Ruchliwość

Maciej Jakubowiak

Kolejne strony „Dotyku” Adanii Shibli przerzuca się z najgorszymi przeczuciami. Nie tylko dlatego, że to historia dziecka żyjącego w Palestynie

Ruchliwość

Jeszcze 3 minuty czytania

Ruchliwość

Zmysły są niewinne. Jabłko jest czerwone. Śnieg zimny. Cytryna kwaśna. Liście szeleszczą. Bąki śmierdzą. To najbardziej podstawowe spostrzeżenia, surowe dane o świecie, jeszcze nieobciążone tymi wszystkimi komplikacjami: interpretacją, ideologią, polityką. Tak przynajmniej chcieli wierzyć ci wszyscy empiryści, fenomenolodzy i zwolennicy stanu natury, którzy w powrocie do najprostszych wrażeń upatrywali szansy na dowiedzenie się czegoś pewnego. Żeby zobaczyć wreszcie świat, zachęcali: spróbujmy doświadczyć go tak, jak doświadczają go zwierzęta albo dzieci. A kiedy już to zrobimy, będziemy mogli zacząć wszystko od nowa.

To więc nie przypadek, że kiedy Adania Shibli w niewielkiej powieści „Dotyk” opisuje zdarzenia z życia pewnej dziewczynki, zaczyna właśnie od zmysłów. Świat, choć może to zbyt abstrakcyjne słowo, więc lepiej: rzeczy są dla niej najpierw czymś, co ma kolor, a ludzie i zdarzenia wydają dźwięki. „Brązowe płatki nakrapiane złotem wyglądały w słońcu jak delikatna, przezroczysta rękawiczka dobrana kolorem do sukienki”. Tyle, nie ma tu miejsca na oceny i osądy, przedmioty po prostu są.

Ta czysta sensualność jest u Shibli jakąś wersją rajskiego nieskalania wiadomościami o dobrym i złym, bardzo piękną i jednocześnie strasznie kruchą. Kolejne zdania tych krótkich rozdziałów, w których dziewczynka przygląda się załamaniom światła, czyta się ze zwiększoną uważnością, tak jakby przegapienie choćby małego elementu, jednego przymiotnika, drobnej metafory, miało sprawić, że całość zaraz rozpadnie się na kawałki.

Adania Shibli, „Dotyk”. Przeł. Hanna Jankowska, Drzazgi, 96 stron, w księgarniach od października 2024

Shibli jednak wie, że my wiemy, że każda historia o rajskiej niewinności kończy się sceną wygnania. Jednak w „Dotyku” katastrofa nie nadchodzi z zewnątrz, za poduszczeniem jakiegoś węża (choć jeśli się dobrze nad tym zastanowić, to przynajmniej według Księgi Rodzaju wąż też nie był intruzem skądinąd). To same wrażenia, które obiecywały jakąś czystość i bezpośredniość, zaczynają zdradzać swój nie taki znów niewinny charakter. Kolory z czasem stają się nie do zniesienia. „Tłumy dźwięków zbliżają się do dziewczynki, przepychają się, każdy chce pierwszy dotrzeć do jej uszu, by uderzyć w nie jak młotek”. Samo postrzeganie, choćby najmniej skażone świadomością, okazuje się polem nieustającej i bolesnej walki, którą dziewczynka (ta i każda inna) toczy z otoczeniem. Śledzi się tę walkę ze ściśniętym sercem.

A jeśli ktoś czytał poprzednią wydaną po polsku książkę Shibli, „Drobny szczegół”, w końcu zauważy, i może nawet dostanie od tego gęsiej skórki, że ta sama metoda, która służy tu do opisu niewinnych spostrzeżeń dziewczynki, w tamtej książce była użyta do relacjonowania kolejnych kroków psychopatycznego oficera. Tu i tam język jest oszczędny, skupiony na detalu, na zmysłowych konkretach, a czasem i na geometrii decydującej o tym, co się widzi, a czego nie. „Wstał w końcu z łóżka i poszedł do kąta, gdzie były złożone jego rzeczy, nakrapiane plamami światła porannego słońca, które wpadało przez szczeliny między płytami dachu” – to zdanie z „Drobnego szczegółu” o wojskowym, który zaraz zrobi to, co zrobi, choć równie dobrze mogłoby znaleźć się w „Dotyku” i opisywać to, jak dziewczynka widzi swojego ojca.

Jeśli więc poprzednia książka nauczyła kogoś ostrożności w czytaniu oczyszczonych do białej kości zdań Shibli i jeśli do tego w scenach z życia dziewczynki dostrzega, jak świat z całą swoją natarczywością zaczyna się wdzierać w jej kruche ciało, to każdą kolejną stronę „Dotyku” będzie przerzucał z najgorszymi przeczuciami.

