DLACZEGO POWIEŚĆ AWANGARDOWA
Dziś wystarczy mieć dziurę w dupie, żeby napisać powieść. Ci, którzy mają dwie dziury w dupie, piszą powieści awangardowe. Tyle o fizjologii pisania.
DLACZEGO DOSTAŁEM RAKA
– Bo jestem złym człowiekiem.
– Bo nie ma we mnie pokory.
– Bo proces uzdrawiania, to proces przebaczania, a ja nie potrafię przebaczać. Pamiętliwy ze mnie skurwysyn.
– Bo ciągle narzekam. A ludzie żyją bez rąk, bez nóg i nie narzekają. I żyją. A mnie jeszcze nic strasznego w życiu nie spotkało. I nie doceniam tego. I żyję przeszłością, a inni mają gorzej.
A inni mają gorzej.
Dlatego.
DLACZEGO NALEŻY DBAĆ O SIEBIE
Dbałem o siebie. Potrafiłem na przykład wstawać o szóstej rano i cztery kilometry zasuwać po lesie, do tego kluby fitness, spinningi, wody niegazowane, wycieczki rowerowe, narty, sauny, baseny, zdrowe odżywianie, dbałem o siebie. A teraz leżałem jak rower, kołami do góry, a dwóch facetów majstrowało mi w okolicach szyi. Zdrętwiała mi jakoś ręka od tego majstrowania, więc zacząłem coś bredzić, że mi ręka drętwieje.
– Ręka mi drętwieje. Ręka mi drętwieje.
– Dlaczego panu ręka drętwieje?
– Ręka mi drętwieje.
Przyszedł anestezjolog i założył mi maskę tlenową.
– Niedobrze mi. Niedobrze mi.
– Dlaczego panu niedobrze?
I wtedy po raz pierwszy zalęgła się w mej głowie spontaniczna myśl, że tak naprawdę medycyna zatrzymała się gdzieś w okolicach szesnastego wieku.
Sześć lat później nie popełniłem już błędu refleksji. Co nie jest znów takie trudne, kiedy obserwujesz jakiś dziwny dym unoszący się pod sufit z okolic twojego ogolonego wacka.
DLACZEGO PIERWSZE NIEŚMIAŁE PRÓBY ROZPACZY
Kortyzol, hormon stresu. To przez niego wszystko się stało. A bez niego nic się nie stało. On to za sprawą kory nadnerczy wpłynął na gospodarkę białkową, węglowodanową, tłuszczową oraz wodno-elektrolitową, wytworzywszy o 22 procent mniej limfocytów T (komórek układu odpornościowego, biorących udział w reakcji na patogeny) oraz około 34 procent więcej „ja pierdolę, ale boli” (słów wulgarnych a plugawych, które jakże często gościć będą na mych ustach, towarzysząc podróży po tym niepospolicie fascynującym świecie wszechogarniającej cielesności).
DLACZEGO NIE ROZUMIEM KOBIET
– Trochę więcej empatii, kochanie, odrobiny zrozumienia dla cierpiącego, musimy zacząć wybaczać sobie drobne przywary, no wiesz, kobiety są z Venus, mężczyźni z Marsa...
– To wypierdalaj na Marsa.
DLACZEGO ZAZDROŚĆ
Bo też chciałbym napisać poruszającą książkę o cierpieniu. Najbardziej chciałbym, żeby poruszyła mi jelita. Regularny stolec, to podstawa udanej działalności artystycznej.
DLACZEGO SEN
A pewnego dnia Stiepan Arkadjicz Obłoński, zwany w towarzystwie Stiwą, obudził się o ośmej rano na safianowej kanapie (na trzeci dzień po kłótni z żoną). Obudził się, usiadł i usiłował przypomnieć sobie sen. A w tym śnie Ałabin wydawał obiad na szklanych stołach, ale nie w Darmstadcie, a właściwie w Darmstadcie, tyle, że ten Darmstadt był w Ameryce, a te szklane stoły śpiewały po włosku „Il mio tesoro”, ale to nie było „Il mio tesoro”, tylko coś ładniejszego. Jednak Obłoński nie mógł sobie przypomnieć co. I w ogóle był tego ranka jakiś dziwny, na przykład raźno spuścił nogi z kanapy i wsunął je w – również! – safianowe pantofle wyhaftowane mu przez żonę (ogólnie dużo tego safianu tam było). Więc zaczął Obłoński myśleć. A sens jego myśli był taki, że wiele różnych sennych wspaniałości na jawie niepodobna wyrazić słowami, ani nawet myślą. Więc myślał Obłoński: „ – Ach, ach, ach!”, pamiętam to dokładnie: – „ Ach, ach, ach!”, tak myślał. Myślał z rozpaczą. I jeszcze pamiętam, że Obłoński miał zażywne, wypielęgnowane ciało oraz poduszkę. Tylko za wacka w niebiesiech nie potrafiłem przypomnieć sobie kim do chuja był Ałabin? Oraz dodatkowo wkurwiłem się, bo Obłońskiemu oczy błyszczały wesoło, gdyż zauważył pasmo światła, które akurat przenikało z boku jednej z sukiennych stor, tak – można zaryzykować stwierdzenie – igrać zaczęło na jego twarzy, a skoro