Pułapka nieśmiertelności
fot. archiwum prywatne

25 minut czytania

/ Literatura

Pułapka nieśmiertelności

Rozmowa z Bożeną Keff

Kultura polska jest kulturą okaleczonych ludzi, co widać także po tym współczesnym „chamstwie”, głuchym na innych, zawsze owiniętym wokół swojej krzywdy. Co to jest, dlaczego tak trwa i trwa?

Jeszcze 6 minut czytania

ADAM PLUSZKA: Anonsując twoją książkę, wydawca pisze, że to twój debiut beletrystyczny. Po wszystkich książkach, które do tej pory napisałaś, czujesz się debiutantką?
BOŻENA KEFF: I tak, i nie. Z pochodzenia jestem poetką, napisałam trzy książki dyskursywne, trzy poetyckie, ale fikcji literackiej, prozy, faktycznie nie. Pisania prozy naprawdę się uczyłam. Uczyłam się, pisząc, i nie ukrywam, że z jednych rzeczy byłam zadowolona, inne zwyczajnie wyrzucałam. Uczyłam się konstrukcji postaci, czego nie wymaga poezja. W poezji operujesz na poziomie słów i zdań, masz przed oczami przestrzeń kartki czy strony ekranu. W prozie to zupełnie inne przestrzenie, rzeczy dzieją się dużo dłużej, człowiek się pojawia w iluś tam odsłonach i trzeba zadbać o to, żeby była to spójna osoba. Na tym mi szczególnie zależało – chociaż nie uważam, że piszę prozę psychologiczną, to strasznie cierpię od braku umiejętności psychologicznej w polskiej prozie. I uważam, że to jakiś kulturowy problem.

W czym to się przejawia?
W dość płytkich postaciach albo w ogóle w odpływaniu od wszelkiej problematyki, gdzie trzeba by pogłębić psychologię. Zastanawiam się, czy polska proza psychologiczna obecnie w ogóle istnieje. Może to nie jest odpowiedni moment. Może nie musi jej być. Jest to jednak coś, co inni mają na wyposażeniu warsztatu jako rzecz niezbędną i konieczną. Pamiętam, że kiedyś otworzyłam jakiś podręcznik amerykański do pisania scenariuszy filmowych jednego ze znanych reżyserów i on zaczynał od polecenia lektury podstawowej. Była to lektura psychologiczna, Karen Horney chyba, jako podstawa do uczenia się budowania postaci. Chodziło o to, żeby zdobyć podstawy wiedzy psychologicznej, prócz własnych umiejętności. Żeby sytuacja wynikała z postaci, nie zaś żeby postać pasowała do sytuacji.

W takim razie który z polskich pisarzy odrobił lekcję?
Spore wyczucie psychologiczne miały Zapolska, Nałkowska, Kuncewiczowa. Moja ukochana trójka, czyli Gombrowicz, Schulz, Witkacy, są z zupełnie innej parafii. W Polsce jednak nie ma głosu psychologicznego na poziomie wielkiego realizmu, a potem Virginii Woolf, Joyce’a czy pisarzy rosyjskich. Nie twierdzę, że proza psychologiczna to moje powołanie, ale podczas pisania musiałam pilnować motywacji swoich bohaterów, ich konsekwencji. Krótko mówiąc, musisz się nauczyć tego wszystkiego, do czego cię obliguje długość trwania i głębia trwania opowieści, którą tkasz. Jeśli mówimy o dzisiejszej prozie, to nie umiem na to odpowiedzieć. Może ona w ogóle jest w innej sprawie. Moja też.

Bożena Keff, Nieśmiertelny. Filtry, 192 strony, w księgarniach od maja 2024Bożena Keff, „Nieśmiertelny”. Filtry, 192 strony, w księgarniach od maja 2024Podczas lektury „Nieśmiertelnego”, zwłaszcza tytułowego opowiadania, zastanawiałem się, na ile kreujesz postaci, a na ile opierasz się na osobach istniejących.
To jest dla mnie samej zaskoczenie już od „Utworu o Matce i Ojczyźnie” – zawsze uważałam, że jeśli będę pisać fikcję, to postaci wymyślę, skonstruuję. I czasem tak jest w „Nieśmiertelnym”. Ale okazało się, że mój talent idzie w inną stronę i nie ma się co z nim spierać. W „Utworze o Matce…”, który jest niewątpliwie biograficzny, osłoniłam się jako postać poematu językiem, który stworzył warstwę ochronną, bohaterka dzięki niemu nie jest w pełni tożsama ze mną. Marzanna, postać z „Nieśmiertelnego”, jest tożsama w tym znaczeniu, że jej życie to fragmenty, migawki z mojego bardzo minionego życia, a postać pisana jest z wewnętrznie ironicznego dystansu. W gruncie rzeczy jest to proza egzystencjalna. Jest w niej i politowanie, i zrozumienie, i pretensja.

