Ciemne strony bliskości
IL. J & P. Coats Best Six Cord, 200 yds, "little girl & dog", Digital Commonwealth, CC0

10 minut czytania

/ Ziemia

Ciemne strony bliskości

Dariusz Gzyra

W „Lepszym gatunku” Marcin Wilk pisze o problematycznym uzależnieniu psów od ludzi. O ich utowarowieniu, traktowaniu jak marka fabryczna albo jak kynologiczny, czysty rasowo produkt

Jeszcze 3 minuty czytania

Na publikację w wyczerpujący sposób opisującą skomplikowane relacje ludzi i psów czekamy już długo. I z pewnością się nie doczekamy. Podobnie nigdy nie powstanie jakiekolwiek dzieło kultury, któremu udałoby się w pełni zdać relację z tego, co dzieje się, gdy spotykają się ludzie. Chyba nawet tego nie oczekujemy. Założenie, że mogłoby się to udać w przypadku historii psio-ludzkich, byłoby niczym innym jak kolejną formą naszego gatunkowego narcyzmu.

Reprezentacje doświadczeń i zapisy historii – również pozaludzkich – są z natury niekompletne. Dlatego właśnie wciąż piszemy nowe książki. Zapewne również z niepokoju lub przerażenia, że społecznie nieuświadomione pozostaje coś, co pilnie wymaga gruntownego przemyślenia. Jak choćby problemy wynikające z udomowienia. Na przykład psów, o których w książce „Lepszy gatunek” opowiada Marcin Wilk.

Nie sposób zaprzeczyć, że umiemy utrzymywać głębokie, pozytywne relacje z psami. Partnerskie, pełne troski, szacunku i lojalności. Niestety zupełnie nie potrafimy realizować ich w przypadku świń, krów, kur i zwierząt dziesiątków innych gatunków, których bliskość i zależność wykorzystujemy bez skrupułów i poczucia krzywdzenia. Ale w przypadku psów części z nas udaje się zachować przyzwoitość. Jednak również w ich przypadku udomowienie miewa ciemną stronę. Niektórzy sądzą, że to ona przeważa.

Dlatego pilnie potrzebujemy książek, które bez znieczulenia ujawnią szowinizm, przemoc i ohydę ludzkich praktyk wobec tych, które obłudnie nazywamy naszymi najlepszymi przyjaciółmi. W literaturze akademickiej takie pozycje są już od lat obecne i dyskutowane. Część teoretyków zajmujących się etyką relacji ludzi z innymi zwierzętami wzywa wręcz do wygaszenia domestykacji. Twierdzą, że jej koszty dla innych zwierząt – również tych o relatywnie wysokim statusie społecznym, jak przynajmniej niektóre psy – są zbyt wielkie. Udomowienie postrzegają jako wzmacnianie podatności na skrzywdzenie, niepotrzebne narażanie na krzywdę. Nie jest to miła diagnoza ludzkich zdolności do międzygatunkowej koegzystencji, ale trudno nie brać jej poważnie.

Marcin Wilk, „Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie”. W.A.B., 320 stron, w księgarniach od marca 2024Marcin Wilk, „Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie”. W.A.B., 320 stron, w księgarniach od marca 2024Książka Wilka, kojarzonego wcześniej głównie z biografistyką, nawiązuje do krytycznych rozważań współczesnej humanistyki. To jej zaleta. Opowiada o relacjach ludzi z psami, śledząc historię i zmiany ludzkich przekonań i wiedzy o naturze tych zwierząt, a także obyczajów i praktyk – zarówno krzywdzenia, jak i ochrony. Historia ta w dużym stopniu związana jest z naszymi oczekiwaniami wobec psów, wymogiem jakiejś formy użytkowości. Autor pokazuje przykłady wizerunków zwierząt, na przykład w literaturze lub mediach społecznościowych, wskazując, że i one mogą być źródłem nadużyć. Sporo miejsca poświęca kwestiom dyscyplinowania psów i traktowania ich jak zagrożenie epidemiologiczne. Stosuje przy tym ciekawy zabieg porządkujący opowieść – opowiada o kolejnych etapach psiego życia, aż do jego końca. Czuje się w książce osobistą perspektywę.

Ja jednak zacząłem od spojrzenia na bibliografię. Wbrew defetyzmowi zmęczonych i rozczarowanych sądzę, że humanistyka i nauki społeczne pozostają najpotężniejszą bombą zegarową zagrażającą opresyjnemu porządkowi obecnych relacji człowieka i zwierząt. To w pracach etyków i filozofów znaleźć można najśmielszą krytykę tragicznie niskiego statusu społecznego zwierząt pozaludzkich. To socjologia, przede wszystkim rozwijająca się wegańska socjologia, daje materiał do ostrej krytyki szowinistycznych praktyk społecznych i stosunków władzy. To filozofia polityki prezentuje koncepcje lepszych międzygatunkowych ustrojów, radykalnie odmiennych od tych istniejących. Inspiruje się nimi sztuka i literatura. Odwołuje się do nich prozwierzęcy ruch społeczny, ba, efektem ich rozpoznań są nowe technologie żywieniowe, mające ostatecznie pogrzebać przemysły masowo wykorzystujące zwierzęta.

