BIOGRAFIE:
Zwrot biograficzny

Anna Nasiłowska

Antybiografizm polskiej humanistyki jest niemożliwy do utrzymania. Proszę Państwa, od tej pory rygorystyczny antybiografizm to postawa staroświecka i zachowawcza

Jeszcze 3 minuty czytania

Jeśli tylko mam okazję być w Londynie, zaglądam do pewnej księgarni przy Charing Cross, zresztą jednej z wielu przy tej ulicy. Tę wyróżnia osobna, obszerna sala z regałami poświęconymi poezji. Można tam znaleźć w ciągłej sprzedaży praktycznie całą anglosaską klasykę. Co się komu zamarzy: Emily Dickinson w wydaniu dużym i w kieszonkowym, Yeats i Eliot – takoż, Ted Hughes i Plath, angielscy romantycy – do wyboru do koloru, z opracowaniem krytycznym lub bez. I jeszcze obszerne antologie poezji obcojęzycznej.

fot. Magda BuczekRaj? No, nie bez zastrzeżeń, ponarzekać też można i jest na co. Nie zdarzyło mi się jeszcze spotkać wyboru wierszy żadnego polskiego poety. Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza – jak śpiewał  Grzegorz Turnau. Nie wiem jak na Brackiej, ale na Charing Cross – na pewno. Wnioski i komentarze odkładam na inną okazję.

W mojej ulubionej księgarni natrafiłam do tej pory na jedną książkę tłumaczoną z polskiego: był to „Cesarz” („The Imperor”) Ryszarda Kapuścińskiego. Stał sobie na regale umieszczonym tuż przy wejściu, czyli dobrze wyeksponowanym. Dział ten zatytułowany został „Biografie”. Polskiemu czytelnikowi czy księgarzowi zapewne takie zaklasyfikowanie tej książki po prostu nie przyszłoby do głowy – „Cesarz” jest dla nas reportażem, a nie biografią Hajle Sellasje. I z pewnością ktoś w tym momencie zastanawia się, czy w ten sposób nie umniejszono rangi tej książki i czy nie zamierzam protestować, że spostponowano dorobek Kapuścińskiego.

Nie, nie zamierzam. Po pierwsze – Kapuściński rzeczywiście trafił do czytelników w różnych krajach. Zdarzyło mi się rozmawiać o jego książkach i z Irańczykiem, i z Etiopczykiem, nie mówiąc już o Francuzach czy Anglikach. Po drugie – taka klasyfikacja niczego mu nie ujmuje, bo na rynku anglosaskim pozycja biografii jest niezwykle wysoka. Każda szanująca się księgarnia – w przeciwieństwie do księgarń w Polsce – ma regał poświęcony biografiom i jest to zwykle dział nie mniej obszerny niż te, które poświęcono  powieściom, przewodnikom turystycznym czy poradnikom. Jego zawartość zależy w dużym stopniu od profilu księgarni. W tych bardziej nastawionych na literaturę piękną będą to biografie pisarzy, w innych – przede wszystkim biografie gwiazd filmowych i estradowych, biografie i autobiografie mężów stanu i zabiegających o popularność polityków, wywiady-rzeki, zbiory listów, pamiętniki i wspomnienia. Gatunkowej jedności tu nie ma, chodzi po prostu o różne książki mówiące o faktach i nieznanych aspektach życia sławnych osób, czyli to wszystko, co pasuje do kategorii „non-fiction”, a skoncentrowane jest wokół jakiejś postaci, będącej głównym tematem książki.

Ta rozmaitość oferty i wyraźne wyróżnienie biografii jako gatunku na rynku księgarskim mają z pewnością podstawy w zainteresowaniu czytelników i są też odbiciem bardzo wysokiej pozycji biografistyki wśród gatunków pisarskich. Tak! W Ameryce pisaniu biografii poświęca się seminaria uniwersyteckie, uczy się go w ramach studiów creative writing, istnieją fachowe periodyki poświęcone biografistyce, a ważne książki omawiane są w prestiżowych pismach. Co więcej, humaniści amerykańscy dostają na pisanie biografii granty badawcze, w ramach których stać ich na wieloletnie przygotowania, badania w archiwach, rozmowy i podróże. Co tłumaczy fakt, że najpoważniejsze biografie pisarzy francuskich są coraz częściej dziełami Amerykanów. Myślę tu na przykład o podstawowej biografii Simone de Beauvoir napisanej przez Deirdre Bair. W 1990 roku ukazała się po raz pierwszy w Stanach, w rok później została przetłumaczona na francuski (a liczyła sobie ponad 800 stron sporego formatu). Podobnie było z przetłumaczoną niedawno na polski biografią Flauberta, napisaną przez Fredericka Browna.

