ALEKSANDRA BOĆKOWSKA: Mam zagadkę. Do kogo, kiedy i kto skierował takie słowa: „Panie premierze, nad Polską wisi groźba regresu cywilizacyjnego”.
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Moim zdaniem to z czasów pierwszej walki o jeden procent dla kultury.
Tak, to początek listu Obywateli Kultury do premiera Donalda Tuska z maja 2011 roku. Obywatele Kultury to był ruch, który wynikł z Kongresu Kultury zorganizowanego w 2009 roku. Premier w reakcji na list podpisał Pakt dla Kultury i obiecał, że od 2015 roku na kulturę będzie przeznaczany jeden procent budżetu państwa. Swoją drogą, obietnicy nie dotrzymał i jego partia na osiem lat straciła władzę.
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Dla porządku dodam, że za rządów PiS wydatki na kulturę przekroczyły nawet ten jeden procent. Inna rzecz, na co były przeznaczane.
KUBA SZREDER: Nawet nie próbowałem zgadywać, bo to właściwie refren debat o kulturze.
Coś się chyba od poprzedniego Kongresu zmieniło?
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Po drodze był jeszcze Kongres zorganizowany w 2016 roku, oddolnie, przez środowiska kultury, które próbowały się jakoś odnaleźć wobec zmiany otoczenia rządowego i nowej polityki kulturalnej. Kongresy, oprócz tego, że służą spotkaniom i debatom, są w dużej mierze oparte na energii sprzeciwu.
Środowisko spotyka się, żeby załatwić czy osiągnąć coś, co inaczej – ze względu na ogromne rozproszenie – nie byłoby możliwe. Dzisiaj nie ma już niedosytu instytucjonalnego, rządy PiS powołały niezliczone ilości nowych podmiotów. Wyzwaniem jest zagospodarowanie ich w sposób, który nie będzie marnotrawieniem pieniędzy publicznych, a przyczyni się do budowania sieci powiązań umożliwiających tworzenie kultury na wielu różnych poziomach i dla różnych grup.
Ponadto w dyskusjach silnie akcentuje się kwestie dotyczące produkcji kultury: jak zatrzymać wartościowe osoby i sprawić, by nie czuły się wyzyskiwane czy wręcz obrażane warunkami, które oferuje im kultura. Odzwierciedlają to wyniki głosowania na tematy towarzyszących Kongresowi debat.
MAŁGORZATA WDOWIK: Zaczęłam działać na rzecz praw pracowniczych w okolicach pandemii, Gildię Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych powołaliśmy do życia w roku 2017, więc jest to dosyć młoda organizacja. Krótka działalność aktywistyczna daje mi więc nieco inną perspektywę. Widzę, jak wiele problemów jest już zmapowanych, zdiagnozowanych, ile pracy zostało już wykonanej. Często wydaje mi się, że ciągle powtarzam to, co ktoś już kiedyś powiedział.
Dlatego teraz najbardziej interesuje mnie, co musiałoby się stać, żeby zmiany, o których tyle mówimy, się wydarzyły. Myślę, że nie dochodzą do skutku, bo ludzie po jakimś czasie uczą się funkcjonować w istniejącym systemie – znajdują rozwiązania, jak go oszukać, obejść, zamiast doprowadzić do zmian w prawie. Poza tym mam wrażenie, że między tym, ile i co mówimy, a tym, jak jesteśmy słyszani, istnieje wyrwa.
Być może Kongres okaże się przestrzenią, w której usłyszą nas inne gremia niż my sami siebie. Pewnie to naiwne myślenie, ale nie mam doświadczenia poprzednich kongresów, nieudanych prób, więc jeszcze w to wierzę.
KUBA SZREDER: Kultura jest bardzo niewielkim fragmentem układanki społecznej. Jest przecież wiele różnych środowisk, których bolączki są równie przejmujące. Trwają rozmowy o obniżaniu deficytu budżetowego do roku 2028 i wygląda na to, że jedną z głównych grup społecznych, która tę obniżkę deficytu sfinansuje, będą pracownicy budżetówki. To oznacza, że osoby pracujące w sektorze kultury, ale też na przykład w edukacji, mogą pożegnać się z podwyżkami większymi niż wyrównanie inflacyjne. Możemy mieć nie wiadomo jak dobre diagnozy, ale polityka finansowa państwa jest taka, a nie inna.
