Ciało męskie urodzone śnieżną zimą pod koniec lat dwudziestych, albo na początku trzydziestych XX wieku. Obumarłe w śnieżny wtorek wieczorem, trzy dni przed swoją siedemdziesiątą szóstą rocznicą.
Częste nieprzyjemne wizyty u różnych stomatologów: kruche korzenie haczykowate, maczugowate lub zwyrodniałe.
Pikantne udka KFC, dysleksja, wąskie ramiona, twarz szeroka, głowa duża. Oczy koloru ciemny brąz, prawie czarne. Krótkowidz, brunet, raz żonaty po dwudziestce. Zostaje ojcem syna, ma około 29 lat. Wzrost 188 cm, lewa noga krótsza o półtora centymetra. Krzywy kręgosłup i miednica. Braki w górnych fragmentach palców lewej ręki – brak paznokci – kciuka i wskazującego. Jakby od wybuchu, którego bardzo się na pewno wstydził, na pewno koniec lat czterdziestych.
Dwie przepukliny pachwinowe i dwa razy drogi żółciowe.
26-27 stopni Celsjusza to jest jego ulubiona temperatura. Śpi zawsze przy otwartym oknie. Przy 11 procentach wilgotności dostaje swędzącej wysypki od zbyt suchego powietrza.
„Ostatnia Rodzina”
Robert Bolesto jest także autorem scenariusza pełnometrażowego filmu fabularnego, który opowiada o ostatnich 28 latach (1977-2005) życia rodziny Beksińskich w warszawskiej Dolince na Służewiu; osią fabularną są choroby i śmierci członków rodziny: Stanisławy Beksińskiej (matka Zdzisława), Stanisławy Stankiewicz (matka żony Zdzisława), Zosi Beksińskiej (żona), Tomasza Beksińskiego (syn) i Zdzisława Beksińskiego. Robert Bolesto: „Interesowało mnie to, że wszyscy (oprócz Tomka) umarli w tym samym miejscu, w jednym mieszkaniu, Tomek popełnił samobójstwo praktycznie 300 metrów dalej w sąsiednim bloku”.
Tekst jest na etapie rozmów z producentami i reżyserami.
Jakieś złamanie nogi, prawej, na początku osiemdziesiątych, i skręcenie lewej zimą 95. Jeszcze krówki, mleko w tubce, McDonald’s, Media Markt, Pizza Hut, Ikea, Uncle Ben’s & facesitting.
Brak śladów spermy i innych czynności.
Krótko aparat słuchowy w lewym.
Na drzwiach lodówki w starej kuchni znaleziono odcisk jego prawego ucha.
Wyrostek robaczkowy – 1954 rok, operacja w szpitalu prowincjonalnym w Galicji z okładami worka z piaskiem.
Liczne rany kłute i cięte – ofiara walczyła z przyjemnością o życie – okolice: serce, płuca i aorta. Skóra przebita 17 razy. Skaleczenia na dłoniach, przedramionach, twarzy; mały nóż, finka harcerska – plastykowa czarna rączka z lilijką.
Zmiany atmosferyczne wywołują stałe bóle głowy, krzyży i pleców, nad lub podciśnienie. Siniaki i otarcia od ciśnieniomierza na całym ciele. Bóle krzyża czasem przenoszą się na prawą łopatkę i kark.
Dwukrotne operacje dróg żółciowych w różnych szpitalach, ale cięcie jest na tej samej bliźnie. Nawet teraz nie lubi dotyku i brzydkich zapachów. Uwielbia parzące kąpiele w czepku. Bardzo kruche kości i żebra.
Regularna sraczka po matce, po ojcu nerwica wegetatywna – stara terminologia. Wypróżnianie słabe, ale częste.
Skrzywiona przegroda nosowa – nierobiona – ślady wkrapianego przed snem Rhinazinu.
Ginekomastia – nadmiar hormonów damskich, głównie powiększone piersi. Na sutkach odciski palców ofiary. Paznokcie wypolerowane – nic tam pod nimi nie ma.
Brak owłosienia pod pachami, na twarzy i rękach, nogach, klatce piersiowej i plecach, elektryczna maszynka, miejsca intymne są ogolone. Uszy i palce.
Oparzenia na błonach od środków przeciwbólowych, pieprzu i Pepsi Max. Przebita aorta, serce, płuca. Niepogryzione winogrona i mandarynki bez skórki.
Jeden raz pogrypowe zapalenie zatoki bocznej – antybiotyk i punkcja.
1986 – ciągłe ischias, a potem ostre zapalenie dróg żółciowych.
Kiedyś pękła żyłka na białkówce. Nie upośledza to widzenia. Raz pęka żyłka wewnątrz ciała szklistego – najpierw znienacka zaciemnienie widzenia, potem po godzinie widzi tak jakby tam miał rosół, potem ma mgłę i to wszystko w ciągu doby, potem widzenie się klaruje, ale wewnątrz są – trwa to ponad pół roku. Skrzepy bardzo powoli osiadają na dnie i się w końcu resorbują.
Ropne zapalenie dróg żółciowych, trzustka jest OK. Antybiotyk.
Cholecystitis calculosa – zapalenie ostre spowodowane obecnością kamieni żółciowych, tzw. zapalenie kamicze. Około 180 kamieni, początek lat osiemdziesiątych.
Zwyrodnieniowe zapalenie nerwu kulszowego i silna lordoza. Prostata. Ataki wątrobowe kilka razy do roku od zmian pogody, napięć nerwowych, stresu i nadużyć gastronomicznych. Nie jest wtedy w stanie nie tyle rozmawiać, ile nawet wyrzucać z siebie krótkich poleceń typu herbata, poduszka elektryczna, zastrzyk. Wyłącznie jęczy, charczy, wyje i krąży po pokoju jak zwierzę w klatce z prawą ręką opartą z tyłu na łopatkach, co właściwie wcale nie pomaga, ale jest jakby pozycją wyuczoną i zestereotypizowaną na taką okoliczność. To nie jest w zasadzie w ogóle ostry atak, lecz przewlekły, tępy ból przez tydzień czy dłużej – tego rodzaju stany też nie są dla niego nowością, ale czasami miewa je rzadziej.