Swoją drogą, to bardzo ciekawe, na ile dziś w ogóle oczekujemy – jako pisarze i czytelnicy – postaci wykreowanych w sposób tradycyjny, bo sporo wiemy na temat tego, czym jest społeczeństwo, jak funkcjonuje, co to za twór, tylko że wiemy to bardziej na poziomie abstrakcyjnym. Na poziomie konkretnym mamy opowieść pisarza o samym sobie, tak jak chciał Gombrowicz. Z pewnym zdziwieniem czytałam „Ciała” Annie Ernaux. To nie jest pisarstwo mi bliskie – nie z powodu tematu, tylko temperamentu – ale stwierdziłam, że w gruncie rzeczy robię coś podobnego: na tle historii opowiadam własną historię indywidualną i społeczną, tę, w której żyję i żyłam i która mnie tworzy. Wprawdzie nie tworzę z siebie obiektu społeczno-historycznej analizy, jak Ernaux, lecz poddaję swoją bohaterkę analizie egzystencjalnej. Sama czuję się insiderką-outsiderką, wewnętrzną użytkowniczką polskiej kultury, a jednocześnie zewnętrzną wobec niej osobą, bo nie mam chęci utożsamiać się z nią, z jej wieloma treściami.

Przy wielu puentach odnosiłem wrażenie, że twoi bohaterowie nie mają ruchu, tkwią w ślepym zaułku. Bohaterka „Erica” może wyjechać, ale boi się zostawić matkę i w zasadzie wszystko. Przyjaciółki z „Podróży z Mojrami” jadą nad morze, tyle że cel wyprawy nie ma najmniejszego znaczenia.
Tyle naszej wygranej, na ile umiemy ten ślepy zaułek opisać. Jeśli już możesz to zrobić, pojawia się możliwość ruchu. W pierwszym opowiadaniu Marzanna wie, że nie da rady, jest tchórzem i wykręca się sama przed sobą. Nie dojrzała do tego, żeby porzucić życie, którego nie lubi, ale jeszcze o tym nie do końca wie. Eric ją zaprasza do siebie, do Belgii, a nie do zmiany życia, to ona tak słyszy jego zaproszenie. Albowiem „na złodzieju czapka gore”. Nie żyje w dobrej wierze, w zgodzie ze sobą, w propozycji wyjazdu słyszy coś innego, jak w pomyłce freudowskiej. W „Podróży z Mojrami”, które też lubię, mamy dwie dorosłe kobiety, trójkę dzieci, Syrenkę Bosto, która się psuje, i psa. Jedna z nich, Marzanna, gra dorosłą wobec dzieci. Ale nie jest zbyt dorosła wobec siebie. Podobnie druga. Obie są zanurzone w swoim nieszczęściu. Tak naprawdę to opowiadanie o wesołej podróży, lekturach, przygodach i o tym, jak oszukać śmierć bardzo prostym sposobem, deklamując wierszyki, jedząc pierogi, mimo że ta spirala się zwija i coraz bliżej jesteśmy nieszczęścia i śmierci. Na końcu tego opowiadania Marzanna w nocy słyszy morze, a to żywioł, który otwiera. Ona mówi zresztą, że chce innego życia, a skoro już wiesz, że chcesz innego życia, to jest jakaś diagnoza, może dać czemuś początek. W innym opowiadaniu, „Jolka, Jolka”, Marzanna, wciąż ta sama bohaterka, tylko doroślejsza albo starsza, jest już rozwiedziona, ma inne życie, stoi na własnych nogach, które się jej trzęsą, ale jakoś stoją. Nam wszystkim egzystencjalnie nogi się często trzęsą.