Jaką rolę w takiej sytuacji odgrywa Kongres? Być może wcale nie aż tak niewielką. Tłumaczono mi, że odbywa się on między innymi po to, żeby wzmocnić polityczną pozycję Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w negocjacjach z innymi resortami.
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Mają być ministrowie i ministry z innych resortów, co – według zapowiedzi – ułatwi zmiany w prawie. Jednak widząc, w jakim tempie wchodzą dotychczasowe zmiany – rozmawiamy po roku funkcjonowania tego rządu – powinniśmy włączyć naprawdę dużą rezerwę i ostrożność wobec składanych nam obietnic.
Jakie bolączki świata kultury są, waszym zdaniem, najbardziej dolegliwe?
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Fakt, że ludzie ze środowiska kultury odpływają do sektorów, w których można zarabiać, a przynajmniej mieć stabilną sytuację. Dotyczy to głównie osób z działów administracyjnych, tych, które mogłyby zarządzać projektami i są absolutnie niezbędne, żeby w choć minimalnym komforcie realizować zdarzenia kulturalne. Kwoty, które my jako kultura możemy zaproponować pracownikom i pracowniczkom księgowości, kadr, administracji, promocji czy technicznym, na rynku właściwie nie istnieją. Stąd biorą się paradoksy, że księgowa albo szef techniczny zarabiają w instytucjach kultury więcej niż dyrektorka. Albo przychodzą bardzo młodzi ludzie, orientują się, jak to wygląda, i od razu uciekają lub decydują, że zostają, ale na krótko – na przykład do końca studiów. I nie ma możliwości, żeby ich zatrzymać. Ostatnio powstała Spółdzielnia Kultura, której celem jest wspieranie freelancerów pracujących w sektorze kultury i poprawienie warunków pracy osób samozatrudnionych. Czekamy na rejestrację, mamy nadzieję, że wystartuje przed końcem roku.
MAŁGORZATA WDOWIK: Jako Gildia Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych próbujemy wywalczyć minimalne honorarium za reżyserię. Pomnożyliśmy minimalną krajową przez liczbę miesięcy potrzebnych na przygotowanie spektaklu, wyszło ponad 20 tys. zł. Potem dyskutowaliśmy w różnych gremiach i wiele osób było wzburzonych, że mówimy o konkretnej kwocie, że próbujemy materializować pracę artystyczną.
współKongres Kultury
Okazuje się, że jako środowisko mamy duży problem z rozmową o pieniądzach. To kłopot, bo brak transparentności powoduje między innymi, że osoby, które zaczynają pracę, są skazane na niskie honoraria – ich kosztem wyrównywane są budżety organizacji. Jeśli brakuje pieniędzy, to nie obniża się stawki uznanemu artyście lub artystce, a proponuje niższą komuś, kto dopiero wchodzi do systemu.
Byłoby dobrze, gdyby osoby doświadczone ujęły się za młodszymi, żebyśmy wspólnie mogli zastanowić się, jak podzielić to skromne ciastko, a potem razem wywierać presję na instytucje lub organizatorów. Tu nie chodzi o proste zmiany, tylko znalezienie sposobu komunikowania i zdefiniowania naszej pracy, która nie mieści się w tabelkach.
KUBA SZREDER: W przypadku sztuk wizualnych jest jeszcze trudniej o wyliczenie czasu pracy, ponieważ z pracą artystyczną związane są romantyczne mity, że artyści i artystki tworzą dzieła w zaciszu swoich pracowni, z miłości do sztuki i bez zważania na warunki materialne. Instytucje wystawiają te dzieła, tak jakby robiły im swego rodzaju przysługę – płacąc im widocznością, a nie realną gotówką. Uzasadnia się to tym, że artyści mogą swoje prace sprzedawać na rynku sztuki. Tak jest w bardzo niewielu przypadkach, a to podejście na poziomie ogólnym umożliwia wyzysk artystycznej pracy, bo przecież sztuka wymaga ciągłego wysiłku.