Ten drugi przypadek pokazuje kolejne zresztą dziwne zjawisko: w Polsce tłumaczy się sporo amerykańskich czy brytyjskich biografii. Choć biografistyka nie ma u nas porównywalnej rangi w humanistyce, cieszy się jednak podobnym zainteresowaniem czytelników. Wobec tego mamy sporo tłumaczonych z angielskiego biografii, poświęconych postaciom ważnym  z punktu widzenia anglosaskiego, ale nieproporcjonalnie mniej podobnych książek dotyczących literatury polskiej.

A oto kilka przykładów – żeby nie pozostać w sferze dywagacji. O parze Sylvia Plath-Ted Hughes mamy w tłumaczeniu: biografię Eriki Wagner wydaną w 2004 roku, inną (w tej samej serii Wydawnictwa Literackiego) pióra Diane Middlebrook, tłumaczoną w 2006 roku, następnie książkę o Assii Wevill (kolejnej kobiecie Hughesa) tłumaczoną w 2008 roku i bardzo interesujący esej biograficzny o Plath Janet Malcolm, wydany w 1998 roku. Czy jakakolwiek polska pisarka doczekała się aż takiego zainteresowania?

Oczywiście, że nie. Biograficzne nasycenie tym tematem polskich czytelników ma się też nijak do tłumaczeń poezji Plath czy Hughesa na polski, które  oczywiście istnieją, ale pozostawiają pewien niedosyt, być może wynikający z różnic stylu, tradycji i gustu artystycznego. Zainteresowanie nie wynika więc z czysto literackich powodów. Jego przyczyną jest niezwykle tragiczny splot wydarzeń, samobójstwo Plath, a potem Wevill.

Różnica w traktowaniu biografii polega przede wszystkim na odmiennych konsekwencjach zwrotu antybiograficznego w naukach humanistycznych, przede wszystkim w literaturoznawstwie. U nas wciąż pozostają w mocy zastrzeżenia, odmawiające podejściu biograficznemu racji bytu w krytyce naukowej, gdzie zastąpić je ma immanentna analiza dzieł. Biografia traktowana jest wobec tego jako jedna z nauk pomocniczych historii literatury, której byt także – w związku z kryzysem historyzmu i tzw. „wielkich narracji” – jest niepewny. Biografii przyznaje się wagę podobną do bibliografii, ma składać się z przypisów, kalendariów, i najlepiej jeśli nie wkracza w żadne nie do końca udokumentowane sfery, nie stawia hipotez, ale przedstawia fakty, nie wikłając się w interpretację dzieł.

Tylko taki model może liczyć na uwzględnienie w karierze akademickiej jako bezdyskusyjny element naukowego dorobku, mogący być podstawą doktoratu czy wyższych stopni. To oczywiste, że tego typu książka, napisana suchym, zimnym i dystansującym stylem, adresowana jest wyłącznie do bardzo wąskiego grona czytelników. I takie książki istnieją, myślę na przykład o modelowej pod tym względem biobibliografii Marii Kuncewiczowej Alicji Szałagan, czy biografii Jerzego Andrzejewskiego pióra Anny Synoradzkiej. Centralne miejsce suchego kalendarium w książce Janusza Deglera „Witkacego portret wielokrotny” nosi  piętno owych antybiograficznych nastawień.

Ten sam zwrot antybiograficzny przeżyła również krytyka amerykańska w czasach, gdy podstawowym nurtem stał się New Criticism, a preferowaną metodą – close reading, czyli rozpatrywanie dzieła jako tekstu artystycznego, w jego wewnętrznych uwarunkowaniach. Choć New Criticism można uważać za zjawisko pokrewne strukturalizmowi, nie spowodował on jednakże tak głębokich konsekwencji. Zaważyło na tym przede wszystkim bardzo pragmatyczne nastawienie całej humanistyki anglosaskiej, w której ceniona jest prostota języka i konkretne efekty. Teoretyczne wysublimowanie, fachowa terminologia i metodologiczna świadomość – u nas zwykle na pierwszym planie – nie są tak ważne. W świadomości anglosaskiej nie ma też tak ostrego jak u nas przeciwstawienia krytyki literackiej akademickiemu literaturoznawstwu. Ich pole jest wspólne – chodzi o komentowanie i wprowadzanie w obieg dzieł, dorobku pisarzy, a także konstruowanie ich portretów.

Biografia należy do ujęć głęboko zakorzenionych w stylach pisania o literaturze i o historii. Gdyby szukać jej wzorów, trzeba by je wskazać już w starożytności – u Cezara, Swetoniusza czy Plutarcha. Źródłem jest dość oczywista i ponadczasowa ciekawość życia osób, które odegrały wybitną rolę historyczną czy pozostawiły znaczące dzieła. Właściwe narodziny krytyki literackiej wiążą się z rozwojem wysokonakładowej prasy. Saint-Beuve, jeden z ojców francuskiej krytyki literackiej, twórca popularnego modelu XIX-wiecznego portretu literackiego, pisał przede wszystkim o dziełach i ludziach dobrze mu znanych, nie szczędził więc rysów prywatnych pisarza czy anegdot. Rzecz bowiem nie w tym, by tego nie robić, ale – jak to zrobić, nie banalizując dzieła.

