Skip to main content

Cool P, Alik, Joachim Fiut, producent, raper, writer, człowiek orkiestra, który – jak sam rapuje – „daje zły przykład i daje nadzieję na hip-hop”. O ile bowiem próg wejścia w świat jego muzyki jest wysoki, to rozpościerająca się za nim przestrzeń okazuje się jedną z najbardziej fascynujących we współczesnym polskim rapie czy też w całej rodzimej popkulturze.

„Przez tę głupią nazwę dostajemy trochę w cipę. Ludzie się boją, algorytmy nas nie lubią, a cenzura… zresztą chuj z nią. Ale to działa w dużej mierze tak jak ci rodzice, co zakazują swoim dzieciom robić różne rzeczy, a małolatów jeszcze bardziej do tego ciągnie” – mówi głównodowodzący krakowskiej trupy artystycznej znanej jako ĆPAJ STAJL. Jej skład nieustannie się zmienia względem zawirowań życiowych jej twórców, a wszystkie cztery płyty wydane dotychczas pod tym szyldem są doświadczeniami granicznymi. Jednymi z najbardziej wulgarnych i brutalnych nadwiślańskich nagrań minionej dekady, a jednocześnie zapisem transgresji, gdzie agresja jest nieustannie kontrowana emocjonalnością, używki przynoszą ulgę, ekscytację i – przede wszystkim – zniszczenie, a seksizm nigdy nie odbiera kobietom prawa do samostanowienia i siły. Dojmująca szczerość rozładowuje się tu w ciętym żarcie, a wstrząsający niekiedy naturalizm zderza się z dziecięcą wręcz naiwnością.

„Miałem sen, że mam dziewczynę i synka / Obudził mnie kanar; ja nie pamiętam nazwiska / «Jedziemy na pętlę» – o kurwa, jak to brzmi! / Wyważam z buta drzwi, tutaj nie ma czym oddychać” – rapował Cool P w 2018 roku w numerze „Jak się nie ogarniesz”, a ja wciąż pamiętam moment, w którym po raz pierwszy usłyszałem te słowa i pomyślałem, że to redefinicja tego, czym twardy, awanturniczy rap może w ogóle być. „Uwielbiam bezpośredniość, z jaką ĆPAJ STAJL opisuje uzależnienie, przemoc i ten cały hardcore, co się wokół dzieje” – stwierdza Zdechły Osa, najbliższy estetycznie i towarzysko, acz nie geograficznie, reprezentant krajowego uniwersum rapowego. Wrocławianin po wielokroć gościł na nagraniach krakowiaków (i na odwrót), a jego macierzysta załoga THIRDEYE zamknęła zeszły rok wspólną trasą z Alikiem i jego bandą. „Oni często specjalnie przejaskrawiają czy wyolbrzymiają i jest to moim zdaniem wręcz wybitny zabieg stylistyczny – zauważa Osa. – Bo tu nie chodzi o wulgarność, ale o to, żeby do każdego dotarło, jakie to wszystko jest przerażające. Dla ludzi, którzy żyją inaczej, to może być za mocne, bo „tak się nie powinno mówić”, ale przynajmniej skłania ich to do jakiejś refleksji. Czasem trzeba na ostro, krótko tego odbiorcę trzymać”.

Potęgi klucz

Wszystko zaczęło się w 2018 roku od równie barwnego jak niebezpiecznego, chuligańskiego acz wrażliwego „Lata w ghettcie”. Wróć – wszystko zaczęło się od napoczętego rok wcześniej, a wydanego rok później „Melodramatu”. Wróć – wszystko zaczęło się, kiedy Alik przechadzał się między kolejkami na jardzie i tytuł kultowego amerykańskiego filmu hiphopowego „Wild Style” zrymował mu się ze stanem, w którym akurat się znajdował. Wróć – wszystko zaczęło się, kiedy ośmioletni Aleksander słuchał na kolonii Nagłego Ataku Spawacza. „«Później wbił widelec w jej drugą gałkę / I kręcił tak jakby nastawiał lornetkę / Nie znasz dnia ani godziny / Gdy napadną na ciebie jakieś skurwysyny», do dziś pamiętam te wszystkie wersy  wspomina. – Mój kuzyn, który mnie tym wszystkim karmił, powiedział mi wtedy, że już po nas idą. Siedziałem więc osrany pod kołdrą, ale nie potrafiłem tego przestać słuchać, takie to było fascynujące. Nigdy wcześniej nie słyszałem tylu przekleństw i też nie mogłem zrozumieć, dlaczego oni nie śpiewają, tylko tak… gadają”.