Dlatego Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej zaproponowało, żeby tę pracę zaczęto liczyć i wyceniać w nawiązaniu do płacy minimalnej. Na przykład: pokazanie dzieła na wystawie zbiorowej wymaga pół miesiąca pracy – to nie tylko czas spędzony w pracowni, ale też poświęcony wymianie maili, uzgodnieniom, pakowaniu, transportowi. Pół miesiąca pracy na stawce minimalnej to około 2200 zł. Stworzenie wystawy monograficznej to sześć miesięcy pracy, które powinno przełożyć się na 25 tysięcy złotych. Obecnie w sztandarowych, dużych instytucjach artysta za wystawę indywidualną dostaje 4 tys. zł. Za udział w wystawie zbiorowej – 700 zł.
Już z tej prostej kalkulacji wynika, że instytucje są dofinansowywane za pomocą niedopłaconej pracy osób, które dostarczają treści. Dlaczego to jest możliwe? Uzasadnia się to romantycznymi mitami, ale w praktyce działa bezlitosna logika ekonomiczna. Dyrektorzy odsyłają do organizatorów, czyli samorządu albo Ministerstwa Kultury, organizatorzy wskazują na ministra finansów, minister na Bogna Świątkowskabudżet, a kasy jak nie było, tak nie ma.
MAŁGORZATA WDOWIK: W Gildii staramy się tłumaczyć zarówno artystom i artystkom, jak i instytucjom, że istnieje związek pomiędzy efektem pracy a sposobem produkcji. Okazuje się, że to mozolny proces edukacyjny, bo niewiele osób zdaje sobie sprawę, że warunki, nie tylko finansowe, w jakich pracują ludzie odpowiedzialni za produkcję, wpływają na to, co zostaje zaprezentowane.
Z doświadczenia wiem, że niedostatek budżetowy sprawia, że nie mogę zapłacić współpracownikom wystarczająco dużo, żeby mogli mieć pełen fokus na nasz proces artystyczny. Wykonują inne prace, co prowadzi z jednej strony do chaosu, z drugiej do przemęczenia i wypalenia. Coraz częściej jako liderka pracuję z osobami wypalonymi i uczę się, jak sobie z tym radzić.
Pomysłodawczyni, fundatorka i prezeska zarządu Fundacji Bęc Zmiana, z którą zrealizowała kilkadziesiąt projektów poświęconych przestrzeni publicznej, architekturze i projektowaniu, a także konkursów adresowanych do architektów i projektantów młodego pokolenia. Inicjatorka i redaktorka naczelna czasopisma „Notes Na 6 Tygodni”. Jej praktyka ma charakter interdyscyplinarny i popularyzatorski. Tworzone przez nią projekty mają najczęściej charakter platform łączących wiedzę ekspertów i profesjonalistów z podejściem ciekawskich amatorów i entuzjastów.
Gdybyśmy wszyscy uzmysłowili sobie, że spektakl czy inny proces artystyczny to jest ekosystem, byłoby łatwiej upominać się o wspólne prawa, walczyć o nie w instytucjach czy w ministerstwie.
Małgorzata i Kuba będą uczestniczyć w kongresowej debacie o tym, dlaczego wciąż potrzebujemy rozmowy o płacach i warunkach pracy w kulturze. Sądzicie, że to pomoże?
KUBA SZREDER: Na co dzień jestem wykładowcą akademickim. Jednym z plusów tej pracy jest zerwanie z iluzją, że mówienie cokolwiek zmienia. Na pewno nie przynosi natychmiastowych skutków. Jednocześnie jest to część procesu pedagogicznego, więc jako wykładowca jestem przekonany, że warto powtarzać nawet coś, co wydaje się truizmem. Jako aktywista i autor mogę sparafrazować znany slogan: 20 lat minęło, a my wciąż musimy powtarzać to samo…
MAŁGORZATA WDOWIK: Przyjęłam zaproszenie, bo w naszej debacie mieli wziąć udział przedstawiciele ministerstw Finansów i Pracy. Okazja do przebicia się przez naszą bańkę wydała mi się kusząca. Nie tylko dlatego, że oni mnie usłyszą, ale też że ja mogłabym spróbować zrozumieć ich perspektywę, usłyszeć, czemu pewne rzeczy wydają się niemożliwe.
Ostatecznie nie wiadomo, jak będzie, ale mnie fascynuje sam proces zmiany – ile trzeba zużyć energii, żeby posunąć się o jeden prawny kruczek. Interesuje mnie perspektywa ludzi, którzy próbują to zrobić od bardzo dawna i wciąż nie wychodzi.
