Ariadna z Moskwy Granicznej
Kedr Livanskiy, fot. Masha Demianova

24 minuty czytania

/ Muzyka

Ariadna z Moskwy Granicznej

Konstanty Usenko

Jana Kedrina, nostalgiczna eksploratorka, przyznaje się do fascynacji radziecką elektroniką końca lat 80. Dziennikarze porównują jej piosenki do „zmutowanego elektro-popu czasów późnej pierestrojki”

Jeszcze 6 minut czytania

Odkąd zachodnie portale zachwyciły się sennymi elektronicznymi piosenkami Jany Kedriny z moskiewskiego osiedla Marino, szerzej znanej jako Kedr Liwanski, w sieci można natrafić na sporo podobnych analiz: „Wydaje się, że Rosja została wręcz stworzona do produkcji muzyki elektronicznej. Ciężkie, surowe zimy – nic, tylko zaszyć się w mieszkaniu i porzeźbić w Abletonie. Słońce znika tu na całe miesiące. Szare, modularne gmachy sowieckiego brutalizmu generują coś w rodzaju osobliwego antypiękna – ich zdjęcia wystarczą, by stworzyć idealną okładkę postindustrialnego albumu. Taką muzykę da się stworzyć samemu i od razu można wrzucać wszystko do sieci. To transmisja spontanicznej twórczości narodu, który oddzielił się murem od całego świata”. Albo: „Śpiewanie po rosyjsku stwarza atmosferę tajemniczości. Rozlewna melodia i smutek tego języka idealnie współbrzmią z brzmieniami syntezatorów analogowych”. Wgłębiając się w muzykę Kedra Liwanskiego, czyli Cedra Libańskiego, krytycy dostrzegają głównie eklektyzm brzmień i bitów – piszą o pływaniu w mglistych ambientach lo fi techno, kasetowych szumach, breakbitowych wyspach, avantpopowej lekkości i nanoszeniu tłami klawiszy rozmytych kolorów na struktury.

Kawałki Jany Kedriny nagrywane w domu na Abletona emanują chłodem, lecz jednocześnie mają w sobie coś bardzo ciepłego, wręcz intymnego – przypominają trochę momenty z Aphex Twin, produkcje z Warp Records, ale też z brytyjskiego 4AD końca lat 80. (fluidy kojarzące się z Dead Can Dance). Momentami słychać tu też odnośniki do tajemniczego jungle wczesnych lat 90. Całość miksu jest lekko przybrudzona i pozbawiona najwyższych częstotliwości, brzmi nieco garażowo. „Każdy element jest tu nasycony przestrzenią, szeptem reverbu, który zespalając ślady, daje patynowy efekt”pisze o Cedrze Pitchfork, nazywając ją „diwą nowego rosyjskiego techno”.

Kedr Liwanski  i Buttechno w Polsce

Jana Kedrina wystąpi w Katowicach w ramach Upper Festival (30–31 sierpnia 2019). Pozostali zaproszeni wykonawcy to m.in. Andy Stott, Anthony Rother, Flava D, Lutto Lento, Undadasea oraz Lakker.

1 sierpnia w Warszawie w ramach cyklu Lado w Mieście wystąpi z kolei Buttechno.


