Jeszcze 2 minuty czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ALFABET NOWEJ KULTURY: V jak ver., wersja

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Wersje są obecne w kulturze od zarania dziejów – dzięki wariacjom wokół jednego tematu, interpretacjom utworów muzycznych i dramatów, czy zbiorowemu autorstwu. Historycznie są więc regułą raczej niż wyjątkiem – choć łatwo o tym zapomnieć, wierząc w wartość oryginału, jedynej autentycznej wersji.

Nowa kultura jest jeszcze silniej kulturą wersji. I nie chodzi tylko o nazywanie jej „kulturą 2.0”, choć ten termin też jest znaczący.

Komputerowe „ver.”, oznaczające kolejne wersje programów – w dobie internetu nieustannie aktualizowanych, zmienianych i „łatanych” – sprawiło, że ze świata wersji autora X czy reżysera Y, wersji koncertowej, radiowej, czy instrumentalnej, trafiliśmy do świata, w którym wersji jest tak wiele, że dla porządku najwygodniej je numerować, opisywać ciągiem liczb (ten tekst powstał na komputerach z systemem operacyjnym w wersji 10.5.8, nasze przeglądarki mają aktualne wersje 3.5.4 i 4.0.4, a redagując nawzajem szkice, numerowaliśmy je kolejno v.1, v.2, v.3…).

Oprogramowanie – ta niedostrzegalna, ale coraz istotniejsza część regulująca funkcjonowanie współczesnego świata – zmienia się nieustannie. Kiedyś chwilą, w której kończyły się prace nad nowymi wersjami, było wprowadzenie produktu na sklepowe półki. Dziś oprogramowanie i sprzęt, z którego korzystamy w domach, przeważnie nie jest tym samym, który kupiliśmy w sklepie – po rozpakowaniu doinstalowaliśmy bowiem poprawki, które powstały od chwili jego produkcji. Systemy operacyjne są aktualizowane co kilka tygodni, a efekty zmian dobrze widać choćby na przykładzie oprogramowania zarządzającego konsolami do gier, które po kilku „update'ach” mogą zmieniać swoje funkcje dość radykalnie.

Jedność i integralność dzieła – w świecie, którego funkcjonowanie opiera się w znacznej części na oprogramowaniu – jest fikcją. W dodatku większość tekstów, z jakimi obcujemy, to hiperteksty – teksty potencjalne, wymagające ich zaktualizowania poprzez dokonanie serii drobnych wyborów, zazwyczaj polegających na kliknięciu w łącze. Wariacyjność współczesnej kultury nie polega więc tylko na nieustannym remiksowaniu i przetwarzaniu – jest fundamentalną jakością, jedną z podstawowych cech samego tekstu. Tak jak media oparte na reprodukcji technicznej uśmierciły pojęcie „oryginału” – nie ma bardziej i mniej oryginalnych odbitek – tak media cyfrowe sprawiły, że każdy tekst jest wersją, jedną z możliwych odczytań, przy niemożności ustalenia odczytania „właściwego” czy „oryginalnego”.

Na poziomie ogólnym teksty kultury są też oczywiście wariacją na temat tekstów wcześniejszych i punktem wyjścia dla następnych tekstów, co pewnie wiąże się tyleż z komputerami, co z postmodernistycznym przekonaniem o wyczerpaniu kultury. Oraz z refleksją, że jesteśmy skazani na tworzenie nowych wersji starych opowieści.

