Skip to main content

Cukrówka w Dolinie Zmornickiej. Dwie godziny jazdy autobusem do Krakowa, wystarczająco blisko Słowacji, żeby przemycać stamtąd trawkę. Zakład przemysłowy, przerobiony na halę imprezową, podupadające sklepiki przy rynku, muzeum z ciekawostkami interesującymi nikogo, ogródki działkowe i kościół. Może przede wszystkim kościół – ponad przeciętność miasteczek mających już dawno za sobą czasy socjalistycznego dostatku wynosi Cukrówkę częstotliwość maryjnych objawień. Zaczyna się od płaczącego w stanie wojennym portretu Najświętszej Panienki, potem płótno ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, a ksiądz Wilk funduje parafii posąg, który samoczynnie pielgrzymuje z kapliczki pod drzwi plebanii. W świeżo zbudowanej wieży biją nieporuszane przez nikogo dzwony. Kiedy w 2005 roku na śniegu pojawiają się dziwne ślady, córka lokalnego biznesmena zaczyna spacerować nocami bez ubrania, a w pobliskim jeziorku znalezione zostają zwłoki nieznajomego mężczyzny, mieszkańcy nie są szczególnie zdumieni. W miasteczku zawsze dziwność przeplatała się z banalnością, tym razem nie jest inaczej.

Nadgryzłam zaledwie rożek cukrowskiego przekładańca. „Zimowla” Dominiki Słowik to ponad 600 stron opowieści o Historii, historii i herstorii, sposobach ich konstruowania, przechowywania i odtwarzania. W 2005 roku narratorka ma około siedemnastu lat i jest głęboko wrośnięta w lokalną społeczność. Ma ojca – i to on przez większość czasu zaprząta jej uwagę: roztrzęsiony, neurotyczny hipochondryk, zajmujący się zawodowo stawianiem horoskopów, różdżkarstwem i działalnością ezoteryczną, wiecznie oczekujący apokalipsy, wiecznie na nią nieprzygotowany. „Mój ojciec zwariował 16 marca 1999 roku, tuż po wejściu Polski do NATO” – przyznaje narratorka, z perspektywy czasu analizująca wydarzenia z 2005 roku. Wyłaniająca się z jej relacji postać przypomina trochę niesamowitego ojca Jakuba ze „Sklepów cynamonowych” Schulza, pogrążonego w zmieniających się ciągle obsesjach, a trochę bohatera pasty o ojcu wędkarzu, nieporadnego pierdołę, którego cały świat obserwuje z drwiącym dystansem.

Dominika Słowik, „Zimowla”. Znak, 624 strony, w księgarniach od września 2019Dominika Słowik, „Zimowla”. Znak, 624 strony, w księgarniach od września 2019Mężczyźni w Cukrówce w ogóle nie prezentują się od najlepszej strony: to zbiór dziwaków, fantastów, którzy pod ekscentrycznymi zachowaniami skrywają głęboką nieumiejętność funkcjonowania w świecie. Zapuszczony Pszczelarz prowadzący na działkach niezwykłą pasiekę, pojawiający się okazjonalnie w miasteczku Kablarz, ojciec Miszy, który po zamknięciu fabryki buduje Szklany Dom z potłuczonej ceramiki cukrowskiej, tajemniczy i nieżywy Sobieski, dyrektor muzeum, ksiądz Wilk, ojciec Magdy, wreszcie Misza i Hans, kumple narratorki, drobni kombinatorzy. W Cukrówce nie ma miejsca na macho, nawet w polskim wydaniu. Transformacja wszystkich wymiotła, a ci, którzy zostali, muszą sobie jakoś radzić w wykreowanych przez siebie kieszonkach rzeczywistości.

U fundamentów wspólnoty pozostają więc kobiety, z których największa i najwspanialsza jest babka towarzyszka Sarecka, znacząca figura w czasach PRL-u, teraz – lokalna legenda. Nie jest ważne, że babka nadal żyje, wyemigrowawszy w latach dziewięćdziesiątych do równie mitycznych co ona sama Stanów Zjednoczonych. Kto raz wyjechał z Cukrówki, w zasadzie nie ma do niej powrotu, nawet jeżeli wraca fizycznie – liczy się obraz, który pozostał, wspomnienia i anegdoty.