Ciągle też trochę wierzę w sieciowanie. Każde środowisko ma zdiagnozowane swoje problemy. Być może gdybyśmy połączyli te diagnozy i stworzyli jedną, to – przynajmniej w kwestii praw pracowniczych i finansowania – moglibyśmy mieć Małgorzata Wdowiksilniejszy głos.
Oczywiście, od samego mówienia nic nie zmieni się natychmiast. Ale jeśli nie będziemy mówić, to nie zmieni się nigdy.
Bogna, ciebie nie ma w żadnej debacie! Nie było nawet w tych, które odpadły w głosowaniu. Jak to możliwe?
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Nareszcie! Niech mówią inni. Zamierzałam zgłosić dwa tematy, ale pomyliłam dni i minął termin.
Pierwszy temat, nad którym się zastanawiałam, to cyrkulacja wiedzy w środowisku kultury. Bo wydaje mi się, że jesteśmy czasem impregnowani na wiedzę. Działamy na swoich intuicjach, przekonaniach, artystycznych wizjach. Odwołujemy się do wiedzy, ale warto przyjrzeć się temu, skąd ją bierzemy, co jest dla nas wiarygodnym źródłem.
Reżyserka teatralna oraz przewodnicząca Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych, a także Rady do spraw Instytucji Artystycznych. Ukończyła reżyserię teatralną w Akademii Teatralnej w Warszawie oraz studia w DAS Theater w Amsterdamie. Zadebiutowała, tworząc projekt „She was a friend of someone else”, który miał premierę na Kunsten Festival w Brukseli. Jej ostatnia premiera, „Gloria”, odbyła się w Teatrze Neumarkt w Zurychu. W 2023 roku we współpracy z Wrocławskim Teatrem Pantomimy zrealizowała spektakl „Niepokój przychodzi o zmierzchu”.
Drugi dotyczył faktycznego oddziaływania kultury na przestrzeń publiczną, tego, w jaki sposób kultura ma materialny wpływ na kształtowanie rzeczywistości polskich miast.
A jak oceniacie tematy, które znalazły się w programie?
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Zdziwiło mnie, że nie ma prawie nic o tym, co zdarzyło się przez ostatnie osiem lat. Owszem, są kwestie związane z ochroną programu instytucji przed organizatorami, ale brakuje rozmowy o tym, czy kultura ma wpływ na obronę demokracji, czy demokracja, którą mamy, jest warta obrony, krótko mówiąc – o związkach kultury z rzeczywistością społeczno-ekonomiczną.
KUBA SZREDER: Środowisko podyskutuje o tym, w jaki sposób urządzić świat artystyczny. Nie ma paneli dotyczących połączenia kultury z resztą świata, umiejscowienia jej w szerszej kompozycji społeczno-politycznej.
Tymczasem kiedy my rozmawiamy o wyobraźni artystycznej, a nawet o ideowych postulatach, premier tego samego rządu, który współorganizuje Kongres, ogłasza, że chce ograniczyć prawo do azylu. Kultura powinna dostarczać pewnych wzorców, otwierać wyobraźnię, a wygląda na to, że tego nie robi. Albo robi, ale nieskutecznie. Zresztą jestem przekonany, że Agnieszka Holland, która weźmie udział w panelu o wyobraźni politycznej i domniemanym wpływie sztuki – na pewno, jako krytyczka polityki migracyjnej zarówno przeszłego, jak i obecnego rządu, ten problem podejmie.
Znów jak w 2011 roku możemy napisać, że nad Polską wisi groźba regresu cywilizacyjnego.
Przejrzałam raporty z Kongresu w 2009 roku i we wnioskach dotyczących finansowania znalazłam takie zdanie: „Kultura nie wyprzedza zmian i ich nie kreuje. Przeciwnie, wlecze się za nimi”. Myślę, że przynajmniej to już jest nieaktualne.
KUBA SZREDER: Tak? Ciekaw jestem, jakie zmiany kreuje. Co masz na myśli?
Kuba SzrederKlimat, środowisko, migracje, granica, LGBTQ+, dostępność. Kultura – jeśli nie wprowadza, to nagłaśnia te tematy w debacie publicznej. Pytanie, czy coś z tego wynika.
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: To jest woda na mój młyn, bo uważam, że wpuszczenie tematów do debaty publicznej wprawdzie nie wykonuje od razu całej pracy, ale jakoś ją akceleruje. I w wielu przypadkach akceleracja musi nam na razie wystarczyć.