Z czułością traktujesz swoich bohaterów i bohaterki.
A ja mam wrażenie, że raczej ich lubię. Ale czułość? To jest lubienie, do którego wkrada się coś lirycznego, zmysłowego, czasem niespokojnego, a to chyba dostaje u mnie tylko bohaterka o imieniu Ada. Lubię ich, bo są ze sobą bezpieczni i lubią się nawzajem, przynajmniej niektórzy, niektóre raczej. I przynajmniej Marzanna dorośleje.

Bożena Keff

Uprawia poezję, prozę, twórczość akademicką i publicystykę. Jest również wykładowczynią. Pisze nieustająco, ale dość rzadko publikuje, bo choć szuka, to nieczęsto znajduje ten rodzaj refleksji i formę, które uważa za godne utrwalenia. Tłumaczy (z angielskiego) i bywa tłumaczona. Jest autorką wszechstronną. Opublikowała tom wierszy „Nie jest gotowy” (2000), esej „Postać z cieniem” (nominacja do Nagrody Nike 2000), esej „Barykady”. Kroniki obsesyjne (2006), książkę poetycką „Utwór o Matce i Ojczyźnie” (nominacja do Nagrody Nike 2008), studium naukowe „Antysemityzm. Niezamknięta historia” (2013), esej „Strażnicy fatum” (nominacja do Nagrody Nike 2021). Wydany w roku 2024 „Nieśmiertelny” jest zbiorem tekstów zarówno beletrystycznych, jak i eseistycznych.

Powiedziałaś, że Marzanna dorośleje, jest starsza. A ja się zastanawiam, na ile można dojrzeć. I czy można w ogóle zmądrzeć na czas.
Też się nad tym zastanawiam, jednakowoż załącza się pytanie: czy jakakolwiek uniwersalna mądrość istnieje? Podejmuję ten wątek w „Nieśmiertelnym”, pada tam zdanie: „Czy jestem mniej osadzona w istnieniu niż mistrz zen, który medytuje oddechem, osadzony w chwili, w tu i teraz; czy bardziej umrę?”. Krótko mówiąc, co jest tą mądrością? Khalil Gibran napisał kiedyś książkę pod tytułem „Prorok”, z prawdami uniwersalnymi, mądrą, ale nieużyteczną dla tych, którzy sami nie doszli do tych zasad, do tych prawd. Możemy założyć, że ktoś powie: „No, głupia narratorka. Mówi, żeby się buntować przeciwko śmierci, bo z punktu widzenia świadomości my sobie z nią nie radzimy, też coś”. Ktoś inny powie, że trzeba być dojrzałym jak stoik. Stoicy w końcu byli w zgodzie z tym, co się wydarza, i wiedzieli, że nie ma co fikać. Ale myśmy przerabiali już różne romantyzmy i awangardy i po prostu fikanie nam weszło w nawyk. I fikamy. Nie jesteśmy pokorni wobec wspaniałości Boga i istnienia, bo brak tej wspaniałości wielokrotnie był przerabiany i tylko ludzie bezrefleksyjni mogą być wdzięczni i zachwyceni, nawet ci religijni.

W całej swojej twórczości skupiasz się na nietolerancji, na jej różnych odcieniach. Twoja nowa książka również opowiada o wyobcowaniu i zaszczuciu. Dlaczego podjęłaś ten sam temat, tylko w innej formie?
Bo to jest mój temat. Żyję w nietolerancyjnej polskiej kulturze. Jeśli spojrzeć na prawa kobiet, to właściwie można tylko sobie wydrzeć włosy z głowy, nie mówiąc o prawach osób LGBTQ+. A wykluczenie ekonomiczne, a bieda? A polski rasizm? A jak spojrzeć na to, co dotyczy Żydów, a właściwie antysemityzmu, bo Żydów jako istotnej mniejszości w Polsce nie ma, to wtedy rzeczywistość, w której żyjesz, raz za razem wybucha kwiatami z drutów kolczastych i rani cię, podobnie jak uchodźców na granicy. W opowiadaniach pojawia się to mimochodem: a tu jakiś przezroczysty język antysemityzmu, że jakiś Żydek coś namalował, a to „Rzydy” napisane na drzwiach, a to pan, któremu Waleria otworzyła bagażnik samochodu, on zaś z wdzięczności opowiedział tę piękną historię, na dnie której byli Żydzi, którzy wszystkim rządzą. To jest przerażające. Bo to nie pojawia się przelotnie ani nie manifestuje się lekko. Nie. To jest głęboko wryte, ukorzenione w wiekach średnich polskiej katolickiej kultury, to być może hemoglobina krwiobiegu naszej kultury lub potas czy cynk i potas potrzebny do jej funkcjonowania.

