„TAKK! Warsztaty food design”, Rondo Sztuki, Katowice, 30 lipca i 13 sierpnia 2011 (w ramach Krajowego Programu Kulturalnego Polskiej Prezydencji 2011 – UWAGA NA KULTURĘ!).
W zeszłym roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, w trakcie festiwalu Warszawa w Budowie, mieliśmy okazję uczestniczyć w warsztatach i wykładzie znanego z programów telewizyjnych kucharza Grzegorza Łapanowskiego („Warszawski Kocioł Kulinarny”), oraz współtworzyć miejską farmę w ramach wystawy Grzegorza Piątka („Przyjemność”). Parę miesięcy wcześniej 14 europejskich galerii z warszawskim Rastrem na czele zapraszało do Reykjaviku (Villa Reykjavik), gdzie w ramach stworzonej przez nie dzielnicy artystycznej Brytyjka Kitty Travers częstowała artystów, kuratorów i publiczność swoimi słynnymi lodami o smakach inspirowanych lokalnymi specjałami.
Źródeł tego fenomenu należałoby upatrywać we fluxusowych happeningach, podczas których często wykorzystywano performatywny aspekt jedzenia. Kolejny trop to ucieleśnienie idei estetyki relacyjnej Nicolasa Bourriaud w pracach Rirkrita Tiravanii. W 1992 roku w nowojrskiej Galerii 303 artysta serwował gościom wernisażu własną pracę – miseczki tajskiego curry („Untitled 1992 [Free]”). Na polskim gruncie mieliśmy Julitę Wójcik, obierającą ziemniaki w sali Zachęty (2001) oraz Artura Żmijewskiego, który zorganizował w warszawskim Instytucie Awangardy „Listy o głodzie” (2010), nawiązujące do „Dziesięciu nieczystych zagrań” von Triera. Przy suto zastawionych obrusach uczestnicy czytali i nadawali pod anonimowe adresy nigdy nie wysłane listy z warszawskiego getta.
Słodkie Kato
Zaniedbane podwórka na tyłach
deptaku ulicy Mariackiej rewitalizo-
wane przez francuski kolektyw USIN-e
i katowicką grupę projektową Wzorro
/ fot. Klara CzerniewskaTego lata, w ramach krajowych wydarzeń kulturalnych towarzyszących prezydencji Polski w Unii Europejskiej, zorganizowano w Katowicach Tymczasową Akcję Kulturalną „TAKK!”. Katowice, jako jedno z kilku zaledwie miast, w których nie będzie obrad, przez pięć tygodni promowały się poprzez całą serię wydarzeń artystycznych. Wśród koncertów, wystaw, akcji w przestrzeni miejskiej (rewelacyjny re-dizajn kilku zapuszczonych śródmiejskich podwórek dokonany przez grupy projektowe Wzorro i USIN-e), znalazły się również warsztaty food dizajnu. Ciekawość przywiodła mnie do Kato. Co to jest ten food dizajn, czym to się je? Jak będą wyglądały warsztaty i kim jest prowadząca je Patrycja Walter?
Oscar Wilde by mnie wyśmiał. Początkowo czułam moralne opory przed pisaniem o food dizajnie w momencie, kiedy w Somalii, na oczach całego świata, kilka milionów ludzi umiera z głodu. Polski ten problem niemal nie dotyczy. Bliżej nam już do drugiego bieguna; modelu państwa, w którym dobrodziejstwem cywilizacji jest wszechobecność jedzenia ze wszystkimi tego konsekwencjami: zaśmiecającymi planetę resztkami, emisją CO2 podczas produkcji i transportu żywności, plagami otyłości i anoreksji, czy wreszcie zagrażającymi bioróżnorodności uprawami monokulturowymi. Do tego tygiel sprzecznych informacji – to jest smaczne, zdrowe i ekologiczne, a tamto trujące, tuczące i modyfikowane genetycznie...