Antybiografizm polskiego literaturoznawstwa jest postawą niemożliwą do utrzymania. Ortodoksyjnych strukturalistów już nie ma, racje krytyki literackiej przemawiają za przywróceniem biografizmu do łask, a niektóre nowsze prądy literaturoznawcze wręcz wymuszają zrewidowanie dotychczasowych poglądów. Zainteresowanym polecam artykuł Agnieszki Galewskiej „Zwrot biograficzny w feministycznej krytyce literackiej”, opublikowany niedawno w książce „20 lat literatury polskiej” pod redakcją Arlety Galant i Ingi Iwasiów. Jego autorka usiłuje znaleźć dowody, że taki zwrot nastąpił i analizuje pod tym kątem między innym książki Grażyny Borkowskiej, Izabeli Filipiak, Ewy Kraskowskiej, a także moją biografię Sartre'a i de Beauvoir. Wnioski nie są jednak zbyt optymistyczne: polskim autorkom nie jest łatwo zmierzyć się z trudniejszymi problemami życia swoich bohaterów, przede wszystkim z opisem ich seksualności. No cóż, żadne metodologie do tego nie przygotowują. Sądzę jednak, że ta nieśmiałość nie dotyczy jedynie kobiet – także po podwójnej biografii Iwaszkiewiczów autorstwa Piotra Mitznera można by się spodziewać większej otwartości.

Moim zadaniem, za wcześnie jest mówić o zwrocie biograficznym jako o rzeczy już dokonanej, ale zwrot taki musi nastąpić i nastąpi. Po pierwsze – wymusza go rynek, gdyż ujęcia biograficzne mogą liczyć na zainteresowanie czytelników, a gust polskiej publiczności nie różni się od zachodniego. Po drugie – sami pisarze, konstruując mity dotyczące własnej osoby, dokonując autokreacji, udostępniając świadectwa i dokumenty osobiste, nas do niego zachęcają, choć nie zawsze musimy podążać drogą, jaką zaprogramował dla nas dbały o swoją sławę i domagający się uwagi autor. Po trzecie – racje, podnoszone przez przeciwników biografizmu, odnosiły się do dawnego modelu pozytywistycznego, w którym podstawowym zadaniem było szukanie w biografii genezy dzieła i wyjaśnień dla poszczególnych jego elementów. W tej chwili nikt już nie będzie operował tego typu genetyzmem.

Jeszcze ważniejsze jest jednak odcięcie się od pewnego typu obiektywizmu. Trzeba bardzo jasno powiedzieć, że biografia jest gatunkiem pisarstwa. Warsztat autora biografii jest po prostu warsztatem historyka: każdy fakt musi potwierdzić w źródłach, a w sytuacji optymalnej poddać go także  krytyce, opierając się na różnych relacjach, uwzględniających różne punkty widzenia. Nie zawsze to jest możliwe, ale do tego trzeba dążyć. Biografia wyklucza stosowanie całkowitej fikcji.

Poza tym jednak dobrze napisana biografia skonstruowana jest jak powieść i operuje podobnymi chwytami co literatura. Dozuje napięcie, wykorzystuje efekt zaskoczenia, musi wykreować dla czytelnika przekonującą wizję danej osoby i pokazać jej rozwój, relacje z innymi postaciami, kolejne stadia dojrzewania, momenty wahań lub schyłku. Takie biografie też można w Polsce znaleźć, myślę na przykład o biografii Marka Hłaski Andrzeja Czyżewskiego, zresztą jego kuzyna. Książka zaczyna się od sceny chrztu, gdy na pytanie: „Czy wyrzekasz się Szatana?”, mały Marek odpowiada dobitnie: „Nie!”. A potem napięcie rośnie. Od czasu Haydena White’a wiadomo, że nawet dbałe o ścisłość, oparte wyłącznie na dokumentach prace historyczne też podlegają regułom literackim i zawierają elementy konstrukcji, czyli fikcjonalności.

Zwrot biograficzny w Polsce na razie nastąpił w tłumaczeniach biografii, a jego efekty widać w księgarniach. Powinien nastąpić także w literaturoznawstwie. A więc należy go obwieścić. Proszę Państwa, od tej pory rygorystyczny antybiografizm to postawa staroświecka i zachowawcza. Jeden z powierzchownych sądów, trwających mocą inercji.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.