Wcześniej młody Aleksander słuchał głównie „Smerfnych Hitów” i zespołu swoich rodziców, czyli PRL-u. Na początku lat dziewięćdziesiątych znany z wczesnych składów Dezertera, Kultu czy Elektrycznych Gitar Rafał „Kwasek” Kwaśniewski i Ewa Langer alias Eva Fiut – wspólnie z Maciejem „Nitro” Kowalikiem, a później Robertem „Małym” Kasprzykiem – grali polskiego rock and rolla, wydali dwie płyty i wystąpili na większości festiwali muzycznych tego czasu od Jarocina po Opole. „«Złą wiadomość» PRL-u znałem na pamięć i później często do niej wracałem. Pewnie też przez to, że ze starym nie miałem za dużo kontaktu, więc przynajmniej słuchałem sobie jego nuty” – relacjonuje człowiek, który lata później przyjął pseudonim Cool P, a swoją niełatwą relację z ojcem opisał w utworze „Dzięki ci tato”.

Quote icon
«Złą wiadomość» PRL-u znałem na pamięć i później często do niej wracałem. Pewnie też przez to, że ze starym nie miałem za dużo kontaktu, więc przynajmniej słuchałem sobie jego nuty

„Zawsze podobała mi się ta rockandrollowa droga, bo też napatrzyłem się na nią jako mały berbeć na jakichś koncertach. Zajarała mnie gitara, więc też prędko się wkręciłem – jak chyba każdy – w Nirvanę czy jakiś taki nowy metal typu System of a Down. Limp Bizkit było dojebane, Rammstein do dziś uważam, że jest ciekawy i szalony, a jak tylko leciało Offspring, to w podstawówce na przerwie lataliśmy podekscytowani w kółko i odpierdalaliśmy nieświadome pogo”.

Gitarowe akordy, progresywne aranżacje i – przede wszystkim – rockowy tryb życia towarzyszą Alikowi do dzisiaj, jednak najważniejszym albumem tego okresu okazało się dla niego „The Marshall Mathers LP”. Rzeczoną kasetę dostał od kuzyna na Gwiazdkę – zrewanżował mu się… dokładnie tą samą kasetą – a jej wpływ słychać nie tylko we wspomnianym tu „Dzięki ci tato”, ale też szerzej całej ekspresji ĆPAJ STAJLu. Wczesna twórczość Eminema pobrzmiewa niekiedy w pianinkach nagrywanych przez młodszego brata Cool P, MłodegoGada600, jednak najwięcej cech wspólnych dla ich twórczości można znaleźć w tekstach. Przytłaczający komercyjny sukces i postępujące wraz z kolejnymi wydawnictwami upopowienie Marshalla Mathersa często bowiem zaciera wspomnienia o tym, jak bardzo wywrotowe było jego wejście w główny nurt. Jak bezlitosne były realia, w których się wychowywał, jak mocne były jego związki z substancjami psychoaktywnymi i jak bardzo brutalne były jego fantazje. Eminem szczerość rozładowywał żartem, naturalizm zderzał z naiwnością, a transgresje ubierał zwykle w bardzo chwytliwą, przebojową formę.

Z miasta kominów i smogu

Kraków ma długą i barwną historię rapowych wykroczeń – nieustannego podważania środowiskowego status quo i poszerzania stylistycznych ram gatunku, który w Polsce był w jego pionierskich latach widziany bardzo ortodoksyjnie. Od komercyjnego sukcesu Bolca, przez dancehallowe flirty Firmy, aż po dirty southowe preferencje Kobika, Małopolanie po wielokroć wychodzili naprzeciw obowiązującym trendom i tworzyli swój własny, osobny i – przez to też – wsobny hip-hop. O klątwie Krakowa napisałem swego czasu (o)powieść w odcinkach opublikowaną na łamach newonce.net. Nie chcąc się tu powtarzać, przytoczę tu tylko słowa jednego z najważniejszych budowniczych tej sceny, reprezentanta składów Intoskynator i PCP, Bastka, który często mawiał, że w Krakowie raperzy chcieli być bandytami, a bandyci raperami.