Projektowanie jedzenia
Czym jest food design? I czemu ma służyć? Po polsku „projektowanie jedzenia” brzmi absurdalnie. Jak „studio paznokcia” albo inny pretensjonalny wymysł marketingowej nowomowy. Po angielsku – szlachetnie i fajnie. Dizajn – to oczywiste, teraz projektuje się wszystko. W potocznym rozumieniu dizajn nie różni się niczym od stylizacji, nadawania pożądanego kształtu – w konsekwencji, hair dizajner strzyże nie lepiej, ale drożej niż zwykły fryzjer. Słowo food – jak jazz, rock, love, sexy i inne angielskie czeroliterowe terminy – jest atrakcyjne, chwytliwe, i tworzy mnóstwo zgrabnych wyrażeń rzeczownikowych (good food, junk food etc.).
W świecie projektowania przyjmuje się, że po raz pierwszy terminu food dizajn użył Katalończyk Martí Guixé. Na początku 1997 roku, w barcelońskiej galerii H2O, otworzył SPAMT (ES PA AMB TOMAQUET) – futurystyczny tapas bar, w którym serwował zaprojektowane przez siebie techno-snacki. Jego przekąski miały być przystosowane do różnych „ekstremalnych sytuacji współczesnego stylu życia”: wernisaży dizajnu, miejskich demonstracji, czy surfowania w necie.
Guixé pokazywał, że jedzenie może być traktowane jako produkt, który należy zaprojektować, aby nadać mu cechy nie tylko jadalności, ale też ergonomiczności czy funkcjonalności. Sprawić, by stało się komunikatem, wymuszało reakcję i znalazło się poza systemem tradycyjnego pojmowania jego istoty. Food dizajn, bawiąc się tradycyjnymi recepturami i lokalnymi smakami, przeciwstawia się uświęconej roli jedzenia jako potężnego nośnika historii i tożsamości kulturowej.
Chyba najsłynniejszą realizacją tej koncepcji są „I-Cakes”, których prototypy Guixé stworzył w 2001 roku. Dizajner udekorował zwyczajne torty kolorowym lukrem w taki sposób, że okrągłe powierzchnie ciast stały się wykresami, zdradzającymi proporcje między poszczególnymi ingrediencjami. W tym samym nurcie – produktu jako nośnika informacji – polski duet Lapolka stworzył w 2006 roku czekoladę „Fitless”. Na różnej wielkości kostkach nadrukowano odpowiadające im wartości kaloryczne. Nawet w tak ludyczny sposób można podnosić świadomość jakości, wartości i miary tego, co się je. Food dizajn walczy z nudą.
Nowe menu
Jak każda inna dziedzina projektowania, food dizajn bywa zarówno przedmiotem powierzchownej stylizacji, jak i narzędziem rewolucji. Z jednej strony, projektowanie jedzenia może być rozumiane jako tworzenie wysmakowanych kompozycji – całej wizualnej otoczki tak banalnej, wydawałoby się, czynności, jaką jest konsumpcja. Stanowi pole do popisu dla grafików tworzących piękne, ekologiczne opakowania napojów fair trade czy niezdrowych, ale jakże estetycznych zestawów typu fast food; oraz dla architektów i projektantów, aranżujących przestrzeń, w której spotykamy się, by jeść.
Z drugiej zaś strony, praca food dizajnera przypominać może inżynierię społeczną czy działania współczesnych artystów i aktywistów. W tym ujęciu plasuje się idea miejskiego rolnictwa czy trend eksperymentowania z lokalnie dostępnymi, niekonwencjonalnymi składnikami, zapoczątkowany przez słynnych szefów katalońskiej restauracji El Bulli czy kopenhaskiej Nomy. Tropem Nomy podążyli doradcy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które z okazji prezydencji wydało broszurę „Cuisine PL”, przeznaczoną dla zagranicznych delegatów. W publikacji, redagowanej przez Monikę Kucię, znani polscy restauratorzy podają przepisy inspirowane krajowymi produktami: burakami, dziczyzną, makiem, miodem pitnym czy oscypkiem.