W trzecim moim ulubionym opowiadaniu, „Córczance”, bohaterką jest lesbijka, która trafiła do szpitala i musi ukrywać swoją tożsamość płciową po to, żeby nikt nie zrobił jej krzywdy. Czy twoim zdaniem Polska jest krajem niebezpiecznym?
Jeżeli ludzie nie czują się bezpieczni, i to z jakiegokolwiek powodu – że mają jakąś cechę, która ich odróżnia, albo cechę, która ich piętnuje – to jest to niebezpieczny kraj. Kiedyś uczestniczyłam w panelu, którego temat brzmiał: Czy pochodzenie z mniejszości w Polsce jest sportem ekstremalnym? Był tam między innymi młody rabin z Łodzi. Powiedział: „Oczywiście, jest to sport ekstremalny, tylko że ja jestem chłopak z Bałut, umiem skląć tak, jak tu się klnie, i w razie czego przyłożę”, a był kwadratowy. I dodał: „Ja to mogę podjąć, ale to wcale nie znaczy, że polecam wszystkim”. Więc tak, jest to sport ekstremalny, bo dopóki nie masz ustawowo zagwarantowanych praw i ochrony, dopóki nie będąc na przykład członkinią Kościoła katolickiego, płacisz na niego i żyjesz w orbicie jego wpływu, to żyjesz w szarej strefie. To kraj niebezpieczny dla twojej wrażliwości, na przykład dla poczucia tego, co się ludziom należy. Albo gdy patrzysz na to, co się dzieje na polsko-białoruskiej granicy. Bo patrzysz i myślisz: ile już osób leży w tej ziemi, w tym lesie? Sto? Sto pięćdziesiąt? Obok tych kości żydowskich? Czy dla podtrzymania tradycji trzeba dołożyć nowe? A tu jeszcze rząd ogłasza powrót do strefy buforowej. Jest to kraj niebezpieczny również dlatego, że rozumie bezpieczeństwo jako dodawanie siły tym, którzy ją mają, i odbieranie jej tym, którzy są jej pozbawieni.

W tym kontekście wypisałem sobie cytat z twojej książki. „Kiedy tyka w nim Polak, to jest to bomba zegarowa i w końcu nastąpi długa nacjonalistyczna eksplozja”. Pojawia się ono w opowiadaniu „Bruno”, a sam tytułowy bohater to fascynująca postać: student filozofii, gej, Żyd, który zmienia się w katolicki beton. Widzisz go jako alegorię Polski?
Alegorię? Mam ochotę powiedzieć „nie”, ale po chwili wcale nie jestem pewna. Dla wielu (z tych niewielu) Żydów z tak zwanej opozycji demokratycznej był konieczny jakiś rodzaj stopienia się, zlania się z większością. Na katolicyzm ruchu Solidarność mogli odpowiedzieć powrotem do judaizmu, bo Żyd religijny wskazuje na to, że nie ma nic wspólnego z „żydokomuną”. Można też było zostać katolikiem lub chrześcijaninem. Rzadko lewicową osobą żydowską, bo to jednak budzi podejrzenie co do kontynuacji jakichś tradycji podejrzanych, bolszewickich, a niechby i mieńszewickich. I to nadal wskazuje na to, jakim Polska jest straszliwym skansenem. Jak bardzo nie ma tu miejsca dla tych, którzy idą „własną drogą / zawsze obok”, że zacytuję Marię Peszek.