Quote icon
W Cukrówce nie ma miejsca na macho, nawet w polskim wydaniu. Transformacja wszystkich wymiotła

Narratorka posługuje się określeniami „babizna” i „babczyzna”, aby zdefiniować spuściznę po towarzyszce Sareckiej – nie tylko zupełnie namacalną, w postaci przebudowywanej przez lata willi, ale też metaforyczną. W końcu wnuczka (do której babka mówi „córko”) nie może być pozbawiona siły, której lękało się całe miasteczko. A w 2005 roku pulsuje wręcz ono kobiecością: naga Magda Dygnarówna chodzi nocą po ulicach i śpiewa (jak syrena?), pszczoły w pasiece Pszczelarza pokrywają się gęstym futrem i roją wokół swojej królowej, ogrody doznają klęski monstrualnego urodzaju (chociaż każdy owoc, po który sięga ojciec narratorki, okazuje się pusty lub zepsuty).

Jednak narratorka nie idzie w ślady babki. „Zimowla” jest opowieścią o przeszłości, o poszukiwaniu śladów, początków. Towarzyszka Sarecka wywierała wrażenia i wpływy, jej wnuczka zbiera odłamki wspomnień, żeby zbudować z nich spójny obraz tego dziwnego lata i jego korzeni. Nie ma wpływu na wydarzenia, nie jest nawet ich osią: przygląda się im z obrzeży, próbuje zrozumieć, żeby po kilkunastu latach zrelacjonować całkowicie banalną w zasadzie historię o lokalnych przekrętach. W tym świetle narratorka jest raczej spadkobierczynią swojej niepozornej matki, pracownicy miejskiego muzeum, przemykającej między legendą towarzyszki Sareckiej a wariactwami męża. Ale to właśnie matka jest jedyną osobą, która Cukrówkę przenika i rozpracowuje: doprowadza do likwidacji swojej macierzystej placówki, gromadzącej tak fascynujące eksponaty jak „model zakola Zmornicy z masy solnej pomalowany w wyblakłe odcienie niebieskiego, trochę haftu i ręcznie wykonanych koronek zawieszonych na ścianach, brudną lampę naftową, starą kielnię, (…) plansze poświęcone piętrowości lasu mieszanego, jakieś stare dyplomy szkolne z cukrowskiej podstawówki, prace dzieci z pobliskiego przedszkola”. Po napisaniu monografii miasteczka wyjeżdża do Krakowa i odcina się od tego, co było. Jej córka na własny użytek monografię uzupełnia. Ale czy dopasowanie wszystkich elementów układanki daje jakąkolwiek gwarancję, że w efekcie zobaczymy ciekawy obrazek? „Jakiś czas potem pośród papierów ojca znalazłam przynoszone mu przez matkę faksymile średniowiecznych herbariów, których autorzy – rysownicy – okopywali się w wąskiej przestrzeni między prawdą i własną fantazją, a w inicjał na każdej stronie wpisywali roślinę przybierającą zdeformowane kształty liter. Czułam wtedy, że gdybym tylko znalazła właściwy język, potrafiłabym odczytać słowa, które nieudolnie udawały nasz krajobraz”.

Quote icon
„Zimowla” jest opowieścią o poszukiwaniu śladów. Ale czy dopasowanie wszystkich elementów układanki daje gwarancję, że zobaczymy ciekawy obrazek?

Jestem „Zimowlą” zachwycona – po zapowiedziach prasowych reklamujących Cukrówkę jako „polskie Twin Peaks” spodziewałam się mglistej opowiastki z elementami realizmu magicznego, a dostałam mocną, gęstą, starannie splecioną z wielu wątków narrację, z której można wyciągać kolejne nitki wątku i osnowy, odkrywając nowe wzory, ale bez obaw o spójność całości. Dominika Słowik nie ograniczyła się do prostych dychotomii męskie–kobiece, wiara–nauka, realne–wyobrażone czy wreszcie PRL-owska nostalgia naprzeciw dzikiego kapitalizmu. Narratorką jest nastolatką, ale nie jest to kolejna Bildungsroman czasów transformacji, raczej raport z mało spektakularnych prób zrozumienia świata. Możemy nakładać na niego kolejne zasłony niesamowitości, wierzyć w płaczące obrazy, posłuszne woli człowieka pszczoły, w znaki na niebie i w ogrodach, ale i tak doścignie nas banalność prawdy. „Najtrudniej dostrzec rzeczywistość” – w tym zdaniu zawiera się skromna mądrość, którą naszym opornym, łaknącym fajerwerków umysłom serwuje Słowik w spokojnej, melancholijnej opowieści o cudach, które się nie odbyły.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).

Tagi

Numer wydania

266

Data

październik 2019

Czytaj też