Choć przecież jest dla nich jeszcze jedno uzasadnienie: to historia dziecka żyjącego w Palestynie. A w ciągu ostatnich 12 miesięcy, które dzielą ukazanie się polskich przekładów „Drobnego szczegółu” i „Dotyku”, w wyniku działań izraelskiej armii w palestyńskiej Strefie Gazy zginęło 11 tysięcy dzieci. Dlaczego więc akurat to dziecko miałoby ocaleć? Choć może w tych trzech sprawach: zmysłów, pisarstwa Shibli i palestyńskiego dzieciństwa, chodzi o to samo, o kruchość życia, które w każdej chwili zagrożone jest zniszczeniem?

Wypatruje się więc w „Dotyku” sygnałów nadchodzącej katastrofy, choćby po to, żeby spróbować się uchronić przed siłą jej rażenia. I takie sygnały przecież się tu pojawiają. Jest brat, którego śmierć przychodzi bez zapowiedzi, bez wyjaśnień, i rozpruwa delikatną tkankę rodzinnego życia. I jest ojciec „rodziny najmitów, który wisiał na sznurze przymocowanym do sufitu. Kołysał się w łagodnych powiewach wietrzyka, który poruszał nim w lewo i w prawo, do tyłu i do przodu”. Z każdą stroną śmierć coraz śmielej sobie poczyna w zmysłowym raju dzieciństwa, a sugestie przemocy, która mogłaby dotknąć dziewczynki, coraz gęściej wypełniają atmosferę tej niewielkiej książki.

Aż wreszcie z niewinnych kształtów tego świata wyłania się coś groźnie konkretnego. „Od czasu do czasu przez drzwi między jej pokojem a salonem, gdzie zebrała się rodzina, docierały do niej urywki słów: «stie», «sakra», «Allah», «eci», «syny», «ratila». «Ratila» to trudne słowo. Później usłyszała kliknięcie włączanego telewizora, głos prawie nie przedostawał się przez drzwi, ale z «ratili» w końcu zrobiła się «abra i tila», a po wielu powtórzeniach «Sabra i Szatila»”.

Sabra to uboga dzielnica Bejrutu, stolicy Libanu, a Szatila to sąsiadujący z nią obóz dla palestyńskich uchodźców, utworzony w 1949 roku na przedmieściach miasta. To w tym miejscu chrześcijańskie oddziały militarne, będące w sojuszu z Izraelem, zamordowały od 1300 do 3500 uchodźców, głównie osób starszych, kobiety i dzieci.

Podobna informacja mogłaby się pojawić w najnowszych doniesieniach z Bliskiego Wschodu. Działania wojenne objęły przecież i Bejrut, a porozumienie o zawieszeniu broni między Izraelem a libańskim Hezbollahem zawarto zaledwie kilkanaście dni temu. Tyle że masakra w Sabrze i Szatili, o której słyszy mała bohaterka „Dotyku”, wydarzyła się w roku 1982. I nawet jeśli to zdarzenie z rodzaju tych, które nawiedzają ten region z upiorną regularnością, to akurat ta historia należy już do przeszłości. Co oznacza też, że akurat ta dziewczynka nie padnie ofiarą aktualnych działań wojennych w Strefie Gazy.

Mogłem to sprawdzić od razu. Choć „Dotyk” ukazuje się po polsku jako druga po „Drobnym szczególe” książka Adanii Shibli, to nie jest nowszym tytułem. Oryginalnie ukazał się w 2002 roku i był literackim debiutem autorki. To książka sprzed ponad 20 lat opowiadająca o wydarzeniach sprzed lat 40. Nie sprawia to, że słabnie napięcie towarzyszące lekturze, to wciąż opowieść o bolesnych starciach ze światem i o życiu w cieniu śmierci. Ale czasowy dystans pozwala czytać tę książkę w innym, mniej doraźnym kontekście.

Choćby jako opowieść o dzieciństwie autorki. Bo skoro już się sprawdza daty, to nietrudno policzyć, że kiedy miała miejsce masakra w Sabrze i Szatili, urodzona w 1974 roku Adania Shibli kończyła 8 lat i była dziewczynką, która dopiero co zaczęła szkołę. „Dotyk” da się więc czytać jako coś w rodzaju „Lat” Annie Ernaux czy pierwszej części „Mojej ukochanej i mnie” Renaty Lis. W obu tych książkach autorki mniej lub bardziej konsekwentnie opowiadają o sobie z dzieciństwa w trzeciej osobie, tak jakby tamta dziewczynka niewiele już miała wspólnego z dorosłą kobietą, która o niej pisze. Choć książce Shibli może najbliżej do autobiograficznego cyklu Johna Maxwella Coetzeego (który skądinąd napisał polecającą notkę do amerykańskiego wydania „Drobnego szczegółu” i którego styl pod wieloma względami podobny jest do pisania Shibli). „Chłopięce lata. Sceny z prowincjonalnego życia” ukazały się oryginalnie w 1997 roku i opowiadały z grubsza o tym samym co „Dotyk”: o inicjacjach, o bolesnym zderzaniu się ze światem, o dorastaniu w podzielonym kraju i o życiu w cieniu przemocy.