Urodzona w 1990 roku Jana Kedrina jest obecnie najsłynniejszą twarzą nowej moskiewskiej sceny elektronicznej, w której istotną rolę coraz częściej odgrywają dziewczyny – kompozytorki, performerki i didżejki. Z dużymi oczami i jasną kędzierzawą grzywką z wyglądu trochę przypomina Grimes. Z Kanadyjką Janę łączy jednak o wiele więcej. Platformą nowych brzmień jest dziś przede wszystkim Soundcloud i to właśnie stamtąd po raz pierwszy usłyszeli utwory KEDRA Mike Simonetti i Mike Sniper z niedużego labelu 2MR, rezydującego w New Jersey. Był to singiel „Sgorajet” („Spala się”) z 2015 roku i EP-ka „Solnce janwaria” („Słońce styczniowe”) z 2016. Do tej pory Kedrina związana była z John’s Kingdom, projektem jej przyjaciół, młodych moskiewskich technomanów, łączonych z ważnym miejscem na mapie rosyjskiej stolicy, klubem NII (skrót od Nauka i Iskusstwo – Nauka i Sztuka). Byli to ludzie regularnie zapraszający na koncerty do Moskwy gwiazdy światowego formatu, na przykład Death Grips. Jednym ze założycieli NII był Paweł Milakow, znany jako Buttechno, słynny didżej i producent współpracujący z projektantem Goszą Rubczyńskim i autor soundtracków do jego kilku głośnych pokazów mody. Jana Kedrina zaczynała w NII jako didżejka, regularnie grała tam sety, wspólnie z Buttechno, jej ówczesnym partnerem. Być może dlatego Kedr Liwanski kojarzona jest na Zachodzie z hypem na styl postsoviet i z pokoleniem nazywanym w Moskwie Generacją-91 (od rocznika, w którym przestało istnieć ZSRR). Tak mówi się o kreatywnej młodzieży, która jako pierwsza bez kompleksów czerpie inspiracje z radzieckich tradycji muzycznych, filmowych i dizajnerskich, doskonale wiedząc, że właśnie taki styl zażre na Zachodzie. Sama Kedrina mówi: „Ludzie powoli przestają się bać naszego kraju i kojarzyć go jednoznacznie negatywnie – zaczynają się interesować, wgłębiać w różne tematy. Jednocześnie poziom produkcji muzyki elektronicznej podniósł się w Rosji o kilka poziomów. Przykładem jest wysyp nowych niezależnych wytwórni, takich jak GOST-Zwuk” (popularny skrót GOST nawiązuje do radzieckiego certyfikatu jakości).

Muzyka do pokazów Goszy Rubczyńskiego

Gdy o Cedrze Libańskim rozpisały się portale takie jak Pitchfork, rosyjskie media niezależne, do tej pory obojętne, natychmiast podchwyciły temat. „Nagrywa eteryczny electro pop, w którym słychać odpryski radzieckiego undergroundu lat 80., a czasem nawet estrady czasów pierestrojki. Wydaje ją amerykańska wytwórnia, a opiniotwórczy Pitchfork śledzi jej każdy krok” – napisał klubowy magazyn Afisza. „Kiedyś setów Kedriny było można regularnie słuchać w kultowym NII. Ale to, co robi jako Kedr Liwanski, nie ma zbyt wiele wspólnego ze sceną techno, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. To raczej songwriting, po prostu śpiewanie piosenek. Introspektywna szumowa elektronika z ładnymi melodiami, do której Kedrina rysuje obrazy i pejzaże zrozumiałe głównie dla niej samej. Zachodni krytycy umieszczają ją pomiędzy wczesną Grimes i Laurel Halo – jednak to, co tworzy, jest o wiele bardziej garażowe i pomimo całego hajpu za oceanem na wskroś rosyjskie i przepełnione delikatnym, tęsknym erotyzmem, dalekim od anglosaskich standardów” – komentuje portal Village.

fot. Masha Demianovafot. Masha Demianova

Artystkę całe zamieszanie trochę dziwi, ale też irytuje: Jaka ze mnie królowa techno? Wciąż czytam: «W rankingu stu najlepszych klipów wybranych przez Afiszę! Albo: pisze o niej Pitchfork!» WTF, no i co z tego? Nie pretenduję do żadnego tronu, wszystko robię przede wszystkim dla siebie samej. Nie uważam siebie nawet za muzyczkę, dopiero się uczę. Nie trawię tych szumnych określeń na wyrost”. Kedr Liwanski nie zamierza grać według twardych reguł szołbiznesu, chce się rozwijać we własnym tempie. Na szczęście wytwórnia, z którą współpracuje, też podchodzi w miarę luźno do sprawy: „2MR to ekipa, która rozumie potrzeby i tryb tworzenia niszowych artystów” – mówi Kedrina. „Chociaż czasem mnie poganiają, mówiąc: w tym świecie artysta nie może milczeć przez kilka miesięcy, trzeba nagrać choćby jakiegoś nowego singla, wrzucić do sieci nowy klip. A ja im na to: sorry, chłopaki – jeszcze trochę poczekacie. Ostateczne decyzje zawsze należą do mnie”. Faktycznie, kiedy się słucha sennych „cedrowych” tracków, czuje się, że „pośpiech” jest ostatnim słowem, które by mogło do nich pasować.

