Skip to main content

Ten schemat narracyjny powtarza się w nowej polskiej prozie dość często. Autorzy splatają fabułę, opowiadając równolegle losy trójki przyjaciół („Książka o przyjaźni” Macieja Marcisza, „Powszednia historia” Sebastiana Nowaka) albo trzech pokoleń rodziny (ostatnie powieści Sylwii Chutnik, Anny Dziewit-Meller, debiut Jacka Paśnika). System trójkowy jest z kilku powodów atrakcyjny: pozwala szybko i sprawnie zaprezentować awans społeczny bohaterów, emancypację kobiet i mniejszości seksualnych na przestrzeni ostatniego stulecia albo różne – choć uzupełniające się – modele życia, które składają się na portret jednego pokolenia.

Także w debiutanckiej powieści Natalii Szostak narracja prowadzona jest przez kobiece trio – równolegle z punktu widzenia: Alicji (babki), Hanki (matki) i Marianny (córki). Nastoletnia Marianna i jej młodszy brat Kuba dowiadują się, że rodzice zmuszeni są wyjechać na kilka miesięcy za granicę, by odkuć się finansowo, ponieważ Grzegorz, mąż Hanki, bardzo się zadłużył. Rodzeństwo zostaje z matką Grzegorza, Alicją, która właśnie przechodzi na emeryturę. W całej historii niemałą rolę odgrywa adoptowana przez Mariannę psina Frajda, której Alicja nie chce przygarnąć razem z wnukami, co czyni z niej w oczach czytelniczek osobę raczej chłodną – na zasadzie odwrócenia znanej hollywoodzkiej dewizy: „Chcesz, by twój bohater zyskał sympatię? Daj mu psa”.

Książka Szostak – dziennikarki „Wysokich Obcasów” i „Książek. Magazynu do czytania” – odwołując się do typowej dla naszego kraju i czasu historii rodzinnej, mierzy się z problemami eurosieroctwa (temat podjęli także niedawno Anna Cieplak w powieści „Rozpływaj się” oraz Tomasz Tyczyński w opowiadaniu „Cienie” z debiutanckiego tomu „Nieuzasadnione poczucie szczęścia”), rozpadu rodziny nuklearnej, awansu społecznego kobiet, samotności nastolatek oraz kryzysu męskości. Ale po kolei.

Quote icon
Książka Szostak mierzy się z problemami eurosieroctwa, rozpadu rodziny, awansu społecznego, samotności, kryzysu męskości

Sześć lat temu w ankiecie przeprowadzonej przez CBOS aż 10% z nas przyznało, że ma za granicą kogoś bliskiego, kto dotąd z nami mieszkał – partnera, rodzica, rodzeństwo. Choć socjologowie i socjolożki od dawna analizują konsekwencje wyjazdów zarobkowych Polek i Polaków, w swoich badaniach dostrzegają także istotną lukę – wciąż niewiele wiadomo na temat długofalowych, psychologicznych następstw tego zjawiska, w szczególności kosztów emocjonalnych, jakie ponoszą dorastające dzieci. Najczęściej chodzi o poczucie osamotnienia i winy oraz lęk, również przed odrzuceniem przez rodzica. Wyjazd za granicę wiąże się z równie dużym stresem i poczuciem winy u samych emigrujących, także dlatego, że bywa ostatnią deską ratunku przed bankructwem i utratą bliskich. To sytuacje wstydliwe. Co gorsza – często nie ma dla nich alternatywy.

Natalia Szostak, „Zguba”.W.A.B., 256 stron, w księgarniach od marca 2023

W opowieści Szostak winą za koszty emocjonalne, jakie ponoszą Marianna i Kuba, jednoznacznie obarczony zostaje ojciec, który – dotąd właściwie samodzielnie utrzymujący czteroosobową rodzinę – traci stałe źródło dochodów. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego hurtownia Grzegorza bankrutuje. Czy to wina jego opieszałości i niedopatrzenia? A może jednak okoliczności rynku, rosnące koszty, podwyżki cen energii albo pojawienie się konkurencji sprawiają, że zmuszony jest zamknąć swój coraz gorzej prosperujący biznes?

Wielu chłopców z pokolenia Grzegorza – syna nadgorliwej pracownicy kancelarii notarialnej – uczono, że zdolność do zapewnienia bytu własnej rodzinie jest miarą męskości. Ciekawe, że mimo uwzględnienia tego stereotypowego patriarchalnego modelowania w życiorysie swojego bohatera autorka „Zguby” nie próbuje ani na moment stanąć w jego obronie, nawet gdy przechodzi on poważne załamanie nerwowe. Patrzy na ojca rodziny krytycznie oczami jego żony, matki i córki, nie udzielając mu głosu.