Nagroda Literacka m.st. Warszawy Nagroda Literacka m.st. Warszawy to jedna z największych nagród literackich w Polsce. Nagrody przyznawane są w pięciu kategoriach: proza, poezja, literatura dziecięca, książka o tematyce warszawskiej oraz komiks i powieść graficzna. W przypadku literatury dziecięcej, a także komiksu i powieści graficznej nagradzani są również ilustratorzy i ilustratorki. Nagrody wynoszą 30 tys. zł, nagrodę pieniężną w wysokości 10 tys. zł otrzymują także nominowani we wszystkich kategoriach. Szczególnym wyróżnieniem jest tytuł warszawskiej twórczyni/warszawskiego twórcy, przeznaczony dla pisarek i pisarzy w szczególny sposób związanych z Warszawą. Otrzymują oni nagrodę w wysokości 100 tys. zł. Fundatorem i organizatorem nagrody jest miasto stołeczne Warszawa.  Oto tegoroczne nominacje w poszczególnych kategoriach:   Proza ·        Grzegorz Bogdał, „Idzie tu wielki chłopak”, Wydawnictwo Czarne  ·        Tomasz Różycki, „Złodzieje żarówek”, Wydawnictwo Czarne  ·        Aleksandra Tarnowska, „Wniebogłos”, Wydawnictwo ArtRage  Poezja ·        Justyna Kulikowska, „Obóz zabaw”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Poznaniu  ·        Marcin Orliński, „Późne słońce”, Wydawnictwo Wolno  ·        Marta Podgórnik, „Erwin i Fatum”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Poznaniu  Literatura dziecięca ·        Anna   Kaźmierak (tekst i ilustracje), „Gdzie ty jesteś, koguciku?”, Wydawnictwo Wytwórnia  ·        Marta Lipczyńska-Gil (tekst), Marta Ignerska (ilustracje), „Ferment w mieście”, Wydawnictwo Hokus-Pokus  ·        Maria   Strzelecka (tekst i ilustracje), „Hajda. Beskid bez kitu”, Wydawnictwo Libra PL  Książka o tematyce warszawskiej ·        Katarzyna Chudyńska-Szuchnik, „Świdermajerowie”, Wydawnictwo Dowody  ·        Tymon Grabowski, „Paskudnik Warszawski”, Wydawnictwo Złomnik  ·        Michał Książek, „Atlas dziur i szczelin”, Wydawnictwo Znak  Komiks i powieść graficzna ·        Katarzyna „Falauke” Czarna, „Czy wszystko smakuje?”, Kultura Gniewu  ·        Maciej Sieńczyk, „Spotkanie po latach”, Wydawnictwo Literackie  ·        Jacek Świdziński, „Festiwal”, Kultura Gniewu  Zwycięzcy tegorocznej edycji zostaną ogłoszeni 15 czerwca podczas gali finałowej.Nagroda Literacka m.st. Warszawy

Nagroda Literacka m.st. Warszawy, która w roku 2024 jest partnerem działu literackiego w „Dwutygodniku”, to jedna z największych nagród literackich w Polsce. Przyznawana jest w pięciu kategoriach: proza, poezja, literatura dziecięca, książka o tematyce warszawskiej oraz komiks i powieść graficzna. Nagrody wynoszą 30 tys. zł, a nagrodę pieniężną w wysokości 10 tys. zł otrzymują także wszyscy nominowani. Szczególnym wyróżnieniem jest tytuł warszawskiej twórczyni/warszawskiego twórcy, przeznaczony dla pisarek i pisarzy w szczególny sposób związanych z Warszawą. Otrzymują oni nagrodę w wysokości 100 tys. zł. Fundatorem i organizatorem nagrody jest miasto stołeczne Warszawa.