Rzeczona zależność miała dla małopolskiej sceny szereg różnych konsekwencji, a na podobnej dynamice Maciej Bochniak oparł po latach film „Freestyle”. Reżyser znany ze swoich muzycznych fascynacji („Miliard szczęśliwych ludzi”, „Disco polo”, „Ethiopiques. Muzyka duszy”) napisał go wspólnie z oddanym miłośnikiem twórczości ĆPAJ STAJLu, uznanym prozaikiem i cichym dezerterem ze świata literackiego, Sławomirem Shutym. Wymyślona przez nich historia dwóch kumpli, którzy chcą nagrywać rap, ale muszą przemycać kokainę, jest kolejną wariacją na temat pradawnego toposu o niespodziewanym długu, który trzeba jakoś spłacić i być może jeszcze wyjść przy tym na swoje. Tym razem jednak rozgrywa się ona na tle krakowskiego półświatka, do którego ścieżkę dźwiękową napisał Joachim Fiut.

„Jak w scenariuszu pojawiały się fragmenty «raperskie», to my tam ze Sławkiem wklejaliśmy jakieś randomowe, mniej lub bardziej pasujące teksty ĆPAJ STAJLu” – wspomina reżyser, którego łącznikiem ze światem hip-hopu był zawsze jego młodszy brat, Tomasz, montażysta i animator odpowiedzialny między innymi za zjawiskowe „Cargo” Wysokiego Lotu i Joanny Kulig. – Od początku wiedzieliśmy, że będziemy musieli te podłożone teksty później wymienić, ale też byliśmy pewni, że muszą je dla nas napisać ci sami ludzie. Autentyczność ich nagrań jest bowiem zupełnie zjawiskowa – słychać w nich od razu, ile oni przeżyli i jaką opowieść wnoszą ze sobą na scenę. A że jeszcze bity Alika bardzo mi się spodobały i w moment zarezonowały z tą historią, to oddałem mu skomponowanie całej muzyki ilustracyjnej. Było to dla nas obu sporym wyzwaniem, bo to był jego debiut – nigdy wcześniej nie pracował przy filmie, nie miał żadnego doświadczenia, jak się tworzy takie motywy, rozwija je i kładzie pod ekran. O to właśnie mi chodziło, żeby wpuścić w to kogoś, kto nie ma myślenia typowo filmowego, tylko swoje własne, i zobaczyć, jak to gra z kamerą”.

ĆPAJ STAJL w studioĆPAJ STAJL w studio
ĆPAJ STAJL i Zdechły Osa w studio, fot. @tymo.77


I choć nazwa ĆPAJ STAJL w napisach końcowych pojawia się tylko raz (w roli autorów utworu „Dzikie prerie”), to właściwie cały ten tytułowy „Freestyle” został zrealizowany pod batutą Cool P. Joachim Fiut skomponował i konsultował muzykę, Aleksander Kwaśniewski podpisał się pod wieloma innymi utworami, a Alik szkolił – grających główne role – Macieja Musiałowskiego i Michała Sikorskiego z rapowania i wspólnie z Konym pisał im teksty. Jeśli weźmiemy poprawkę na to, że zeszłoroczny film Macieja Bochniaka był mainstreamową produkcją zrealizowaną dla Netflixa, a ĆPAJ STAJL jest wciąż niezależnym zespołem wydającym swoje płyty własnym sumptem, ta współpraca wydaje się tym bardziej znacząca – w Polsce podobne mezalianse następują nieporównywalnie rzadziej niż w Stanach czy zachodniej Europie.

Skaczemy z okien

Wróćmy jednak z powrotem do 2010 roku, w którym nie do końca trzeźwy Alik z aerozolem w ręku oznaczał swój teren. Miał już wtedy nazwę, kilka bitów i parę g-funkowych zwrotek zarejestrowanych w swoim pokoju, pod kocem – tak żeby nie stresować mamy. Chwilę później poznał Konego (KON – Kurwa, Oczywiście Najlepszy, reprezentant składu Biały Kruk, znany też jako MLK) i wspólnie zaczęli nagrywać numery do szuflady. O ile bowiem ĆPAJ STAJL stanął wtedy na dwóch (chwiejnych niekiedy) nogach, to w ówczesnym polskim konwenansie rapowym nie mieściło się pierwszoosobowe rymowanie o straceńczym życiu, które relacjonowali krakowianie, a dodatkowo paranoja skłaniała ich, żeby nieustannie dopracowywać gotowe już niekiedy numery. Ich archiwa cały czas pęczniały, freestyle na imprezach szedł nieustanny, a szereg osób, które przez te balangi się przewijało, stało się częścią „PRAWDZIWEJ HISTORII ĆPAJ STAJLU”.