Grzegorz po prostu znika i to dla mnie jedna z większych zgub tej historii, bo kultura wciąż ma do zaoferowania niewiele obrazów mężczyzn, którzy pokonując przeciwności – utratę pracy, zaufania i pewności siebie, kryzys w związku – odradzają się z martwoty. Powiew świeżości wniosła tu niedawno „Historia małżeńska” Noaha Baumbacha, dzieląc uczciwie punkt widzenia pomiędzy rozstającą się parę, pozostawiwszy ocenę relacji Nicole i Charliego widowni. Podobnie tę kwestię rozegrali twórcy świetnego serialu „Rozterki Fleishmana” zrealizowanego na podstawie powieści Taffy Brodesser-Akner z 2019 roku. Zwykle bywało jednak tak jak w słynnej hollywoodzkiej produkcji „American Beauty”, którą amerykańska feministka bell hooks wskazała jako klasyczne dla naszego czasu ujęcie męskiej depresji. Przesłanie filmu brzmi mniej więcej tak: „Hej, skoro sobie nie radzisz jako mężczyzna, którym powinieneś być w oczach swoich bliskich, najlepiej będzie, jak umrzesz”. Kultura patriarchalna nigdy tak naprawdę nie dbała o to, że mężczyźni są w swoich rolach nieszczęśliwi – tak myślą dziś przynajmniej niektóre feministki. Niestety, śladu takiej myśli nie znajdziemy w powieści Szostak.

Quote icon
Autorka patrzy na ojca rodziny krytycznie oczami jego żony, matki i córki, nie udzielając mu głosu

Autorka wyciąga wnioski za nas wszystkie. Dlatego nawet jedenastoletni Kuba – obok innych facetów w tej książce – jest słaby, a jednocześnie zawsze znajduje się, za sprawą irytującej Mariannę chorobliwości, w centrum uwagi dorosłych kobiet. Mężczyźni u Szostak zawsze chcą partnerki kontrolować albo odchodzą, zadłużają się, oszukują, stosują przemoc finansową albo wpadają w depresję. Są zbyt delikatni, brakuje im charakteru i dumy, zdradzają. Ale przede wszystkim odpowiadają za rozpad rodziny. A ten – i to chyba najmocniej mnie zaskoczyło w powieści Szostak – zostaje skrytykowany z dość konserwatywnych pozycji. Rodzina nuklearna okazuje się w „Zgubie” nadrzędną wartością. Co więcej, idąc za głosem nastoletniej Marianny, dowiadujemy się na przykład, że kobieta powinna gotować, a nie kupować posiłki (te w powieści spływają spuszczone w kiblu). Przygotowany własnoręcznie obiad jest oznaką normalności. Dla całej historii nie jest to błahostka, ponieważ mimochodem zamyka kobiety w skompromitowanych rolach strażniczek domowego ogniska.

Tytułowa „Zguba” wiąże się ze zniknięciem oraz utratą głosu młodej bohaterki. Przy czym jest ono raczej deklarowane – już w pierwszych akapitach, więc nie zdradzam zbyt wiele – niż fabularnie uwzględnione w przebiegu akcji. Ta deklaratywność skądinąd, opisywanie zamiast pokazywania czytelniczkom świata, który mogłyby interpretować po swojemu, jest poważną słabością książki. „Całe dotychczasowe życie szła jak po sznurku” – myśli o sobie Hanka, ale – jestem o tym przekonana – nie trzeba było tego mówić czytelniczce. Po to między innymi czytamy powieści, że czerpiemy satysfakcję z domysłów na temat motywów działania bohaterów. Więcej nawet – chcemy mieć na ich temat wątpliwości. Tymczasem w finałowej rozmowie Alicji z Hanką dostajemy kompletny wykład na temat tego, co właśnie przeczytałyśmy. Konfrontacja z teściową ma oczywiście swoje uzasadnienie fabularne, ale można było z niej wyciąć co najmniej kilkanaście akapitów. Szczególnie że o ile z początku autorka znajduje miejsce na nie wnoszące wiele do opowieści opisy referatów, które przygotowuje do szkoły Marianna (a które wyglądają na szkice tekstów prasowych), o tyle półroczny pobyt Hanki i Grzegorza w Londynie, który wszystko w tej rodzinie zmienia, sprowadzony jest do kilku stron prędkiego, pobieżnego sprawozdania opartego na schematach emigracyjnego życia.

I przede wszystkim – razi sztampa, pretensjonalny styl tej prozy. Ale brak umiejętności literackich obnażają przede wszystkim wewnętrzne monologi bohaterek „Zguby”, których mimo różnic wieku praktycznie nic nie odróżnia, może poza pojawiającymi się atrybutami – jedna z nich ma kompulsywnie używanego mopa (Alicja), druga gary (Hanka), trzecia komórkę (Marianna). W sytuacji, gdy mamy na rynku setki powieści młodzieżowych, w których – jak u Alice Oseman chociażby – nastoletnie bohaterki opowiadają o relacjach rodzinnych tytułami piosenek Avril Lavigne, to dość spore zaniedbanie, odbierające historii wiarygodność.

Quote icon
Wewnętrzne monologi bohaterek „Zguby”, mimo różnic wieku, praktycznie nic nie odróżnia

Niejasna jest dla mnie także grupa czytelniczek, o której Szostak myślała podczas pisania książki. Ze względu na dominujący temat samotności głównej bohaterki kładłabym tę powieść na półkę z książkami dla młodzieży, tyle że – leżąc obok Oseman chociażby – okazywałaby się tam pozycją jak na aktualne mody dość konserwatywną (mimo wrzuconych jakby w ostatnim momencie deklaracji Hanki na temat przyjaciół jej córki: „Widziałaś, jak wygląda jej klasa? Trzy osoby niebinarne. Sześć feministek. W podstawówce!”). Bliżej niż do Oseman byłoby Szostak chyba do Małgorzaty Musierowicz, tyle że raczej z czasów „Ciotki Zgryzotki” niż „Opium w rosole”.

Tagi

Numer wydania

355

Data

marzec 2023

Czytaj też