Żydokomuna jest rozumiana jako synonim wszelkiego zła, jakiegoś prześladowczego radykalizmu, katów AK i innych patriotów, bardziej wyklętych. Ale przecież nie wiemy dziś, o czym mówimy, kiedy mówimy o „komunizmie”: czy o PRL-u, czy o jakimś momencie PRL-u, o takiej dekadzie, kwakiej dekadzie, a może o ideologii? O czym, do cholery, mówimy, gdy mówimy o „złym komunizmie”? Tak mi niedawno powiedział pewien gość, gdy mówiliśmy o rozporządzeniu Trzaskowskiego, by przestrzeni publicznej przywrócić świeckość: „Zdejmujemy krzyże, a przecież tak robiono za komunizmu, a komunizm był zły”. Był zły i koniec. Początek, środek i koniec. Och, jak mało ambitnie. Wracając do „Bruna” – to historia o tym, że pod koniec XX wieku w Polsce, w której jest Żydów tyle co kot napłakał, nadal obowiązuje wzorzec asymilacyjny z przełomu XIX i XX wieku. Upodobnij się, nie upieraj się przy lewicowości swoich przodków, zaznacz tym lojalność, to może cię przyjmiemy. No i dobrze. Budzą cię w środku nocy i pytają, kim jesteś – no, ja to ja, Bożena Keff, a ty pewnie – Adam Pluszka. Jeśli najpierw kojarzysz siebie jako tożsamego z pewną zbiorowością, a nie ze sobą, to jest to bardzo niepokojące, to właśnie ta tykająca bomba. Z tożsamością jak to z tożsamością: ludzie chcą przede wszystkim być w porządku lub jeszcze więcej: dobrzy, szlachetni, rzadko chcą być zbirami. „Polak” to raczej sztywna tożsamość. Może eksplodować, zwłaszcza kiedy się ją skrytykuje. Ale cóż, ten znajomy opierał się o tego „Polaka”, którym czuł się zawsze, nawet we śnie. A o kogo ma się oprzeć Bruno? O ojca komunistę, co nikomu nic złego nie zrobił i zginął w powstaniu w getcie, ale o którym nie można powiedzieć całej prawdy?

Dlaczego nie można?
No właśnie ja także zadaję takie głupie pytania. Dlaczego nie? Bo ojciec był komunistą, a to znaczy, że był po złej stronie! Nie mógł być patriotą! Do starych stereotypów doszły nowsze i klops, nie wolno, bo będzie napaść, podejrzenia. W polskim dyskursie publicznym jest tyle tabu. Pamiętam, że raz zgłupiałam, kiedy w rozmowie z odwieczną przyjaciółką feministką powiedziałam, że w PRL-u było niezłe prawo pracy i kobiety były dobrze chronione, miały pełne prawo do aborcji, na co ona mówi do mnie: „Ty byś chciała, żeby PRL wrócił?”. Feministka. A to przecież nie o to chodzi. Nie można, bo pewne słowa, pojęcia obłożone są tabu. Powiesz, że ojciec był komunistą, to może spytają: A jakiego ty chcesz komunizmu? A może nie chcesz żadnego, chcesz tylko powiedzieć prawdę o ojcu czy matce.

O czym jeszcze nie możemy mówić?
O tradycjach lewicowych. O swoim ciele, o seksie, o uczuciach, tych osobistych, o ambicjach, zwłaszcza dużych. Już nie chodzi o „żydokomunę”, twór mitologiczny uważany powszechnie za realny, ale w ogóle o polskie lewicowe tradycje. O tym, że na przykład Sendlerowa była raczej komunistką niż świętą katolicką (patrz: Bikont). Część rzeczy, których nie można było wyartykułować lub które były zbyt sztampowo, użytkowo artykułowane, wraca, i bardzo dobrze. Wracają chłopi i chłopki. Koszmarna pańszczyzna. Bardzo bym chciała, żeby tych chłopów i chłopki pokazać jeszcze w kontekście długich konsekwencji tego okaleczonego wzorca, okaleczonego przez to człowieka. Kultura polska jest kulturą okaleczonych ludzi, co widać także po tym współczesnym „chamstwie”, głuchym na innych, zawsze owiniętym wokół swojej krzywdy, chamstwie macho, mizoginicznym, antysemickim, ono ma związki z tym historycznym, chłopskim chamstwem (patrz: „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego). Co to jest, dlaczego tak trwa i trwa?