tak, to mógł się na tej kanapie rozwalać w najlepsze, a mnie rano opierdoliła pielęgniarka, że pogniotłem prześcieradło na łóżku. Nie zauważyłem też żadnego safianu. A oczy błyszczały mi z gorączki. Ha! Błyszczały-BY, błyszczały-BY!, gdyż akurat żadnej gorączki nie miałem. Mają teraz takie fajne termometry, jak pistolety laserowe, i tak strzelają tymi pistoletami (termometrami) w czoło. Zafascynowało mnie to, więc przeszło wkurwienie na cały ten safian i zmiętolone prześcieradła. Co te baby mają do tych prześcieradeł? Moja żona w domu to samo – prześcieradło pozwijałeś, i prześcieradło pozwijałeś, przecież spałem to pozwijałem, pomiąłem nawet. A co, miałem wyprasować? Jakimś snem prasującym spać? Sen, to sen. Dlaczego na przykład nie mógłbym śnić, że to ja odwiedzam sobie Obłońskiego? I jako Don Ottavio śpiewam wesoło kochaną przez wszystkich i przesłodką frazę „Ty jesteś moim skarbem, wiesz? Tak bardzo, bardzo kocham Cie?” Czyż to nie urocze? „Wyciąłeś mi, serce, na drzewie chyba Ty”, i tu się jednak na krótko reflektuję, bo zasadniczo nie chciałbym mieć wycinanego serca na drzewie. Chyba, że coś źle zrozumiałem. Albo nie, nie do Obłońskiego przychodzę właśnie! Nie do Obłońskiego! Tylko do tego, no...
Lecz oto podano śniadanie.
Toteż w skupieniu, jak na animowanego chłopca na pomiętym prześcieradle przystało, począłem przeżuwać kromkę chleba białego, prostego, o skórce chrupkiej, miękkim, smakowitym wnętrzu, bardzo, bardzo dobrego, a w przygotowaniu nieskomplikowanego, pszennego. Jest to bowiem chleb dla początkujących.
Lewin na ten przykład, lubił turboty. Wprost przepadał za turbotami. Ten Konstanty Dmitrycz Lewin, brat Sergiusza Iwanycza Kożnyszewa (przyrodni, turbot jebany).
DLACZEGO DOBRZE, ŻE ONKOLOGIA JEST TAK BLISKO
– Co to jest? (Andrzej wskazując palcem jadący korytarzem wózek z tacami z jedzeniem).
– Kolacja, mówię.
– Jak, kolacja?
– No, zwyczajna. Tace z kolacją. Każdy ma inną dietę.
– Tace? Kurwa, to ty w Hiltonie chyba mieszkasz, a nie w szpitalu! Jak ja byłem w szpitalu...
DLACZEGO SNU OBŁOŃSKIEGO CIĄG DALSZY
A drugiemu śniło się z kolei, że był kościołem, kwartetem, a nawet rywalizacją Franciszka I z Karolem V. Walnął nawet o tym powieść. Całe siedem tomów. Ciemność była mu kojąca dla oczu, które zresztą z pewnym upodobaniem zwykł wlepiać w kalejdoskop mroku. Też miał poduszkę (nic nie wspominał o prześcieradle, cwaniaczek). I natychmiast poprzez bezmiar pustki, kędy podróżny spieszy do najbliższej stacji, słyszę komentarze towarzyszy niedoli: – W tysiąca grasz?
I już zastanawiam się, czy ten, któremu nadzieja rychłej ulgi dodawała sił do cierpienia, zagrałby w tysiąca? Czy też zostałby orżnięty jak dziecko na kolonii przez studenta filologii polskiej, dorabiającego opieką nad kolonistami? Trudno powiedzieć. Literatura nie postawiła przed nami tych pytań. Ba! Nawet na ułamek średnika nie próbowała zbliżyć się do odpowiedzi, na ćwierć setnej przecinka. A powinna.
Przydałaby się jakiś naukowiec, który rozwikłałby zagadkę tego problematu. Tak, tak, ten sam, który przed magisterium dorabiał orzynaniem dzieciaków w tysiąca (w latach 70. ubiegłego wieku działa się akcja, więc dziś po prostu dostałby wpierdol i by go wynieśli – o, jakże nisko upadła filologia polska!).
(PS. Przypomnieć sobie reguły gry w tysiąca!)
DLACZEGO KSIĘGA POWTÓRZONEGO PRAWA
I pamiętaj synu, dopiero umiejętność masturbacji oraz gotowania czyni z ciebie prawdziwego mężczyznę.
DLACZEGO PRAWDZIWE SNY
Śni mi się, że obdzierają mi ze skóry dłonie, ręce. Rozrywają wnętrzności. Śni mi się moje ciało rozszarpywane na strzępy. Przeżywam swoją śmierć. Umieram na wiele sposobów. Zasypany żywcem. Utopiony. Ale to rozszarpywanie powtarza się najczęściej. Ale nic to. To pewnie moja podświadomość mówi mi, że chciałbym sobie zaruchać, tylko nie potrafię tego wyrazić słowami. Tak. Na pewno chodzi o dymanie. Można spać spokojnie.
Fragment pochodzi z powieści „Do szpiku kości”, która ukaże się 23 maja w Biurze Literackim.