 
Odchodzę stąd daleko
i nie będę już płakać po nocach
moja wiara jest z ognia
który oświetla drogę przede mną

Oszronione blokowiska, perony i bocznice kolejowe, pustostany i wronie pętle w monochromatycznych tonacjach. Jana Kedrina jest reżyserką większości klipów do swoich piosenek. Najpierw była fascynacja kinem offowym wraz z nauką operatorki i montażu w Moskiewskiej Szkole Nowego Kina, dopiero później pierwsze próby komponowania i zgłębiania Abletona w komputerze. Gdy była dzieckiem, chciała iść do szkoły teatralnej. W wieku lat czternastu chodziła na kursy teatralne, ale w końcu jej się odwidziało i wylądowała na „żur-faku” (w Instytucie Dziennikarstwa). Tam też jednak długo nie zagrzała miejsca – nie chciała być dziennikarką, bo, jak mówi, średnio wychodziło jej formułowanie własnych myśli. Bardziej interesowały ją filozofia i historia literatury, zwłaszcza XIX wiek i romantyzm. Najciekawsze zajęcia na studiach były o języku filmowym. Postanowiła przenieść się do Szkoły Nowego Kina i to było to. Tam spotkała ludzi, którzy wpłynęli na jej dalsze losy – ekipę związaną z nową kulturą rave, założycieli NII. Wkręceni byli wtedy w shoegaze i muzykę w stylu wczesnego Sonic Youth. Jana śpiewała w punkowym zespole Hesburger z dość monotonnym rock’n’rollowym graniem i tekstach o imprezach, dragach i alkoholu. „Generalnie nie uważam punk rocka za tępą muzykę. Ale to, co my graliśmy, akurat nie było wysokich lotów. Na szczęście ten etap dość szybko się zakończył – zaczęłam szukać siebie w elektronice, a język filmu uformował moją wrażliwość na obrazy, nauczył minimalizmu i wycinania zbędnych elementów. Chciałam, by to, co robię, stało się bardziej intymne. Wcześniej bałam się brać odpowiedzialność za to, co robię, uciekałam przed sobą. Przy pomocy krótkometrażówek połączonych z muzyką zaczęłam przerabiać to w sobie, odkrywać siebie na nowo”.

Jeden z klipów Kedra Liwanskiego, „Twoje imię”, powstał jako studencka etiuda o nastolatkach. Wydaje się autorską retrospekcją, sięgającą Rosji wczesnych lat zerowych – gdy pokój Jany był jeszcze cały obklejony plakatami jej ulubionych Spice Girls. Gitowsko-romantyczny klimat małej miejscowości, pierwsze nastoletnie libacje i romanse mieszają się z graffiti skinheadów, motocyklowymi atrybutami i specyficznym światem głębokiego Podmoskowia. Ten obraz łączy w sobie czułość i nostalgię z podskórną świadomością wszechobecnej przemocy.


Tej nocy nie dało się zasnąć
Pożar wybuchł w ciągu kilku minut
Może to jeszcze była wiosna
gdy kamienne miasto obróciło się w popiół
Za garażami tłuczone szkło
i nasze ślady na mokrej ziemi
Zakurzony asfalt zmienił się w mur
zostało tylko twoje imię na mojej dłoni