Pierwszy wgląd do tego (pół)światka szersze gremia zyskały w 2018 roku za sprawą mixtejpu „Lato w ghettcie” – na wskroś zjawiskowego zapisu chuligańskiej emocjonalności zrealizowanego przy wtórze podkładów równie eklektycznych, jak w (światowym) rapie niespotykanych. Bity Alika były jednocześnie rozbudowane i esencjonalne, eksperymentalne acz chwytliwe, zupełnie osobne i filmowo wręcz klimatyczne. Zwrotki Cool P, Konego i rozlicznej załogi krakowskich awanturników trzymały tymczasem wprost idealny balans pomiędzy powagą a luzem, prawdą i żartem, zgrywą i groźbą. Zgodnie z – dojmująco prawdziwym – cytatem z Ice’a T mówiącym o tym, że „rap jest przezabawny, ale jak cię nie bawi, może cię nie lada przerazić”, ĆPAJ STAJL w moment zyskał oddane grono fanów i kilku zagorzałych przeciwników w osobach staroszkolnych, rapowych ortodoksów i świętoszkowatych obrońców cudzej moralności.

Rok później, w wigilię świąt Bożego Narodzenia wyszedł „Melodramat”, który został w większości nagrany jeszcze przed debiutem i jest na nim tylko jeden gość – Sebol Bejsbol. Warstwa instrumentalna tego krążka utwierdziła pozycję Alika w pierwszym szeregu najciekawszych polskich producentów hiphopowych (i nie tylko), a takie utwory jak „Młody Synek” czy „Martyrologia dzielni” do dziś pozostają jednymi z najlepszych tekstów Konego – spisanymi na marginesie życia, przejmującymi lamentami nad miastem kultury... i noży.


Kolejne dwa lata minęły tymczasem na reorganizacji. O ile bowiem szuflady ĆPAJ STAJLu wciąż były pełne – i do dziś są opróżniane na SoundCloudzie Joachima Fiuta – to apetyt zaczął rosnąć w miarę jedzenia i Małopolanie postanowili przypuścić atak na główny nurt, a dokładnie podać mu „Złoty strzał”. Ich pierwszy album dystrybuowany w głównym obiegu promowany był czterema hitowymi singlami: „5PM”, „Życie to dziffka”, „Złoty strzał” i „Krowodrza”. Hit w ich przypadku należałoby jednak rozumieć jako niesamowicie chwytliwą, nośną piosenkę, ale też jako anglojęzyczny termin oznaczający wzięcie macha z jointa lub podanie jakiejś innej substancji dożylnie. Kiedy Alik śpiewał z gitarą tytułowy, samobójczy szlagier, nadwiślańskie uniwersum rapowe dawno już co prawda było pogodzone z wszelkimi możliwymi substancjami – od „Patointeligencji” Maty po „Spodenki do ćpania” Kaza Bałagane – lecz na podobny poziom transgresji nie było gotowe i nigdy raczej nie będzie. „ĆPAJ STAJL jest zbyt patologiczny dla mainstreamu, a za mało patologiczny, żeby to był viralowy, memiczny rap do internetu” – stwierdza Alik.