Zobaczcie, co dzieje się z myśleniem o przestrzeni publicznej. Książka Janka Mencwela „Betonoza” uruchomiła łańcuch zdarzeń, który jeszcze nie zapobiegł betonowaniu placów w centrach miast, ale spowodował, że robienie tego jest dziś wstydem. Inaczej rozmawia się o wydawaniu publicznych pieniędzy, co w rezultacie wpływa na decyzje dotyczące przestrzeni w miastach.
Wykładowca na ASP w Warszawie. Autor książek i tekstów o sztuce współczesnej, w których łączy socjologię i ekonomię sztuki z teorią sztuki współczesnej. Pracuje jako kurator interdyscyplinarnych projektów artystycznych i badawczych, współpracując ze znaczącymi instytucjami artystycznymi, kolektywami i związkami zawodowymi pracowników sztuki w Polsce i za granicą. Jego ostatnia książka, „ABC of Projectariat. Living and working in a precarious art world”, została wydana w 2021 roku nakładem Manchester University Press oraz Whitworth Museum. Jej wersję polską „ABC projektariatu. O nędzy projektowego życia” opublikowała Bęc Zmiana.
Kultura odgrywa rolę wyprzedzającą.
KUBA SZREDER: To fascynujący przykład, warto go jednak odnieść do naszych debat o urządzeniu świata sztuki. Przecież Miasto Jest Nasze, środowisko aktywistyczne, z którego wywodzi się Janek Mencwel, wydało ostatnio bardzo krytyczne stanowisko dotyczące otwarcia Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Najkrócej mówiąc – à propos betonozy – zwraca uwagę, że retoryka o zielonej transformacji, obecna przecież w programie MSN, nie znalazła odzwierciedlenia w nowym gmachu.
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Można postawić tezę, że zmiana, która jest postulowana przez środowiska kultury, jest szybciej wdrażana przez innych. Powodów jest wiele. Najważniejszy jest chyba ten, że kultura jest za biedna, żeby realizować własne postulaty, chociaż przykład MSN akurat przeczyłby temu, bo tu biedy stanowczo nie było. Inny to być może nieobecność w środowiskach kultury ludzi o troszkę innym sposobie myślenia. Kultura niestety ma tendencję do działania w logice nadprodukcji, co skutkuje realizacją projektów bez oszacowania na przykład kosztów środowiskowych. Nie dyskutuje się o kolejnych festiwalach czy spektaklach pod kątem odpowiedzialności za planetę. Brakuje życzliwej rozmowy o tym, czy na pewno to wszystko, co kultura produkuje, jest sensowne.
KUBA SZREDER: Niedawno w jednej z instytucji ogłoszono open call. Na 20 miejsc aplikowało 750 osób. Honoraria proponowano niskie, dość hojnie rozwiązane były budżety produkcyjne, co dawało artystom szanse na zrobienie rzeczy, na które bez takiego wsparcia nie byłoby ich stać. Stąd tak gigantyczne parcie na udział w tego typu konkursach.
To ważny przykład. Owszem, mówi o tym, że artyści są gotowi pracować za darmo, ale też o tym, że chęć pokazania się jest silniejsza od wszystkiego. Łatwo mówić o nadprodukcji, dopóki nie dotyczy to naszych projektów.
MAŁGORZATA WDOWIK: Również o konieczności praktykowania warsztatu. To kolejny duży temat. W teatrze instytucjonalnym można zrobić spektakl albo nic. Poza Komuną Warszawa nie ma przestrzeni rezydencyjnej, brakuje miejsc, gdzie można by praktykować artystyczne umiejętności, sprawdzać pomysły. Rośnie więc ryzyko, że utalentowane osoby znikną z artystycznej mapy.
KUBA SZREDER: Przykład open calla pokazuje skalę dysproporcji pomiędzy liczbą osób, które chcą coś zrealizować, a możliwościami realizacji czy pokazania się. A podobnych sytuacji jest więcej.
Mnie się wydaje, że błąd tkwi w przekonaniu, które przyświeca też Kongresowi – że kultura jest jakimś fajniejszym światem społecznym. Że mamy tu do czynienia z jakimiś ideałami, że kultura wzmacnia zaufanie społeczne, wpływa pozytywnie na poziom integracji społecznej i tak dalej.
