Skip to main content

„A teraz zatańczę dla was pierwszy taniec, którego nauczyłem się w życiu”. W solo „All that I left behind is here” Romuald Krężel wraca do początku lat dziewięćdziesiątych i do zajęć z tańca, na które jako dziesięciolatek uczęszczał we wrocławskiej podstawówce. 

Samotny Krężel przechodzi na scenie między instrumentami – to zagra na gitarze parę dźwięków, które zawisną w powtórzeniach samplera, to wypuści koncertowy dym na scenę, jakby samotnie bawił się w koncertowy występ. Z głową przykrytą staroświecką, swojską serwetą czy obrusem przypomina trochę dziecko bawiące się w ducha. Bo przecież „All that I left behind is here” to trochę seans spirytystyczny, wywoływanie duchów przeszłości. Są też ciche zaklęcia: jesteś na swoim miejscu, nie musisz się wstydzić.

Sceniczny czas płynie w dość spokojnym, nieco melancholijnym rytmie: skupiona obecność, powrót do dawno wykonywanych i dawno nauczonych kroków. Walc, pasodoble, rock & roll czy tango, zakończone jakimś publicznym występem w szkole tańca. Krężel bardziej się rusza, niż mówi, ale z pojedynczych zdań wyłania się zarys tanecznej autobiografii. 

Szkolny występ to wstęp do sztuk performatywnych. I pewnie, potem były studia aktorskie w szkole filmowej w Łodzi, choreograficzne w Instytucie Teatrologii Stosowanej w Gießen, pod Frankfurtem nad Menem. Biografia Krężla jest dość zróżnicowana, przez lata – raczej prekarna – współpracował przy niezależnych produkcjach czy to z Weroniką Szczawińską („Re-wolt”, „Teren badań: literatura dziewczęca z poznańskich Jeżyc”), czy z Januszem Opryńskim („Bracia Karamazow”, „Lód”). Reżyserował własne kameralne spektakle w Kaliszu, w Komunie Warszawa, w warszawskim Nowym Teatrze. Od lat mieszka i tworzy w Niemczech. I „All that I left behind is here” powstało właśnie tam – w berlińskich Uferstudios – choć przenosi nas do Wrocławia z czasu szczytu transformacji ustrojowej.

Quote icon
Od lat mieszka i tworzy w Niemczech. I „All I left behind is here” powstało właśnie tam – w berlińskich Uferstudios

Choreografia zaskakująco dobrze nadaje się do takich powrotów. Stereotypowo uważana za sztukę abstrakcyjną, osadzona jest przecież w cielesnym konkrecie, w tym, co ciało pamięta.

„Habitus jest trwały, ale nie statyczny czy też wieczny: dyspozycje są kształtowane społecznie, ale mogą ulec erozji, podważeniu lub nawet całkowitemu rozbiciu spowodowanemu przez wystawienie na nowe siły zewnętrzne” – pisał Loïc Wacquant (przekład Tomasza Warczoka). Taką siłą zewnętrzną jest między innymi fachowa edukacja. Wracając do jej początków, Krężel jakby starał się pokazać habitus w momencie niedookreślonym i migotliwym, jako podlegający nieustannej rewizji. Taneczne solo z Berlina, jako wypowiedź o klasie, awansie i zmianie społecznej w określonym momencie polskiej historii, dla określonego pokolenia – zdaje się bardzo trafne.

Zarazem Krężlowi w „All that I left behind is here” udaje się uniknąć szeregu pułapek wynikających z mody na „zwrot ludowy”, rodzinne historie i autobiograficzne rozliczenia. Nie szuka w zamierzchłej przeszłości, idealizowanej wiejskiej wspólnocie czy zrytualizowanych już szlagwortach o „mentalności folwarcznej” – tylko w konkrecie, perspektywie osobistej, lokalnej mikrohistorii. Wreszcie, Krężel w swoim spektaklu nie unika refleksji nad PRL, która w rozmowach o polskim „zwrocie ludowym” często umyka albo jest zbywana paroma mniej lub bardziej banalnymi zdaniami.