Cieszą w „Lepszym gatunku” choćby odniesienia do koncepcji Sue Donaldson i Willa Kymlicki. Tym bardziej że polskie wydanie ich książki „Zoopolis. Teoria polityczna praw zwierząt” jest przykładem niezwykle wartościowej pozycji w sposób kryminalny pozbawionej odpowiedniej promocji. Nie ma sensu pisać dziś krytycznych książek o relacjach z psami, które pomijają „Zoopolis”. Właśnie te zwierzęta są w niej przykładem istot, które powinny mieć formalny status obywateli. Wilk powołuje się także na prace holenderskiej filozofki Evy Meijer, chętnie wydawanej w Polsce. Jej rozważania o pozaludzkich językach, a także o międzygatunkowych mechanizmach politycznych są jednymi z ciekawszych, jakie pojawiły się w ostatnich latach na naszym rynku wydawniczym.

Jest w „Lepszym gatunku” również historyk Eric Baratay, który łączy innowacyjny i otwarty na inne zwierzęta sposób uprawiania swojej dyscypliny ze zdolnością zajmującego snucia opowieści. Zaowocowało to trzema wydanymi w Polsce książkami o pozaludzkim wymiarze historii i biografii, czytanymi chętnie również przez niespecjalistów. Trzeba zauważyć skromne odniesienie do australijskiego teoretyka społecznego Dinesha Wadiwela, nieobecnego w Polsce poza obiegiem akademickim, a właściwie jego poboczami zajmującymi się krytycznymi studiami nad zwierzętami. Jest to jednak raczej pokłosie lektury Meijer, która komentuje Wadiwela, a nie efekt głębokiego wglądu w literaturę przedmiotu.

Odniesienia są wybiórcze, czasem po prostu powierzchowne, ale być może byłoby trudno o coś innego w książce skrojonej tak, jak tego chciał autor. To nie jest publikacja akademicka. Stworzona jest w sposób, który ma umożliwiać lekturę bez większego przygotowania. To po prostu książka bardziej popularna niż ekspercka i to nie zarzut, a stwierdzenie wydawniczego wyboru, który nie jest obojętny. Zresztą bezstratna kompresja niezwykle zniuansowanego dyskursu akademickiego właściwie w ogóle nie jest możliwa.

Wrażenie, że autor sięga czasem do rozważań, z którymi nie jest wystarczająco zaznajomiony, da się przeżyć ze względu na charakter przedsięwzięcia. Gorzej, kiedy napotyka się błędy. Dobrym przykładem będzie choćby uwaga Wilka, że przedwojenne rozporządzenie prezydenckie – nie ustawa, jak podał autor – o ochronie zwierząt stwierdzało wprost, iż zwierzęta to istoty czujące. Niczego takiego w tym dokumencie nie znajdziemy. Owszem, mówi się tam na przykład o bólu, zakłada on zatem zdolność do odczuwania, ale nie wprost. To istotne, gdy mówimy o prawie. Inna rzecz, że zawarte w obecnie obowiązującej ustawie o ochronie zwierząt bezpośrednie odwołanie do zwierzęcej zdolności do odczuwania nie zmienia tak wiele, jak by się chciało. No cóż, można oficjalnie uznać tę zdolność i dalej masowo eksploatować miliardy istot, które ją mają.

Wspomniane rozporządzenie, wbrew uwagom autora, nie wprowadzało również dereifikacji zwierząt, a więc ich odrzeczowienia. Dokonała tego – tyleż formalnie, co połowicznie i bez przełomowych konsekwencji dla losu zwierząt – dopiero uchwalona w 1997 roku ustawa o ochronie zwierząt. Wilk bardzo przytomnie zauważa szowinizm gatunkowy przedwojennego prawa i perfidną zasadę usprawiedliwiania zadawania cierpienia, o ile mamy „odpowiednio ważną i słuszną potrzebę”. To prawda, że jest ona z gruntu krzywdząca, kładzie przecież nacisk na potrzeby opresora. Jednak w tej materii niewiele się zmieniło. W książce powinno znacznie wyraźniej wybrzmieć, że filozofia współczesnej „ochrony zwierząt” pozostała ta sama.

Najważniejsze pytanie o wartość „Lepszego gatunku” brzmi: czy jego lektura może skłonić niespecjalistów do bardziej krytycznego spojrzenia na psio-ludzkie historie? Myślę, że tak. W książce jest całkiem sporo dość śmiałych ocen, które warto upowszechniać. Mamy więc uwagi o problematycznym uzależnieniu psów od ludzi, o ich utowarowieniu, traktowaniu jak marka fabryczna albo jak kynologiczny, czysty rasowo produkt. Są krytyczne uwagi o języku, którym próbujemy opisywać relacje z psami, a także powracający problem „świata skrojonego dla ludzi”, choćby w kontekście negocjacji obecności psów w mieście, dostępności przestrzeni dla nich. Ważne są również wzmianki o swoistej mitologii miejskiej, w ramach której złe traktowanie psów kojarzy się głównie z wsią.

Wilk pisze też o innych niż dominujący w Polsce modelach współistnienia w przestrzeni miejskiej, podsumowując, że „udomowienie nie jest koniecznością”. Jest w książce trochę uwag o pozornych wskaźnikach polepszającej się jakości życia psów, choćby tych związanych z rosnącymi wydatkami opiekunów. I o niekoniecznie jednoznacznie pozytywnej dogoterapii. Nigdy też nie dość przywoływanych faktów związanych z kynofagią, a więc zjadaniem psów. Swoją drogą, ten temat i w literaturze naukowej wymaga lepszego opracowania. Ważne są także fragmenty mówiące o problemach ze społeczną akceptacją żałoby po zwierzętach oraz o ich tragicznym uwikłaniu w wojny.

Dostajemy więc wgląd w ciemne strony udomowienia. Można sobie wyobrazić wgląd bardziej systematyczny i radykalny, a przez to bardziej dojmujący. Ale może wówczas znalazłby mniej czytelników i czytelniczek?