fot. Dmytrij Wulffiusfot. Dmytrij Wulffius

Dzieciństwo Jany faktycznie minęło na wsi pod Moskwą, u dziadków. Las i rzeka, babciny sad, letnie burze. „Nie musiałam się nigdzie spieszyć, miałam czas dla własnych myśli i wyobraźni, chłonęłam dźwięki i zapachy. Fascynowały mnie zwłaszcza burze i błyskawice, siły natury, przy których człowiek znaczy tyle co mrówka. Chyba wtedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie istnienie wyższych bytów i energii, którymi można się ładować”. Tak czy inaczej, prawdziwym domem Kedriny jest Moskwa – peryferyjna, nie centralna, nazwana przez nią Border Moscow, czyli Moskwą Graniczną. To właśnie suburbia stały się największą inspiracją dla przybrudzonych bitów i zimnej nastrojowości Kedra Liwanskiego – betonowe estakady, wiadukty, tory kolejek podmiejskich, kominy, wielkie puste wertepy. „Moskwa kojarzy mi się z miszmaszem i paradoksem – w przestrzeni i przede wszystkim w ludzkich głowach. Zawsze w historii odgrywała rolę zatłoczonego pstrokatego bazaru czy jarmarku, cerkiew Wasyla Błażennego z placu Czerwonego tylko to potwierdza” – opowiada Jana magazynowi Afisza. Jej pasją zawsze były włóczęgi po dziwnych miejscach. Nawiązując do gentryfikacji centrum, twierdzi, że eksploruje zapadłe bramy i boczne uliczki, bo cały czas można tam natrafić na niespodzianki. Na przykład na zakonspirowaną restauracyjkę w ostatniej piętrowej kamieniczce, która ostała się wśród ruin. A w środku wystrój jak z końca XIX wieku, ażurowe koronkowe obrusy i dziwna starsza kobieta przyjmująca tam późnymi wieczorami różnych malarzy cudzoziemców. Ale prawdziwe „miejsca graniczne” są położone trochę dalej – Cedr Libański wyrósł na zdziczałej glebie „marińskiego getta” (tak Jana nazywa swoje fot. Masha Demianovafot. Masha Demianovaperyferyjne osiedle Marino). „Dla mnie Marino to czysta mistyka, kocham samotne spacery wśród ruin, czuję się wtedy jak bohaterka romantycznych książek. Zwłaszcza park 850-lecia i te miejsca nad rzeką, godziny spędzone pod wiaduktem, szum rzeki nakładający się na odgłosy pociągów. W dali płoną ogniki petrochemii w Kapotnie. Są tu dzikie sady w wąwozach i sporo rzadkich rodzajów ptaków, często spotykam ornitologów. Jest też transport wodny, można przemieszczać się z dzielnicy do dzielnicy starymi zardzewiałymi stateczkami z lat 70., czuję się, jakbym grała w starym radzieckim filmie. To jest koniec Moskwy, dalej są jakieś opuszczone i zarośnięte robotnicze osiedla, gdzie czas zatrzymał się w latach 50.”. Mariaż upadłego industrialu z przyrodą, która odbiera sobie zagarnięty przez człowieka teren w połączeniu z mglistą jesienno-zimową aurą, bezsprzecznie wpływa na atmosferę kawałków Kedra Liwanskiego.

Za oknem wiosna, nie wołaj mnie
Spaceruję zawsze sama
Nic już nie mów, odejdź stąd
Dawno daję sobie radę bez twojej miłości

W wywiadach, których udziela Kedrina, przewija się motyw samotności z wyboru, skupienia się na sobie i własnej drodze. „To bardzo ważne w kraju, gdzie większość ludzi wciąż nie potrafi nie naruszać nawzajem swojej prywatności, cielesnej i duchowej. Jestem nastawiona na samotne tworzenie, bo nie widzę szans na porozumienie z nikim w sferach technicznych i psychologicznych”.