Uniwersum książki Shibli wyznaczają właśnie relacje rodzinne: zasadnicza matka, która pogrąża się w żałobie po śmierci syna; ojciec, który najmłodszej córce pozwala na więcej; no i siostry i bracia, okrutni dziecięcym okrucieństwem, które nieustannie sprawdza, ile może dla siebie wywalczyć miejsca w świecie. Shibli nawet nie próbuje udawać, że takie rodzinne układy nie są powtarzalne (a może i w jakimś stopniu uniwersalne). Nieprzypadkowo rodzeństwo dziewczynki określa liczebnikami: czwarta siostra, piąta siostra, średni syn, najstarszy syn.

Całkiem tak jak Anna Burns, która w „Mleczarzu”, kolejnej książce do tej kolekcji fikcjonalizowanych autobiografii z czasów konfliktu, nazywa swoje bohaterki pierwszą, drugą, trzecią i czwartą siostrą. Może to narzucający się chwyt, kiedy chce się pisać o sobie, ale tak jakby nie o sobie? Może sposób na podkreślenie pierwotnego rodzinnego niezróżnicowania, w którym dopiero trzeba sobie wyrobić własne imię? A może to skutek przystosowania do życia w bliskim sąsiedztwie przemocy, gdzie lepiej się nie wyróżniać?

W każdym razie w „Dotyku”, jak w każdej porządnej powieści o dorastaniu, pojawia się i wątek pierwszej miłości, która jest raczej zabawą w miłość, próbą zbadania na własną rękę, o co w tym wszystkim chodzi. Choć u Shibli ta niewinna erotyka jest w niepokojący sposób naładowana nie tylko ciekawością, ale i groźbą przemocy. I jest tu też, właściwie obowiązkowy (znów: czy dlatego, że uniwersalny? uniwersalny dla pisarek i pisarzy?), wątek alienacji za sprawą nauki czytania i książek, z których stopniowo powstaje mur oddzielający dziewczynkę od rodziny. „Z każdą kolejną książką – pisze Shibli – i każdym dniem coraz bardziej się od siebie oddalały. Matka wciąż czekała, aż dziewczynka usunie książki, które stanęły między nimi, a dziewczynka – aż matka te książki przeczyta. Języki, którymi obie się posługiwały, spotykały się tylko podczas kłótni przyspieszającej rozstanie”.

Jednak finałem tej historii oddzielania się od najbliższych wcale nie jest, jak w wielu podobnych historiach, jakaś wersja emancypacji. Zamiast tego Shibli szkicuje scenę ślubu sugerującą, że dziewczynka, która stała się panną młodą, wyrywa się wreszcie z rodzinnego domu (ostatnie zdanie powieści mówi nawet o „lusterku wstecznym”, takim samym, jak z obrazu Patryka Różyckiego umieszczonym na okładce „Skóry po dziadku” Mateusza Pakuły). Ale wcale nie jest pewne, czy właśnie takie oddzielenie to dla niej najlepszy możliwy scenariusz.

Shibli rozpisuje tę historię: od niewinności, przez zapowiedzi katastrofy, po alienację, w czterech różnych wersjach. Każda z nich toczy się wzdłuż nieco odmiennej trajektorii, tak jakby w toku ponawianych narracyjnych eksperymentów pisarka usiłowała sprawdzić, co właściwie sprawia (wzrok? słuch? ruch? język?), że świat, który w pierwszych latach szczelnie otacza nowe życie, z czasem wypycha je poza siebie. Albo inaczej: od strony najbardziej podstawowych czynników Shibli analizuje, czym jest ta siła, która każe nam opuszczać rodziny i wyruszać w świat.

Patronite

W gruncie rzeczy przygląda się więc tej samej sprawie, którą zajmie się dwadzieścia lat później w „Drobnym szczególe”: wyznaczaniu i przekraczaniu granic. Dziewczynka z „Dotyku”, choć pozornie zajęta innymi sprawami, czasem mimowolnie dostrzega, że świat wokół niej za nic ma ograniczenia, które ludzie chcieliby mu narzucać: „Kijanki wciąż się poruszają, nic nie jest w stanie ich zatrzymać”, „Ruch dymu nic sobie nie robił z ręki dziewczynki”, a „owady będące w nieustannym ruchu (…) nic sobie nie robiły z zimna i nauczyciela”. Ruchliwość, nawet jeśli skazuje na tęsknotę i cierpienie, okazuje się tu jakąś podstawową cechą życia. I dlatego nie ma nic bardziej niewinnego niż przekraczanie granic, sugeruje w tej niewielkiej książce Shibli. Nie ma w tym nic niewinnego.