Teatr Węgajty skutecznie uczynił atut ze swojej izolacji. Podczas organizowanego już po raz siódmy festiwalu Wioska Teatralna skupił w swojej siedzibie – i w kilku okolicznych wioskach – ludzi zajmujących się najważniejszymi społecznymi problemami współczesności. W takim miejscu, w środku lasu, ich głos zabrzmiał wyraziście i poruszająco.
Powielany na ksero, zszyty konopnym sznurkiem program festiwalu ma podtytuł „teatr potrzebny – kontynuacje – interwencje” i zaczyna się od motta z książki „Ausgeschlossenen” Heinza Bude: „W naszym społeczeństwie zmieniła się liczba tych, którzy wymagają troski. Musimy się troszczyć o coraz więcej ludzi. I to nie tak, że wieczorem, przy czerwonym winie pomyślimy sobie: «Ach, co też się na tym świecie dzieje!», ale w ten sposób, że ludziom, którzy stracili odwagę, będziemy głosić: «Każdy może coś zrobić»”. Że takie słowa pachną patosem? Albo łatwym, propagandowym optymizmem? Nic z tych rzeczy. To, co się w ciągu siedmiu festiwalowych dni działo w kilku podolsztyńskich wioskach, było doskonałą ilustracją powyższego cytatu. Ilustracją wyrazistą, bezkompromisową, pozbawioną jakiegokolwiek patosu, agitacji i łatwego optymizmu.
Festiwal Wioska Teatralna
W czasie festiwalu Wioska Teatralna (26 lipca – 2 sierpnia 2009) organizowanego przez Teatr Węgajty/projekt terenowy gospodarze pokazali spektakl „Wesele-domena publiczna” wg Wyspiańskiego, w którym oprócz aktorów i adeptów zagrali mieszkańcy Domu Pomocy Społecznej w Jonkowie. Stowarzyszenie Praktyków Kultury przywiozło swoje dwa projekty: „Opowieści z doliny Terek” – przedstawienie w wykonaniu dzieci uchodźców czeczeńskich i fragment słynnego już w Warszawie spektaklu – musicalu „Błękitny ekspres”, zrealizowanego w Zakładzie Poprawczym w Falenicy. Zaprezentowano też „Balladę o słodkiej Dafne” – spektakl z udziałem grupy kobiet, które doświadczyły przemocy, zrealizowany w Centrum Praw Kobiet; monodram Martina Frysa z Pragi „Don Quijote” (reżyseria: Jana Pilatova); „Wydech” w wykonaniu młodych aktorów teatru Krzyk z Maszewa. Svabodny Teatr z Brześcia przywiózł „Proces” wg powieści Franza Kafki, a Teatr Realistyczny ze Skierniewic pokazał projekt „Busz po polsku” na podstawie książki Ryszarda Kapuścińskiego. Osobne pokazy kończyły warsztaty Aktionstheatergruppe Halle, prowadzone według metody Augusto Boala (Teatr uciśnionych) i warsztaty Marii Nory (Kolonia), aktorki związanej z Living Theatre. Odbyły się także koncerty i projekcje filmów dokumentalnych.
Pensjonariusze Domu Opieki Społecznej w Jonkowie, młodzi Czeczeni – dzieci uchodźców, panie skupione wokół Centrum Praw Kobiet, dziewczyny z Zakładu Poprawczego w Falenicy – dzięki nim festiwal nabrał nieprawdopodobnej siły i stał się czymś o wiele więcej niż ludycznym świętowaniem kulturowej różnorodności. Wszyscy oni pokazywali przedstawienia, w czasie spotkań opowiadali o sobie i o swojej pracy, brali udział w warsztatach, wędrowali po wsi, oglądając wywieszone na płotach wielkoformatowe fotografie ilustrujące fragmenty „Buszu po polsku” Kapuścińskiego (który ze swoją wrażliwością społeczną mógłby być patronem festiwalu), a nocami tańczyli polki, oberki, tanga, melodie chasydzkie i cygańskie, albo improwizowali do rockowych czy elektronicznych kawałków, do wyklaskiwanych rytmów czeczeńskich. Ale sama ich obecność wystarczała, by na festiwalu wszechobecne były: wojna, przemoc, starość, choroba, bezradność, wykluczenie – i cały przypisany tym doświadczeniom lęk. O tych tematach nie można było przestać myśleć, pomimo że prezentowane spektakle rzadko bezpośrednio dotyczyły tych doświadczeń, a jeśli już – to mówiły o nich w sposób wysoce metaforyczny.
Festiwal w takim kształcie jest jak mała rewolucja: skupiając w jednym miejscu tak wielu różnych ludzi, których Bauman nazwałby „społecznie bezdomnymi”, i pokazując „reszcie świata”, jak dużo mają oni do powiedzenia, jak ważne i piękne potrafią być ich opowieści, organizatorzy festiwalu formułują bardzo wyraźny sprzeciw: nie tylko wobec wszelkich rasizmów i szowinizmów, ale też wobec inercji i bezradności („każdy może coś zrobić”), a przede wszystkim przeciw zadufaniu, ślepocie i samozadowoleniu sytych i bezpiecznych. Pokazują, że w świecie, w którym ogromna większość syta i bezpieczna nie jest – samozadowolenie jest nie tylko nieprzyzwoite, ale przede wszystkim groźne.
Wiele jest w dzisiejszym społecznie zaangażowanym teatrze upominania się o „skrzywdzonych i poniżonych”. Ale naprawdę rzadko zdarza się, że zamiast wypowiadać się w ich imieniu – oddaje im się głos. A jeszcze rzadziej – że teatr ma tak realny wpływ na rzeczywistość. Że potrafi rozbroić „społeczną bezdomność”, na którą skazani są „ludzie zbędni”. Że jest aż tak skuteczny i aż tak potrzebny.