Raz po raz powraca opowieściami do czasów swojego pierwszego bandu, Hesburger, gdy jak twierdzi, żyła w niekończącym się imprezowym amoku, przykrywając nim lęki i kompleksy. Działo się to dziesięć lat temu. „Byłam jedyną dziewczyną w tej załodze. W punkowym świecie było wtedy mało grających dziewczyn, wciąż jest ich za mało. Myślałam, że się pławię w wolności, ale tak naprawdę bałam się być sobą. W pewnym momencie ten chaos zaczął zjadać mnie od środka i zamknęłam się w domu, przestałam kontaktować się z ludźmi. W walce z pustką i strachem pomogła mi romantyczna literatura i poezja”. Fascynacja romantyzmem wkradła się do twórczości Jany, gdy już jako Kedr Liwanski zaczęła nagrywać kawałki do wierszy Michaiła Lermontowa („Rusałka”) i Williama Blake’a („Tiger”). Okładka „Ariadny”, pierwszego pełnego albumu wydanego już przez amerykański label 2M, nawiązywała do mglistych barw malarstwa Caspara Davida Friedricha i jego „Wędrowca nad morzem mgły”. Mitologiczna Ariadna, która dzięki nici znalazła wyjście z labiryntu, to alter ego Jany, której udało się wyrwać z zaklętego „Kręgu zniszczenia” (to tytuł innego jej utworu symbolizowanego przez żmiję pożerającą własny ogon). „Najchętniej chowam się przed rzeczywistością, więc mity i baśnie wiele dla mnie znaczą” – mówi Kedrina. „Młodzi ludzie tworzą dziś mity o sobie poprzez konta na Instagramie, jesteśmy jak pacjenci okłamujący swoich psychoanalityków i wierzący we własne kłamstwa. Mit o Ariadnie traktuję jako znak, że sama potrafię dzięki sile woli uratować własne życie. Splątane labirynty mamy we własnych głowach, ale współczesnymi labiryntami są też wielkie metropolie, skupiska ludzi żyjących złudzeniami. Chcę powiedzieć tą piosenką: ty też możesz być swoją własną Ariadną, przezwyciężyć własne paranoje i odzyskać godność. Ale gdy nagrywałam ten album (w 2017 roku), nie traktowałam go tak konceptualnie, wszystko intuicyjnie samo ze mnie wyszło”.

Kedr Liwanski stawia na minimalizm i prostotę, teksty Kedriny mają średnio od czterech do ośmiu wersów i za zadanie przede wszystkim fonetycznie pasować do muzyki. A sam proces tworzenia traktuje jak magiczny rytuał, którego głównymi atrybutami są syntezatory Roland SH 101 i Juno 106.

Jesteś tym, dokąd idziesz
Jesteś tym, dokąd idziesz

Kedr lubi opowiadać zagranicznym dziennikarzom o romantycznej specyfice rosyjskiej kultury. „Ona jest prawie zawsze obecna, nawet w fotosesjach Goszy Rubczyńskiego obiektyw zagląda do wnętrz tych chłopaków w dresach o obliczach gopników i oczach smutnych wrażliwców”. Pytana o inspiracje, zawsze wymienia trzy nazwiska: Aleksander Puszkin, Jegor Letow, Siergiej Kuriochin. „Mogę ich nazwać swoim kodem kulturowym. Puszkin miał wrażliwość dziecka i potrafił transmitować bodźce i emocje każdym poszczególnym słowem – czytając jego opis zamieci albo szumu morskich fal, mam wrażenie, że słucham field recordingu z jego HD mikrofonu, który umieścił w samym środku żywiołu. Był jeszcze naiwnym trubadurem, nie wysuwał własnego ego na pierwszy plan, jak większość poetów po nim. Letow – stuprocentowy romantyk (założyciel syberyjskiej Grażdanskiej Obrony, najważniejszego punkowego zespołu w Rosji), eksplorując własne stany przedagonalne, całe życie brnął po ostrzu noża wbrew wszystkim i czerpał z tego dziką energię. Uczył, jak pokonywać strach i rzucać wyzwanie koszmarom prosto w twarz”.

Warto przypomnieć, że Letow był też rosyjskim pionierem świadomego nagrywania w estetyce lo fi. A Siergiej Kuriochin, czołowy awangardzista i free jazzman schyłkowego ZSRR? To najmniej jasna postać z nich wszystkich – z zewnątrz mistrz mistyfikacji i prowokacji, postmodernistyczny performer i troll. Jego świat był światem czystej formy, ale w głębi był chyba najbardziej rozczarowany stanem ludzkości z całej trójki i przeżywał to w samotności – miał też świadomość, że nie istnieje żadna prawda uniwersalna.

