kulturę skutkiem naszej aktywności i Paktu dla Kultury.
Czyli na co?
BCH: Pakt dla Kultury ma przede wszystkim działać na rzecz równego i powszechnego uczestnictwa w kulturze jako naszego prawa konstytucyjnego. Cele i potrzeby twórców i artystów realizuje pośrednio, np. poprzez wspomniany już systemowy program dla twórców muzyki współczesnej, który ma wzbogacać nie tyle samych kompozytorów, co zasoby muzyki współczesnej dostępnej bezpłatnie, ale z poszanowaniem prawa autorskiego. Dlatego stanęliśmy przed pytaniem: jakie mają być zasady upowszechniania i upubliczniania dzieła; jak znaleźć złoty środek, żeby z jednej strony nie pozbawiać praw autorskich twórcy, a z drugiej – uszanować to, że dzieło zostało stworzone i wykonane za publiczne pieniądze.
Punkt widzenia OK – czyli uznanie, że kultura jest rzeczą obywatelską – powoduje, że przyglądając się różnym rzeczom widzimy, ile pieniędzy wydaje się może czasami nawet i słusznie, ale bezskutecznie. Stale więc zastanawiamy się, czemu mają służyć publiczne pieniądze. No i czemu nie powinny służyć. Ostatni przykład: Ossolineum. Jak ocalić dorobek najstarszego polskiego wydawnictwa, a równocześnie nie finansować po raz kolejny z publicznych funduszy nieudanych czy – jak łagodnie mówi minister Zdrojewski – niefrasobliwych przedsięwzięć biznesowych. Dlatego postulujemy poszerzanie domeny publicznej – zbioru utworów, które nie podlegają ochronie majątkowych praw autorskich i są powszechnie dostępne do dowolnego wykorzystania przez każdego obywatela – poprzez zakupy praw do dzieł ważnych dla edukacji czy kultury. W skrócie: stworzenie kanonu, z którego każdy będzie mógł korzystać w sposób bezpłatny i legalny i który będzie naszym wspólnym dobrem publicznym.
Podobno wtrącacie się też radykalnie do już istniejących programów ministerialnych. Opowiedzcie o sytuacji programu Domu Kultury+.
BCH: Aktywność domów kultury często sprowadza się do tego, że wynajmują przestrzeń na płatne zajęcia, na które nie każdego stać. Ludzie skarżą się na to nagminnie. Dla nas oznacza to kłopot z dostępem do kultury finansowanej ze środków publicznych na samym dole tej drabiny. Dlatego więc Dom Kultury+ znalazł się na liście programów przez nas wspieranych i finansowanych z wynikłego z Paktu wzrostu nakładów na kulturę. Niestety okazało się, że prócz inwestycji infrastrukturalnych dotychczasowym efektem programu Domy Kultury+ jest wydanie wielu milionów na stworzenie licznych dokumentów, które zaległy w różnych szufladach oraz przeszkolenie pięćdziesięciu z ponad dwóch i pół tysiąca dyrektorów. Nie zgadzamy się na program: „jeszcze więcej szkoleń za jeszcze więcej pieniędzy”.
HW: Jednym z naszych ważnych kryteriów jest wzmacnianie słabszych, środowisk wykluczonych, ośrodków czy regionów defaworyzowanych – nie centrum czy tłustych ryb. Ale na przykład jaką rekomendację wypracowało Forum Kraków, które krytykuje to nasze wtrącanie się do programu Dom Kultury+? Wspieranie centrów i okrzepłych już organizacji. Kiedy o tym usłyszałam, zapaliło mi się czerwone światełko. Bo na dodatek dotychczasowy sposób wspierania lokalnych instytucji nie wykształcił żadnego innego mechanizmu prócz: „daj” i „daj więcej”, a w samorządach wytworzył przekonanie: jesteśmy zwolnieni z obowiązku inwestowania w naszych pracowników i nasze instytucje, bo zawsze jest minister i coś tam da. A musimy pamiętać, że ponad 3/4 środków publicznych na kulturę jest właśnie w samorządach, a nie budżetach centralnych.
Macie receptę na to, jak uniknąć sytuacji, w której samorządy zwalniają się same z odpowiedzialności za instytucje kultury?
BCH: Mamy na to pewien pomysł. Chcemy, żeby programy wynikłe z Paktu, były obudowywane aktywnością samych uczestników kultury. Czyli wyborców. My to nazywamy: „koalicje obywatelskie”. Chcemy tworzyć modele współpracy na poziomie lokalnym i regionalnym pomiędzy obywatelami – stowarzyszonymi lub działającymi nieformalnie – a instytucjami kultury. Chodzi o biblioteki, świetlice, domy kultury. Inicjatorem może być zarówno instytucja kultury, samorząd, jak i miejscowi aktywiści czy grupa gospodyń wiejskich. A że to jest możliwe i ważne świadczą choćby kluby czytelnicze, których powstało już przy wsparciu Instytutu Książki blisko tysiąc.
Niedawno odbyliście spotkanie z ministrem kultury podsumowujące rok od podpisania Paktu dla Kultury.
HW: Minister nas nie unika i w sumie spotykamy się dosyć regularnie. Najtrudniej i najmniej skutecznie jak na razie idzie nam w tych właśnie programach obywatelskich. Chcieliśmy na przykład wprowadzić w życie program małych grantów na aktywność obywatelską, którego operatorem miała być wybrana w konkursie organizacja pozarządowa – niestety, okazało się, że minister może powierzać takie programy tylko instytucjom, które sam prowadzi, a one nie są już w stanie przyjąć kolejnych obciążeń i podpisać na przykład 400 czy 500 umów w wysokości 5 tysięcy każda. Podpisać, ale też rozliczyć i ocenić.