Jedna z twoich bohaterek mówi, że ma alergię na słowa Bóg, Kościół, ojczyzna, patriotyzm i honor. Dla jednych są to rzeczy ważne, w innych wzbudzają co najmniej nieufność albo niepokój.
No tak, ponieważ one po 1989 roku są używane jako wykluczające. Siedziałam kiedyś w okolicach kina Muranów na skwerku Pamięci Ofiar Stalinizmu. Może z powodu nazwy nie jest to jakieś bardzo fajne miejsce do siedzenia, ale jest zielono, ładnie, są ławki, i stoi tam kamień, a na tym kamieniu jest napisane, że jest to skwer ofiar stalinizmu wiernych hasłu Bóg – Honor – Ojczyzna. Ale innych nie. I dlatego Marzanna mówi, że ma alergię na te hasła. One są jak wierszyk: „Kim ty jesteś? Polak mały” – rymowanka, która definiuje dziecko i wiąże je tymi definicjami jak baleron sznurkami. I od razu włącza mi się dalszy ciąg, ale z „Dnia świra” Marka Koterskiego. „Polak mały, mały zawistny i podły” – proszę, i jemu się tak kojarzy. I między innymi dlatego, pośród tej niechęci do analizy własnej, nieskorygowanej politycznie historii, używam takich pojęć jak choćby „żydokomuna” neutralnie, opisowo, w proteście przeciwko temu, że zanim tym pojęciom, tej żydokomunie zajrzy się w zęby, to zapyta, o co w tym chodziło, jakieś racje może miała? Już jest wykluczona, wykopana, oskarżona, zesłana i ogólnie wiadomo, że zabiła Chrystusa, zrobiła rewolucję francuską i bolszewicką.

Myślisz, że dokąd to zmierza? Twoi bohaterowie nie są szczęśliwi, nie są bezpieczni i są w punkcie, w którym woleliby nie być. I Polska jest w takim punkcie.
Pewnie tak jest, że zazwyczaj jesteś w punkcie, w którym wolałbyś nie być. Nawet Goethe’owskie „chwilo, trwaj” może przyprawić o ból głowy, bo ileż ona może trwać? Nawet jeśli będę się napawać tym i owym, to wszystko ma swoje granice. Ja w ogóle, o czym zresztą piszę, jestem sartrystką, jestem człowiekiem w projektach, jak nie mam planu, projektu na jutro i na za rok, to jestem przygnębiona. Nie za bardzo umiem żyć tu i teraz, no, teraz bardziej, ale to już kwestia wieku, weszłam w starość. Przy czym nie jestem chyba skrajną pesymistką i nie uważam, że moi bohaterowie nie mają przyszłości, bo ona jest wiadoma, nazywa się Nieśmiertelny! Ha, ha! A poza tym jest sieć powiązań pomiędzy ludźmi i zwierzętami, i ta sieć jest siecią egzystencji. Co do Polski, to było widać przez osiem lat, w jakim jest punkcie, a dzisiejszy punkt też jest chybotliwy. Ale cały świat tak ma. Nie wiemy, w jakim jesteśmy punkcie, bo nasze projekty na dziś i jutro są za słabe. Planeta się pali, a my nie za bardzo wiemy, czy w ogóle chcemy ją gasić.

Ja z kolei tutaj widzę optymizm, w relacjach ze zwierzętami. Podoba mi się postać chłopca, któremu dorosły podpowiada, żeby przypalił robaka lupą, a on odpowiada: „Robalowi włos z głowy nie spadnie”. Albo gdy Marzanna i Waleria starają się uwolnić psa z łańcucha. Albo gdy w tytułowym opowiadaniu trwa bunt przeciwko śmierci najbliższej osoby, z którą spędziło się za mało czasu. I pojawia się pytanie, czy zwierzęta są od tego, żebyśmy stali się ludźmi?
Myślę, że w dużym stopniu tak. Tylko oczywiście należałoby je uwolnić także od nas. Nie mam na myśli oczywiście psów czy kotów, tylko zwierzęta hodowane jako mięso. Jako. Bo to jest straszne.

Ale pochodzimy wszyscy z kultury – nieważne, czy jesteśmy religijni czy niereligijni – w której funkcjonuje bardzo archaiczny, głęboko osadzony w mentalności i w języku podział na duszę i ciało, ducha i materię. I jest jasne, że po stronie duszy i ducha jest człowiek, a zwierzę po stronie ciała, materii. Chodziło o to, że człowiek musiał się lokować dużo wyżej od zwierząt – to dla teologów było niesłychanie istotne, w końcu mamy duszę nieśmiertelną, a zwierzęta na pewno jej nie mają. Może to pomsta za te czasy, kiedy dzikie zwierzęta miały nad hominidami kolosalną przewagę, nie wiem. Teraz trzeba zyskać – nie odzyskać, ale zyskać – to śmiertelne ciało, które się ma wspólne ze zwierzętami, dzięki czemu rodzi się nadzieja na poszerzenie naszego świata. Może gdybyśmy myśleli od dziecka, że natura jest także wewnątrz nas, że nie jest ani brzydka, ani ładna, a może tylko ładna, bylibyśmy jakimiś innymi stworzeniami.