Wezmę cię na dno

„Ja inspirację często zbieram tam, gdzie światło nie dociera – na melinie z ziomkami w trybie zombie i jak już mam jakieś zaczątki, to muszę przetrzeźwieć, przemęczyć się i martwić się, że to wszystko jebał pies, po czym wreszcie dochodzę do siebie i kiedy mi się zaczynają pojawiać te naturalne hormony szczęścia, to wtedy mogę wrócić do studia” – tak proces kreatywny stojący za płytami ĆPAJ STAJLu relacjonuje Cool P, który w skicie pojawiającym się w utworze „5PM” pół żartem, pół serio mówi, że uzależniony jest od wszystkiego. „Na początku mam taki wyrzut weny i pomysłów – siędzę i napierdalam, jest zajebiście, robię nowe kawałki, dopisuję wersy i... przesadzam, tracę ten entuzjazm i zaraz znów mnie gdzieś zabiera. Na początku przez chwilę jest zajebiście, a potem się okazuje, że to życie po prostu nie jest łatwe, i... tyle” – dodaje. I choć współczesna scena rapowa dawno już wyzbyła się swojej początkowej moralnej ortodoksji i nawet w swoich najbardziej komercyjnych przejawach – Malik Montana, Kizo, Smolasty – jest dziś często napędzana kokainą, MDMA i szeregiem aptecznych (i nieaptecznych) piguł czy syropów, to rzadko daje wgląd w, zazwyczaj tragiczne, konsekwencje takiego stylu życia. Transgresywna wartość ĆPAJ STAJLu nie wynika więc z tego, że ich nagrania mówią o narkotykach, ale z odwagi, z jaką mówią o skutkach ich przyjmowania.

Quote icon
Transgresywna wartość ĆPAJ STAJLu nie wynika z tego, że ich nagrania mówią o narkotykach, ale z odwagi, z jaką mówią o skutkach ich przyjmowania

„Poszedłem na odwyk, bo od kilku lat nie miałem stopki / Dzisiaj przynajmniej nie piję gorzoły tak jak pieprzony Anthony Hopkins / Nie mam wątroby, nie mam roboty i nie mam ochoty na nic / Jedyne co przychodzi do głowy, to żeby się zabić / Zapić albo wziąć dragi / Niestety nie mam odwagi się życia pozbawić / Za to mam długi oraz, kurwa, liczne zatargi / I to nie żarty” – rapuje Kony w jedynej zwrotce, jaką zarejestrował na zeszłoroczny, czwarty krążek krakowian zatytułowany „BIAŁE SZALEŃSTWO”, a w jego słowach wybrzmiewa poruszająca prawda. Tym bardziej dojmująca, kiedy ludzie z bliższych bądź dalszych kręgów zespołu kończą przedwcześnie „martwi lub za kratkami”, jak brzmi tytuł jednego z ich numerów. O ile bowiem katalog ĆPAJ STAJLu jest pełen – tak bardzo rapowych – przechwałek, wyolbrzymień i zgryw, to jeszcze więcej jest w nim zaklęć, które rzucają na rzeczywistość i siebie samych, walcząc o przetrwanie „w kręgu przemocy i używek bardzo obrazowo opisanym w „Młodym synku”.

Tak mocno wytarta w historii (promocji) muzyki rozrywkowej funkcja terapeutyczna ekspresji wokalnej przyjmuje tu często formę dialogu ze sobą samym, a słuchacz musi nieustannie być wyczulony na podtekst i pamiętać o starej zasadzie mówiącej o tym, że rap robi ze złych ludzi dobrych i na odwrót. „My jesteśmy jebnięci, ale jesteśmy też mądrzy. Nie hołdujemy takiemu stylowi życia, tylko sobie narzekamy na to, że znowu nie jest zbyt wesoło. I trochę też się z tego śmiejemy, bo inaczej byśmy wpadli w depresję i nic więcej byśmy nie nagrali – mówi Alik z wrodzoną szczerością. – Mamy różne przemyślenia z tym związane, bo przeżyliśmy całkiem sporo i naprawdę byśmy nie chcieli, żeby słuchacze nas naśladowali, szczególnie że małolaci są teraz o wiele bardziej pojebani niż my kiedyś. Sami się za to trochę karcimy, jednak robimy to zawsze z takim dziwacznym dystansem, bo inaczej byśmy nie dali rady i też jak ktoś tak gada pouczająco, to nigdy nie słuchamy. Na pewno takie graniczne sytuacje, jak ktoś schodzi, sprawiają, że patrzę na te numery z innej perspektywy, ale też nigdy to nie będzie tematem tabu. Na «Białym szaleństwie» byłem trzeźwy, a teraz znów zrobiłem sobie cały krążek na wyjebce, bo stwierdziłem, że co ja się będę gryzł w język i się blokował”.