Nie irytuje was brak przełożenia waszych starań na działanie samorządów? Na przykład w Warszawie w ciągu ostatnich kilku miesięcy sytuacja kultury stała się dramatyczna. W innych miastach też nie jest różowo…
BCH: Nikt z nas nie ma na to wpływu. Nawet minister kultury, którego budżet jest na poziomie dwudziestu paru procent całości nakładów publicznych na kulturę, ma ograniczone kompetencje i nie może wpływać na decyzje samorządów, które ostatnio coraz częściej wycofują się z finansowania kultury i chętnie pozbyłyby się odpowiedzialności za prowadzone instytucje. To bardzo niedobra tendencja. Owszem, minister Boni, który przewodniczy Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, deklaruje, że chce w jej ramach powołać podkomisję kultury, ale tego po prostu nie da się zadekretować. Samorządy jest to więc pole do zagospodarowania i działania lokalnych obywateli kultury – z małej litery, bo chodzi po prostu o lokalne środowiska i ich umiejętność solidarnego nacisku na władze.
W Bydgoszczy udało się dokonać zmiany w ciągu kilku miesięcy. Chociaż na początku tego procesu ani prezydent, ani tamtejsi Obywatele Kultury – w tym Paweł Łysak, który jest członkiem Zespołu ds. Paktu, Marzena Matowska, Olga Marcinkiewicz czy Karol Zamojski, żeby wymienić tylko kilka nazwisk – nie wierzyli, że to się aż tak uda. Nastąpił rodzaj iluminacji władzy, kiedy podczas Kongresu Kultury prezydent Rafał Bruski zobaczył demokrację w akcji i rzeczywiste skutki partycypacji. Wynegocjowano i podpisano Pakt dla Kultury, prezydent Bydgoszczy zlikwidował Wydział Kultury oddając władzę Obywatelskiej Radzie ds. Kultury, powstaje „Masterplan dla Kultury Bydgoskiej”. Ale już w Warszawie to się nie udało i to mimo uchwalenia Programu Rozwoju Kultury (PRK) „Miasto i obywatele”.
Kto może doprowadzić do zmiany postaw w samorządach?
BCH: Tylko wyborcy za pomocą kart do głosowania. No i radni. Niestety, w Warszawie wybraliśmy radnych, którzy nie są w stanie zmieniać decyzji podjętych przez urzędników miejskich w sposób arbitralny i bezrefleksyjnie głosują zgodnie z nakazami partyjnymi. Więc raz głosują za PRK, a zaraz potem przeciwko zapisom PRK. Bo niestety nawet w samorządach rządzą partie. Oczywiście, też familie i koterie.
Jakie sukcesy Obywateli Kultury możecie wymienić po tym roku? I co uznajecie za porażkę?
BCH: Nam nie zależy na fajerwerkach, tylko na działaniach systemowych, które z roku na rok będą sprawdzane, ewaluowane, dostosowywane i monitorowane. Wiemy, to nudne i niewdzięczne, ale naprawdę sukcesem jest kilka wdrożonych programów, jak program na rzecz rozwoju czytelnictwa, który został zaprojektowany przez stronę obywatelską i od 2013 roku ma ruszyć jako wieloletni program rządowy. Nie udało się na razie z programem na rzecz edukacji kulturalnej. Tu było za dużo raf, bo nikt nie ma w tej materii pełnej wiedzy po kilkunastu latach całkowitego braku edukacji kulturalnej w szkolnictwie ogólnym i sprywatyzowaniu de facto domów kultury, które powinny w swoich obowiązkach mieć prowadzenie edukacji nieformalnej. To strasznie bolesny temat, ale mamy nadzieję, że od roku 2014 program ruszy i to właśnie w sposób kompleksowy i systemowy.
Ale największy sukces OK to wzmocnienie wspólnotowej aktywności na rzecz kultury i uprzytomnienie sobie, ale też mediom i nawet politykom, że kultura się liczy. I to w obu sensach tego słowa. I że nie wystarczy przypinanie sobie kwiatka do kożucha, malowanie trawników ani brudnych paznokci. Niestety, muszę przyznać, że politycy mają bardzo krótką pamięć i trzeba im bez przerwy powtarzać nawet słowa, które powinni znać: odpowiedzialność, zobowiązanie, solidarność. Ruch Obywateli Kultury jest czasami porównywany z ruchami „oburzonych”. Tym bardziej chcielibyśmy, żeby razem z nami oburzali się też obywatele nauki i obywatele edukacji. Mamy już dla nas dobry akronim: KEN.
HW: Dla mnie największym sukcesem jest to, że ośrodki władzy i obywatele nawiązali ze sobą dialog. Pozbawiliśmy rządzących poczucia, że oni wiedzą, co się obywatelom należy. Drugi sukces to względna mobilność OK: to że nie jesteśmy stowarzyszeniem, owa mgławicowość postrzegana czasem jako nasza wada sprawia, że jesteśmy trudni do zabicia i żadne procedury nie mogą nas powstrzymać.
Największy minus – trudność wypracowania i wdrożenia programów obywatelskich i na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Skalę trudności tego zagadnienia pokazuje porażka Przyjaznego Państwa, które nigdy nie zaistniało, bo restrykcyjne, przeregulowane i zbyt szczegółowe prawo to duży problem w Polsce.
BCH: Ale też sami jesteśmy swoimi największymi wrogami i z tego wynika słabość społeczeństwa obywatelskiego: to nasza roszczeniowość i wynikająca z niej pasywność. Nikt nam jednak niczego nie da – tylko tyle mamy, ile sami sobie weźmiemy. Demokracja nie jest dla miłych pań i uprzejmych panów.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).