Dla Kedriny Puszkin jest dzieckiem, Letow – wściekłym nastolatkiem, a Kuriochin – dorosłym, iluzjonistą pozbawionym iluzji. Oto fragment telewizyjnego szoł „Muzyczny ring” z 1987 roku, w którym Kuriochin ze swoim projektem Pop Mechanika po raz pierwszy zaprezentował free jazz skonsternowanej publiczności:

 

Mówiąc o fundamentach brzmieniowych, Jana Kedrina opowiada też o radzieckiej nowej fali końca lat 80., moskiewskim elektronicznym undergroundzie takim jak zapomniane już Nii Kosmetyki.

Wielki wpływ wywarła na nią też awangardowa elektroniczna scena z Iżewska, miasta położonego pomiędzy Wołgą a Uralem, stolicy Republiki Udmurcji. Składy grające w tym mieście na przełomie lat 80. i 90., takie jak Stuk Bambuka W XI Czasow (Stukot Bambusa o Jedenastej) albo Samcy Dronta, były pierwszymi zespołami nawiązującymi do niemieckiego postrocka, dokonań Can czy Neu! Radzieckie syntezatory Polivoksy, pierwsze samplery, eksperymenty z taśmami i nagrania terenowe tworzyły ich wujątkowy styl. Scena ta czerpała garściami z estetyki futuryzmu, malarstwa Hieronima Boscha i ilustracyjnej elektroniki Eduarda Artemiewa, twórcy ścieżek dźwiękowych kultowych obrazów Andrzeja Tarkowskiego. Eteryczny głos wokalistki Stuku Bambusa, Tatiany Jerochinej, też przypomina wycofane wokalizy Kedra. Dziwny z punktu widzenia dzisiejszych czasów wydaje się fakt, że radziecka telewizja w 1990 roku emitowała amatorskie klipy tych zespołów.


Kedrina, nostalgiczna eksploratorka, przyznaje się też do fascynacji lżejszą, mniej ambitną wersją radzieckiej elektroniki tamtych czasów. Moskiewska Afisza regularnie porównuje piosenki Kedra do „zmutowanego elektro-popu czasów późnej pierestrojki”, a sama artystka absolutnie się tego nie wypiera. Teledyski, zaliczane w tamtych czasach do traszowej estrady, stały się dziś kodem kulturowym Generacji-91 w równym stopniu co konceptualny underground.  

 

***

Gdy Jana Kedrina zaczęła występować na wielkich festiwalach w Europie, takich jak barcelońska Primavera czy niemiecki Melt! Festiwal, zaczęła myśleć o własnych wizualizacjach. „Zazwyczaj w klubowej atmosferze nie jest mi to potrzebne, ale grać tak po prostu, stać w pojedynkę przed samplerem i tańczyć przed tysiącami ludzi, którzy mnie nie znają? Chyba potrzebne jest coś ponad to”. Kedr przyznaje, że często łapie tremę, ale walczy z nią programowo i chce stawiać czoła nowym wyzwaniom. Jej główną platformą komunikacji jest Instagram i dzięki niemu zyskuje wciąż nowe fanki i fanów (jak przyznaje, również sporą rzeszę psychofanów).

Na swoim Bandcampie Jana opisała stan, w który wpadła po światowym sukcesie albumu „Ariadna” – poczuła ogromną presję, ogarnęła ją melancholia, nie miała pojęcia, co ma robić dalej. Wtedy postanowiła powrócić do tego, co robiła jeszcze w czasach klubu NII – do didżejowania. Paląc szluga, zmieniając niespodziewanie style, szokując niespodziankami (tak jak Grażdanską Obroną włączoną do seta w jednej z nowojorskich radiostacji) i przede wszystkim ognistą zabawą przy mikserze, przypomina trochę Miss Kittin sprzed dwudziestu lat. „Chcę radości i emocji na parkiecie, a nie jakiejś hordy zombiaków. Dzięki didżejowaniu odrodziłam się po raz kolejny. Znów chcę tańczyć do upadłego jak kiedyś, chłonąć wszystko, co najbliższe ludzkim uczuciom w bezpretensjonalnej dance kulturze. I zaczęłam tego typu elementy wprowadzać do swoich nowych kawałków. Po breakbitach – nagle balladowy ambient, a potem dubstep, brazylijski baile funk i kuduro! Wprost z mojego betonowego getta w Marinie. Życie zbyt często bywa gówniane, a ja pomimo to chcę się czuć jak na wakacjach”.  