Muszę się wyszumieć

„Największym problemem w pracy z Alikiem jest to, że on jest szalonym wizjonerem, perfekcjonistą, który robi tak długo, aż wszyscy są na niego wkurwieni, bo trzeci deadline dawno już minął i naprawdę trzeba już to oddać” – stwierdza Wojtek Perczyński, inżynier studyjny odpowiedzialny za miks i/lub mastering płyt Brodki, Kosmonautów, Gerdy czy dwóch ostatnich krążków Małopolan. – Ze wszystkich płyt, które miksowałem, nad ĆPAJ STAJLami było najwięcej pracy, bo nie dość, że to jest bardzo barokowa muzyka – tam jest po sto dwadzieścia, a czasem i sto pięćdziesiąt śladów – to później ona jeszcze cały czas się przepoczwarza. Na trzy dni przed końcem miksu wymienialiśmy na przykład wszystkie reverby na płycie, bo Alik doszedł do wniosku, że woli ciemne”.

ĆPAJ STAJL BIAŁE SZALEŃSTWO, ĆPAJ STAJL 2024ĆPAJ STAJL „BIAŁE SZALEŃSTWO”, ĆPAJ STAJL 2024Na „BIAŁYM SZALEŃSTWIE” – wydanym wiosną zeszłego roku najnowszym albumie ĆPAJ STAJLu – gości jest więcej niż w całych dyskografiach wielu innych zespołów. Od bliżej lub dalej związanych ze składem raperów takich jak Abram Montana, CRANK ALL czy Zdechły Osa, przez powszechnie kojarzone postaci w rodzaju Kaza Bałagane czy Kukona, aż po undergroundowych wyjadaczy pokroju Młodego Zgreda, Pikersa, Konesera czy DMG96. Wszyscy z nich lądują jednak w dusznej i fascynującej audiosferze Alika i wspólnie z nim pędzą w dół kolorowym wzgórzem.

„Ja dostałem korby – zajebałem tę płytę, każdą jej sekundę. Moja mama mówi, że nie da się tego przesłuchać w całości, ale teraz mało kto słucha płyt od początku do końca, a mi się i tak wydaje, że da się to całe wciągnąć. Niektórzy lubią intensywność, a inni łatwo się przebodźcowują i im to ryje beret, więc niech sobie słuchają na raty. To nie jest muzyka do słuchania w tle – zaznacza Cool P i zaraz już pędzi, by opowiedzieć o swoich kolejnych pomysłach. – Ja się napaliłem, żeby zebrać na tej płycie wszystkich ludzi ze sceny około undergroundowej. Bo tego typu rzeczy są mi najbliższe, ale też myślałem, że przez te featy album pójdzie dużo dalej; myślałem, że będę bogaty, a tu chuj. Trochę więc ponarzekałem i dalej robię swoje – upraszczam to wszystko, bo nasłuchałem się teraz dużo najebanych kodeiną kryminalistów ze Stanów i... też tak chcę; to daje mi ostatnio najwięcej przyjemności”.

Tę radość i luz słychać w nastu szkicach, które wypełniają projekt o roboczej nazwie „M.E.L.I.N.A.” i całe wprost tętnią południowym, amerykańskim rapem – rozgrzanymi do czerwoności przetwornikami głosu i pompującym dopaminę do mózgu, charakterystycznym brzmieniem Rolanda TR-808. O ile jednak autotune’owe wokale i trapowe patenty produkcyjne pojawiały się już na poprzednich albumach ĆPAJ STAJLu, to ten materiał ciąży właśnie ku uproszczeniu i pozostawia nieporównywalnie więcej miejsca na eksperymenty z flow i językiem czy też bełkotem.


„My na południu od zawsze mamy na to papiery, bo dla ludzi z innych stron Polski to nasze gadanie trochę brzmi jak bełkot; nasza mowa zachwaszczona. A że ja ostatnimi czasy mocno Alika strapowałem, to bardzo naturalnie nasze wspólne nagrywki też poszły w tę stronę” – mówi CRANK ALL, solowy krakowski raper, obecnie jeden z najbliższych satelitów ĆPAJ STAJLu, którego dyskografia od czasów „Americano Mixtape” jest ciekawym przykładem stylowego upraszczania, technicznego mamrotania i gadania sprytnych, śmiesznych głupot. „Picasso kiedyś powiedział, że zajęło mu cztery lata, żeby malować jak Rafael, ale uczył się całe życie, aby malować jak dziecko. I jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi, to się przekłada na rap czy też konkretnie trap”.