A przecież kultura jest jednym z bardziej okrutnych światów społecznych – zbiurokratyzowanym i opartym na braku zaufania, w którym nieliczna grupa ludzi zarabia przyzwoite pieniądze, a znakomita większość klepie biedę. Pomyślmy o aplikacjach na jakiekolwiek granty: o czasie pracy, który tracą osoby piszące wnioski, a te są akceptowane lub odrzucane według niejasnych zasad. Już loterie byłyby lepsze niż te nieszczęsne systemy grantowe.
Rozmawiamy już dłużej, niż będą trwały kongresowe debaty. Z nich mają wyniknąć rekomendacje dla ministerstw. Co rekomendujecie Kongresowi? Czego oczekujecie?
MAŁGORZATA WDOWIK: Nie sądzę, że Kongres może wprowadzić konkretne zmiany, które są istotne w mojej działalności związkowej. Ale to, że spotkają się osoby z różnych miejsc w kulturze, uzmysłowi nam, że działamy w ekosystemie, w którym – mimo różnic – możemy się wspierać.
Wspólnym postulatem wszystkich środowisk może stać się uznanie, że praca artystyczna to po prostu praca, która powinna odbywać się w godnych warunkach – bez przemocy, mobbingu, dyskryminacji, za przyzwoite honoraria. Jeśli jednak nie dla wszystkich jest to jeszcze jasne, to rolą Kongresu jest skierowanie do środowiska przekazu, że godne warunki pracy są równie ważne jak to, że spektakle powinny być raczej wyższej niż kiepskiej jakości.
BOGNA ŚWIĄTKOWSKA: Dla mnie najważniejsze jest uznanie pola sztuki jako zasobu wielu różnych praktyk, wyobraźni, potencjałów, które czasami mają sprzeczne interesy. Okazja, żeby się spotkać, policzyć, zobaczyć, z czym mierzy się środowisko, wydaje mi się odświeżające i myślę, że tę rolę Kongres odegra świetnie.
Czy spełni oczekiwania wszystkich środowisk? Raczej jestem sceptyczna. Czy pomoże sformułować postulaty albo chociaż autodiagnozę? To uda się, jeśli spotkają się osoby o otwartych umysłach, które przyjadą nie po to, aby załatwiać swoje sprawy, a z intencją zrozumienia, dlaczego rzeczy się nie udają, gdzie leży źródło dyskomfortu.
Czy Kongres pomoże stworzyć realną, klarowną politykę kulturalną albo chociaż plan na przyszłość? Jeśli tak, to jestem ciekawa, co znajdzie się w pierwszej dziesiątce priorytetów. Czy to, co znalazło się w tematach debat, czy może wskoczą zagadnienia mniej zakotwiczone w przeszłości, a bardziej prognozujące przyszłość? Oczekiwałabym spojrzenia przed siebie.
KUBA SZREDER: Patrzę na Kongres jako część szerszego procesu zmiany. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest rezultatem strukturalnych zaniedbań i przyzwyczajeń, efektem wielu dekad działania w taki, a nie inny sposób. Zachęcam do cywilizowania świata sztuki, czyli kultywowania kultury po prostu: tak jak kultywuje się ziemię, tak można kulturę uprawiać w zrównoważony sposób, nie prowadzić już rabunkowej gospodarki. Koszty, o których mówiliśmy – zmęczenie, wypalenie, nadprodukcja – to jest właśnie jej rezultat.
Mam nadzieję na poprawę sytuacji pracowniczej, ale też – co pewnie będzie możliwe tylko pod tym warunkiem – na to, że przestaniemy koncentrować się na naszych wsobnych dyskusjach i spojrzymy na świat szerzej, zastanowimy się, jak radzić sobie z nadchodzącymi wyzwaniami. Bo ich na pewno nie zabraknie.
Aleksandra Boćkowska
Dziennikarka, współpracuje m.in z „Wysokimi Obcasami Extra”, „Vogue” i „Dwutygodnikiem”. Autorka książki o schyłku PRL: „Można wybierać. 4 czerwca 1989 roku” i wcześniejszych „To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL” i „Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL” (wyd. Czarne). W 2023 roku w wydawnictwie Czarne (seria dwutygodnik.com) ukazał się zbiór rozmów „To wszystko nie robi się samo”, opartych na cyklu Zaplecze Kultury.
Tagi
Numer wydania
397
Data
październik 2024