Głos Ireny Krężel, na co dzień pracującej w sklepie, matki Romualda Krężla, który pojawia się na koniec „All that I left behind is here” w krótkiej nagranej rozmowie, nie służy tylko utwierdzeniu się we własnych rozpoznaniach, pretensjach czy fantazjach artysty. Przeciwnie, rozbija ramy wyznaczone przez konkurs na „polskiego Eribona”. 

Osoba w ciemnym garniturze i zasłoniętej twarzy korzysta z urządzenia wytwarzającego dym, tworząc intensywną atmosferę przy słabym oświetleniu. W tle widoczne są trzy podświetlone obiekty.fot. ©Dorothea„Chodziłaś do teatru – czułaś się kiedyś nie na miejscu w teatrze?” – pyta Romuald Krężel. „Nie” – odpowiada Irena Krężel. „Jako miejsce, które nie należy do ciebie, nie do tej klasy?” – dopytuje syn. „Nie, nie. Dlatego że ja lubiłam, ja dużo czytałam zawsze. I czytam do dzisiaj dużo. Ja lubiłam pójść do teatru, do kina. Byłam ostatnio w Forum Muzyki, też mi się bardzo podobało. Tak że nie, nie czułam się źle w takich miejscach” – mówi matka. 

Przecież nie tak brzmi prawidłowa odpowiedź, nie tak jest u pana Bourdieu napisane. Sklepowa powinna czuć się onieśmielona wobec awangardowego teatru, a jeśli już go odwiedzi – to w ramach grupowej zorganizowanej wycieczki, na przykład z zakładu pracy. 

Quote icon
„Chodziłaś do teatru – czułaś się kiedyś nie na miejscu w teatrze?” – pyta Romuald Krężel. „Nie” – odpowiada Irena Krężel

Tyle że Pierre Bourdieu pisał o kraju z samego jądra kapitalistycznego centrum, a Krężlowie – Romuald i Irena – opowiadają o kraju, który podjął półperyferyjną próbę modernizacji i społecznej rewolucji. Jest w słowach Ireny Krężel sporo o ciężkiej pracy i o tym, jak zmienia ciało; o dźwiganiu ciężarów w delikatesach Społem na Świdnickiej („teraz jest na tym miejscu KFC” – słyszymy w rozmowie) i o zatrudnianiu na czarno w latach 90.; ale też o tym, że dobrze jest móc dziś podróżować.

Powiedzieć, że w słowach kobiety wybrzmiewa nostalgia za PRL, to byłoby o wiele za dużo. Nie ma tam jednak demonizowania realnego socjalizmu ani też jego idealizacji. „Myśmy byli mniej więcej jednakowo ubrani. (...) To było nasze środowisko i myśmy nie czuli jakiejś takiej presji, bo czy rodzice byli dyrektorami czy ekspedientkami, i wszyscy my się na podwórku razem bawili. Nie było u nas tej różnicy wśród dzieci klasowej, nie było” – mówi Irena Krężel. I choć w kontekście socjologicznych i historycznych badań to nie jest do końca prawda – PRL nie był krajem pełnej równości, a z czasem dysproporcje rosły – to jednak widać różnice celów stawianych sobie przez polskie państwo wtedy i stawianych sobie później.

„All that I left behind is here” widziałem nie w Niemczech, a w Belgradzie, na festiwalu Kondenz. Serbia jest jednym z krajów priorytetowych dla kulturalnego programu polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Trudno się dziwić – po 24 lutego 2022 roku do Serbii przyjechało ponad 300 tysięcy Rosjan, najwięcej – do Belgradu. W obecnym geopolitycznym kontekście jeśli myślimy o kulturze jako „soft power”, choć dziś wstydliwie unikamy już tego określenia, obecność tam jest istotna, stąd polskich wizyt – teatralnych, literackich czy muzycznych – będzie teraz na Bałkanach więcej.

Dobrze by jednak było, gdyby jakaś instytucja, festiwal czy ktokolwiek inny ściągnął polsko-niemieckie solo Krężla również do Polski. Podczas gdy lewicowa myśl w polskim teatrze zaczęła kręcić się w miejscu, spektakl Krężla to cenne spojrzenie z ukosa. 

Tekst powstał dzięki wsparciu Instytutu Polskiego w Belgradzie

Tagi

Numer wydania

404

Data

styczeń 2025

Czytaj też