Wrzuć na luz

„Żeby robić zajebiste rzeczy, nieważne, w jakiej gałęzi sztuki, a w rapie to już na pewno, trzeba mieć odwagę, pewność siebie i luz, a polskim chłopakom brakuje luzu, jak to kiedyś powiedział Bolec – stwierdza Alik. – Poblokowani są ludzie, zaszczuci i trzeba to jakoś przełamać. Można używkami, ale można też bez nich, bo jak się człowiek dobrze prowadzi, to też działa. Teraz miałem dobry miesiąc, wstawałem rano i jadłem owsiankę, co drugi dzień jogging i wtedy powstawały najlepsze rzeczy – wyspany, najedzony, ten mój słupek lęku miałem bardzo niski. A że w zeszłym tygodniu popuściłem lejce, to już mnie całego spina – nagle rzeczy się zbierają, mieszkanie i studio wypełnia się śmieciami, ciążą nad tobą sprawy, o których nawet nie pamiętasz, ale wiesz, że one gdzieś tam były, i to się wszystko hiperbolizuje przez ten chujowy stan”.

Ubiegły rok ĆPAJ STAJL domknął trasą ze Zdechłym Osą, a w tym Alik ma już kilka rozgrzebanych projektów: oprócz tego już wspomnianego, trapowego, jest jeszcze współprodukowana przez niego debiutancka płyta Ali 17, znanej też jako Ajla, album Abrama Montany i własne solo, które zapowiada od blisko dwóch lat. Każdy z tych projektów ma inne punkty odniesienia – dirty southowy rap, triphopowe R’n’B i nadwiślańskie country czy też psychodeliczny kowboj koktajl – jednak wszystkie skończą na pewno jako zupełnie osobne hybrydy tych inspiracji i autorskiego sznytu Cool P. Obrosną w rapową grozę, rockowy wygar i międzystylową transgresję, nasycą się emocjami i brudem, nabiorą autentyzmu i luzu, którego cały katalog ĆPAJ STAJLu zdaje się jednym długim zapisem.

„Ja teraz przeżywam drugą młodość, albo i trzecią. Wreszcie zacząłem się spełniać jako gość, który gada, bo wcześniej czułem się jak taki producent, który wymyśla chwytliwe refreny, ale trzyma się w cieniu; chciałem w tym wszystkim być szarą eminencją. Opierałem mnóstwo naszych wspólnych numerów na Konym – on był tam mocą liryczną – a teraz jestem samowystarczalny” – zaznacza Alik, zbierając się powoli do studia Dwa Domy, gdzie zaczął już rejestrować numery na swój solowy debiut. Zanim nagra i wyda kolejne chuligańskie piosenki rapowe z Konym, CRANK ALLem czy Zdechłym Osą, musi się zmierzyć z bodajże najbardziej osobistymi utworami, jakie kiedykolwiek napisał: o miłości, o babci, o życiu. „Bo ja muszę gadać o tym, co mnie aktualnie zajmuje – dodaje na odchodnym. – Nie potrafię wymyślić sobie jakiegoś tematu, przeczytać o tym książki czy dwóch i wtedy napisać piosenki. Dopiero od niedawna pracuję nad tym, żeby tak się nie koncentrować na treści i czerpać przyjemność z samego procesu, nagrywając nawet najgłupsze gówno na świecie. Zwykle jednak działa to tak, że jak się pokłócę z dupą, to jadę do studia nagrać love song. I jak się tam czasem za bardzo uzewnętrznię, to zaraz muszę to przełamać żartem albo jakimś wulgaryzmem. Więc jak piosenka o miłości, to toksyczna; jak numer uliczny, to na bekę; jak za dużo w tym wszystkim prawdy, to od razu żart. Humor jest w tym wszystkim bardzo ważny, pozwala iść dalej przed siebie. Pojawia się w tym jakaś kreacja, a nie tylko ja z sercem na dłoni. Wrzucam parę «dziwek» i od razu łatwiej mi to wszystko przełknąć”.

Tagi

Numer wydania

404

Data

styczeń 2025

Czytaj też