Andrzej Falkiewicz
(1929 – 2010)

Jarosław Borowiec

W czwartek, 22 lipca 2010 roku, w Puszczykowie pod Poznaniem zmarł Andrzej Falkiewicz

Jeszcze 1 minuta czytania

Był krytykiem literackim i teatralnym, filozofem kultury, eseistą. Urodził się 5 grudnia 1929 roku w Poznaniu, gdzie spędził wczesne lata szkolne. Po wybuchu II wojny światowej, od 1940 roku przebywał w Warszawie, gdzie kontynuował naukę w prywatnej szkole powszechnej i na tajnych kompletach. Po powrocie rodziny do Poznania, w Liceum im. Bergera w 1948 roku uzyskał świadectwo dojrzałości i rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim. Na początku była to matematyka, a po dwóch latach ekonomia, którą później – po likwidacji wydziału – do roku 1950 kontynuował w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Poznaniu.

Po studiach, w latach 1955-56 pracował jako kierownik kontroli technicznej w Pszczelarskim Zakładzie Handlowym. Następnie w latach 1961-63 jako instruktor teatralny w Wojewódzkim Domu Kultury w Koszalinie. Od roku 1964 pełnił funkcję kierownika literackiego: najpierw w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym (do 1967); później w Teatrze Współczesnym im. E. Wiercińskiego we Wrocławiu (1968-70 i 1973-84); w Teatrze im. W. Bogusławskiego w Kaliszu (1970-73), w Teatrze Studio w Łodzi (1981-86) i w Teatrze Polskim we Wrocławiu (1990-95). W latach 1973-76 był także członkiem redakcji miesięcznika „Odra”.

Andrzej Falkiewicz, fot. J. BorowiecDebiutował w roku 1958 szkicem „O teatrze Sartre’a” na łamach „Dialogu” (nr 7), gdzie opublikował większość swoich późniejszych tekstów o teatrze, które złożyły się na jego pierwszą książkę „Mit Orestesa. Szkice o dramaturgii współczesnej” (1967). Kilkanaście lat później w roku 1980 ukazała się jego druga książka „Teatr Społeczeństwo” (1980).

Zajął się krytyką literacką. W roku 1981 wydał pierwszą w Polsce książkę o Gombrowiczu – „Polski kosmos. 10 esejów przy Gombrowiczu” (wyd. II w 1996). Następnie „Fragmenty o polskiej literaturze” (1982); „Takim ściegiem” (1991, 2009); „Coś z mądrości i lenistwa, snu prawie. Świat pisarski Mieczysława Piotrowskiego” (1995); „Nie-Ja Edwarda Stachury” (1995); „znalezione. szkice do książki” (2009). Był również autorem powieści „Ledwie mrok” (1995), a także dwóch książek filozoficznych „Istnienie i metafora” (1996) i „Być może” (2002). W latach 1994 – 1996 wykładał filozofię na UAM w Poznaniu.

Prywatnie, od 1964 roku był mężem Krystyny Miłobędzkiej – poetki i autorki sztuk teatralnych dla dzieci.

Oprac. J. Borowiec

1.
-----------------------------
Uważam, że krytyka jest pisarstwem, przeznaczonym może dla węższego kręgu, ale to jest ten sam pisarski fach. I proszę zwrócić uwagę, że wielcy krytycy to wcale nie są ci, którzy się nie mylili. Mylili się często i tragicznie, ale pozostaje to, co napisali, a nie ich typy i wybory. Krytyk ma takie samo prawo do przemyśleń i takie samo prawo do sądów i pomyłek, jak poeta czy prozaik. A umieszczając własną twórczość na marginesie dzieł pisarzy, nierzadko staje się intrygantem w świecie myśli i struktur kulturowych.

2.
----------------------------------------------------
Każdy z nas ma dwie twarze – twarz społeczną i twarz samotnika. W teatrze widać szczególnie tę naszą twarz społeczną. Ale także szczególnie ostro widać uczucia ludzi, którzy znaleźli się poza tymi społecznymi mechanizmami. Solidairesolitaire, „solidarny” i „samotny” – te dwa słowa zestawił ze sobą po raz pierwszy Albert Camus w którymś z opowiadań. To jest elementarny kod człowieka. Sam język udziela tu wskazówki. Jest człowiek i są ludzie; nie ma wielu „człowieków” i nie ma jednego „ludzia”. Kiedy idziemy na bal, wykład czy do kościoła, idziemy tam jako ludzie – i dlatego czujemy konieczność pewnych form. To wszystko jest oczywiste dla ludzi, a zarazem skłamane dla obserwującego samotnika. „Subiekt” – „obiekt”: oto klucz. Nie tylko Gombrowicz nie umiał sobie z tym poradzić.

3.
------------------------------------------------------------
Wydaje się, że obierając cebulę, warstwa po warstwie, powinno się znaleźć to coś, co jest rdzeniem cebuli, a co chronią tamte zdjęte warstwy. Najpierw słownictwo, tryby mowy... potem typ narracji, rodzaje kolokwializmów; konstrukcja utworu, jego instancje nadawcze; dalej świat przedstawiony, epoka, jej realia... Na koniec opowiadana historia... A po zdjęciu tych warstw okazuje się, że nic nie zostało: to była ta Pusta Istota cebuli. I ja się z nią godzę! Bo niepotrzebna mi ani melodyjna proza, ani średniowieczne czy starogreckie realia, ani nowe zastosowania imiesłowów, ani nowa pozycja narratora, ani atrakcyjna fabuła, ani końcowy suspens... Nie potrzebuję żadnego z tych składników w szczególności, ani ich wszystkich razem. Nie jest mi także potrzebny ten żywy człowiek, którym jest żywy konkretny autor. Ten jest potrzebny żonie, jeśli ma żonę, dzieciom, jeśli ma dzieci... Cała rzecz dla mnie – w zestawieniu tych komponentów. Tym samym dochodzę do wniosku, że „mięsem” dzieła, „istotą” literatury są niepowtarzalne proporcje, w jakich jakieś coś z jakimś czymś zostało przemieszane.

Powyższe wypowiedzi Andrzeja Falkiewicza pochodzą z książki „Szare światło” (Biuro Literackie, Wrocław 2009) – tomu rozmów z K. Miłobędzką i A. Falkiewiczem, które przeprowadził Jarosław Borowiec.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.