2x9,2x100 - kicia siądzie ci na twarz


Kedr Livanskiy, Your Need, 2MR RecordsKedr Livanskiy, „Your Need”,
2MR Records
„Kicia” z klipem w stylu wczesnych filmów Davida Cronenberga stała się sztandarowym manifestem Cedra Libańskiego w nowej odsłonie, promującym najnowszy album „Your Need”. „Nie chcę być stuprocentowo poważna, ale to kawałek dla silnych, niezależnych dziewczyn, które potrafią się przeciwstawiać. To numer przeciw tym, którzy wciąż rzucają nam kłody pod nogi, nie wierzą, że cokolwiek może nam się w życiu udać. Nie czekamy na żadnych rycerzy czy książęta na białych koniach. Dziki taniec oznacza wyzwolenie”. Ten materiał Jana Kedrina zarejestrowała wraz z bitmejkerem z Petersburga o ksywie Flaty, związanym z labelem GOST-Zwuk. Flaty pomógł w produkcji i ostatecznych szlifach audio. Oficjalny opis „Your Need” na Bandcampie mówi o celebracji życia i odrodzeniu, o odwadze i furii. Melancholia ustępuje miejsca żywszym bitom, a głos Jany brzmi śmielej i wyraziściej. Słuchacze znajdą tu barwny miks tanecznej muzy z połowy lat 90. z dodatkami „muzyki gett”, takiej jak baile funk czy kuduro. „To podróż przez urbanistyczną dżunglę i różne nastroje – od totalnego zagubienia i dewastacji do euforii i czułości. Kluczowym słowem jest tu nadzieja”. The Guardian dodaje: „Wyraźnie słychać tu echa naszej brytyjskiej fali 2-step i UK Garage, przy całej zamglonej rosyjskiej syntezatorowości bity Kedra brzmią zadziornie jak nigdy dotąd”.

Największą zmianą jest jednak przenikający całość wyraźny pierwiastek Girl Power. „Całym sercem wspieram feminizm” – mówi Jana Kedrina. „Coraz bardziej doprowadza mnie do szału to społeczeństwo. Nawet w komentarzach na YouTubie – tyle chamstwa i elementarnego braku szacunku dla kobiet. Gdy myślę o tym, że jednak w większości nie piszą tych bzdur boty, tylko zwykli ludzie, odczuwam głęboki smutek”. Kedrina zwraca uwagę na teksty w rodzaju „zrobiła karierę tylko dlatego, że jest ładna” i na tak zwany seksizm pseudopozytywny w rodzaju: „spoko muza, bo śpiewa spoko laska”. „Sama łapię się na tym, że jadąc z taksówkarzem ze swoim elektronicznym sprzętem, na jego pytanie o to, czym się zajmuję, odpowiadam, że pracuję przy dźwięku na planie filmowym. Nie chce mi się dzielić z przypadkowymi typami intymnymi sprawami, a do takich należy dla mnie muzyka. I kolejny raz znosić ich lekceważące reakcje”.

Ale Kedr Liwanski powiewa dziś sztandarem z symbolem nadziei. „Wiem o tym, że musi być lepiej. Nie ma innego wyjścia” – mówi Jana Kedrina o Generacji-91 i jeszcze młodszych. „Tamci za jakiś czas wymrą, a przyszłość tak czy inaczej należy do nas. Non stop spotykam na swoich koncertach młodzież, szesnastolatków, siedemnastolatków – mają totalnie otwarte umysły. Dziwnie tak mówić, przecież sama nie czuję się stara. Ale gdy ich widzę, to czuję, że nie ma w nich już absolutnie żadnego strachu”.

Zważaj na słowa!

 

Wszystkie wypowiedzi Jany Kedriny w artykule pochodzą z portali Afisza, Village, Wonderzine i innych mediów rosyjskich.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)