Opowiadanie zamykające zbiór, „Twoje serce”, nie jest napisane z perspektywy istoty pozaludzkiej, ale empatycznie przemodelowałaś w nim język: nie ma pana, pani ani opiekuna, jest małpa Ady. Czy to też odpowiedź na pytanie, jak człowieka uwrażliwić?
Chodzi bardziej o równość, która ma wiele wspólnego z uwrażliwieniem. Nie myślałam o tym teoretycznie, pisałam na odruchu, bo pies Ada była psem niesłychanie zindywidualizowanym i moją kochaną przyjaciółką. I ja wcale nie czułam się specjalnie inna od niej, w zasadzie jakoś podobna. Być może mają tak ludzie, którzy żyją blisko ze zwierzętami, że gdy patrzą na kota albo gdy ja patrzę na mordę mojego psa, to nie czuję, że to jest inny gatunek. Owszem, wygląda inaczej niż ja, ale zasadniczo jesteśmy w pryncypiach tacy podobni.

Mnie jako osobę dorosłą wychował kot Łysy. Pokazał, co jest w życiu najważniejsze – że on jest na pierwszym miejscu, na drugim też on i na trzecim. On i jego potrzeby. Pokazał mi, że nie jestem pępkiem świata i że liczy się to, co mogę dla niego zrobić, czyli, jak się okazało, co mogę zrobić dla innych.
To, co mówisz, jest dla mnie przejmujące, ale też znaczy, że ty mogłeś przyjąć tę jego naukę. Ktoś inny mógłby zlekceważyć. W „Twoim sercu” małpa Ady zostaje ze strasznym wyrzutem sumienia: nie zrozumiała, że pies poprosił o ratunek, że gdy Ada weszła do łóżka, chciała być razem ze wszystkimi, bo się źle czuła, a małpa zachowała się jak paniusia i powiedziała: „Adusiu! Adusiu, chyba wiesz, gdzie kto śpi”. Bo nic nie pojęła. Z drugiej strony myślę, że nie wiemy takich rzeczy z góry. Sami się uczymy i sami żałujemy. I mówię to jako osoba, która długie lata w nosie miała istoty pozaludzkie, rośliny i zwierzęta, ja byłam czysto miejskim człowiekiem. Dopiero z czasem, dzięki przyjaciołom, którzy dawali mi na lato swoje siedziby wśród przyrody, i dzięki zwierzętom, pomyślałam, że sami się wymazujemy ze świata, do którego należymy.

Bo człowiek nie jest nieśmiertelny.
No, nieśmiertelność jest anomalią, tak jak bohater filmu „Nieśmiertelny” był anomalią. Czy bym nią pogardziła, gdyby była oferta? Sama nie wiem. Wampir jest nieśmiertelny, a to straszna anomalia, jak zresztą wszystkie upiory i demony. Nie sposób się z tym mierzyć, tak jak bardzo trudno mierzyć się z własnym nieistnieniem, skoro mamy świadomość, która funkcjonuje tylko i jedynie w istnieniu. Kiedy bohaterka tytułowego opowiadania idzie do łazienki, tam sobie robi lekki makijaż, żeby wyglądać lepiej – wszystko to robi pod czujnym okiem Nieśmiertelnego, bo gdyby tego oka nie było, to czy by nas tak bardzo przejmowało, że mamy zmarszczkę albo coś nam obwisło? Starość dotyczy wszystkich, a jest tak obciążona estetycznie. Dlaczego? Może właśnie z powodu idei tych zawsze pięknych herosów, tych nieśmiertelnych właśnie, tych babilońskich, greckich, hinduistycznych bogiń i bogów, tego Szkota z filmu. To ona sama, bohaterka, na siebie tak patrzy, tym spojrzeniem Nieśmiertelnego, młodego boga, ideału, który dręczy nas naszą niższością w każdej mitologii. A może gdybyśmy się z naturą trochę zbliżyli, to byśmy się z tej pułapki zaczęli wydostawać?

logo

Tekst powstał we współpracy z miastem stołecznym Warszawą, fundatorem i organizatorem Nagrody Literackiej m.st. Warszawy.