Martí Guixé, jako definicję swojego zawodu, przyjął formułkę ukutą przez współpracującą z nim Ingę Knölke: „food dizajner to ktoś, kto pracuje z materią jedzenia, ale nie ma pojęcia o gotowaniu”. W domyśle chodziło o osobę, która dzięki swoim doświadczeniom z innych dziedzin potrafi spojrzeć na jedzenie w sposób nieschematyczny i abstrakcyjny.
Gry stołowe
W tym kontekście przestaje zaskakiwać fakt, że idea „warsztatów food dizajnu” jest coraz bardziej popularna. Animatorzy kultury, zawodowi projektanci oraz profesjonalni kucharze wykorzystują elastyczną materię jedzenia, by rozbudzić kreatywność przeciętnych zjadaczy chleba.
Podczas katowickich warsztatów dla dzieci mali adepci, przygotowując potrawy dla swoich rodziców, uczyli się, że kluski śląskie można zastąpić gnocchi, a francuska zupa cebulowa niewiele różni się od jej śląskiej wersji. Z kolei na warsztatach dla dorosłych kulturoznawczyni Patrycja Walter, która na co dzień prowadzi w Katowicach klubokawiarnię Cyferblat, uczyła, jak przy skromnym budżecie zorganizować atrakcyjny wieczór przy stole. Zaproponowała przełożenie zasad popularnych gier planszowych (domina, kółka i krzyżyk, memory, a nawet statków czy kalamburów) na „gry stołowe”, w których nagrodą dla zwycięzcy było skonsumowanie przyrządzonych przez uczestników łakoci. Oba spotkania odbyły się w galerii Rondo Sztuki.
Początkowo do pomysłów i poleceń organizatorki podchodziłam sceptycznie. Nie dość, że w sfeminizowanym gronie czułam się jak na spotkaniu koła gospodyń domowych, to jeszcze byłam zmuszana (na własne życzenie) do marnotrawienia jedzenia w imię wyższych (bo niekonsumpcyjnych) idei. Efekty kilkugodzinnej pracy złagodziły początkowe wątpliwości.
Slogan „art for social change”, który przyświeca wydarzeniom towarzyszącym Prezydencji, nabrał dla mnie bardziej realnego znaczenia. Być może rzeczywiście dzięki niestandardowej formie, pewne informacje, rozwiązania czy modele zachowań są łatwiejsze do przyswojenia? Zainspirowana, przetestowałam gry jeszcze raz, w domu. Młodszy brat pożerał moje pionki od warcabów – białe winogrona – w przyspieszonym tempie. Przypomniało mi się, że jak byłam mała, mój dziadek robił z łyżki samolot, a z kanapek lokomotywę i wagony... Jak widać, zabawa jedzeniem wciąż pozostaje efektywną metodą perswazji. Tylko dlaczego zamiast w klubokawiarni czy domu kultury bawiliśmy się nim w galerii Rondo Sztuki?
Jedzenie buduje
Babaakcja „Uczta dla singla”, 2008
/ fot. Ela Nowaczyk, Gdynia Design DaysTo, co najbardziej interesuje w food dizajnie to ciągła kontestacja, zadawanie pytań i podważanie przyzwyczajeń. W przeciwieństwie do artystów, którzy wykorzystują jedzenie jako narzędzie „obsługi” czy „manipulacji” zazwyczaj biernych konsumentów sztuki, food dizajnerzy dążą do wprowadzenua trwałej zmiany poprzez zmuszenie uczestników do podjęcia akcji w czasie rzeczywistym.Wspólne jedzenie buduje i umacnia więzi międzyludzkie. W sposób ironiczny wątek ten podjęły projektantki z Babaakcja, które w 2008 roku zaprezentowały na wystawie „Pora relaksu” w Gdyni jadalnię dla singla z antropomorficznym lustrem na drugim końcu niewielkiego stołu. Co więcej, poprzez oddziaływanie na wszystkie zmysły, jedzenie w najdoskonalszy chyba sposób kształtuje też nasze poczucie estetyki. A więc: Uwaga na kulturę... jedzenia!