Wersje wynikają również z multimedialności kultury, w której dana treść występuje więcej niż w jednej postaci. „Lalka” to już nie tylko powieść Prusa, ale też film Hasa, serial Bera oraz streszczenie przygotowane przez Annę Kozioł w serwisie „Polski na 5” (nie wspominając już o „Lalka – Śladami Wokulskiego – Powiśle – Part 1”, które można znaleźć na YouTube). Tradycyjna kultura, oparta na rozróżnieniu oryginału i opracowania, uzna nadrzędną rolę powieści. Z nowej perspektywy wersje są wyraźnie różne, ale trudno uznać prymat jednej nad innymi – a „Lalka” tak naprawdę jest siecią, chmurą, rodziną elementów. Według Mizuko Ito jednostką kultury coraz częściej staje się „media miks” – zbiór różnorodnych treści połączonych razem wspólnym brandem. Miksami są wszystkie kolejne hity popkultury: „Gwiezdne wojny”, „Myszka Mickey”, „Matrix”, „Lost” czy „Wiedźmin”. Za każdym razem jedna treść jest odmieniana przez filmy, gry, komiksy, koszulki, książki, klocki Lego, i tak dalej.

Przykłady można mnożyć. Każda ważniejsza produkcja muzyczna ukazuje się w kilku wersjach, skrojonych do różnych potrzeb, różnych gustów i kieszeni o różnej zasobności. W 2005 roku Beck wydał płytę „Guero” jako krążek CD zawierający 13 utworów, specjalne wydanie CD/DVD z bonusowymi piosenkami i filmikami wideo do każdej piosenki oraz jako zestaw remiksów swobodnie krążących w sieci. Do płyty CD dołączono zestaw naklejek, dzięki którym można stworzyć własną, oryginalną wersję okładki. Dziś, pięć lat później, każda licząca się piosenka w chwili publikacji jest już obudowana siecią autoryzowanych remiksów. A chwilę później w sieci pojawiają się wersje nieautoryzowane.

To wszystko wskazuje na funkcjonowanie kultury w nieustannym okresie przejściowym, pomiędzy jedną a drugą zmianą. W tym sensie nowa kultura jest też kulturą w wersji beta. Programiści tak nazywają drugą wersję testową programu – bardziej dopracowaną niż wersja alfa, ale na tyle wadliwą, że tradycyjnie udostępniało się ją jedynie wąskiej grupie „beta testerów”. Zdaniem Giny Neff i Davida Starka, serwisy sieciowe – oraz firmy, które je tworzą – działają dziś w nieustannej wersji beta. Prędkość bowiem, z jaką zmieniają się potrzeby i upodobania internautów, w połączeniu z naciskiem konkurencji powodują, że nie ma często czasu na dopracowanie tworzonego produktu. Serwis jest upubliczniany jeszcze w wersji beta, a potem siłą rozpędu w niej pozostaje – nowe funkcje są na bieżąco dodawane, na bieżąco zmienia się wygląd czy układ strony. Właściciele serwisów akceptują też możliwość, że wprowadzane na żywym sieciowym organizmie zmiany będą pomyłką. Z taką sytuacją zmierzył się na początku zeszłego roku serwis Facebook, który w dwa tygodnie musiał się wycofać pod wpływem protestów użytkowników ze zmian naruszających ich prywatność. Także Wikipedia uczy nas, że nie istnieje jedna ostateczna i poprawna wersja. Im temat jest bardziej istotny, tym bardziej zamiast jednego tekstu mamy do czynienia z oscylacją między różnymi wersjami. Zamrożenie tekstu na dłużej w jednej wersji wymaga świadomej decyzji administratora, który powstrzymuje „wojnę edycyjną” – i jest często odbierane jako zachowanie kontrowersyjne, graniczące z cenzurowaniem sieciowej aktywności.

Te doświadczenia wzięte z serwisów sieciowych przekładają się na całą kulturę, której coraz większe połacie funkcjonują w nieustannej wersji beta. Oczywiście nie warto fetyszyzować zmiany – także dzisiaj jest miejsce na stałe i niezmienne elementy kultury (choć zapewnienie im tego statusu, niczym zatrzymanie procesu edycji na Wikipedii, wiąże się z coraz większym wysiłkiem).

Sama kultura 2.0 nie jest radykalnym odejściem od dotychczasowej kultury, tylko nową jej wersją. Ta zaś jest budowana z zastanych już klocków lub – jak mówi Bruce Sterling – jest kolejną warstwą na stercie kulturowego kompostu, który tworzymy od lat.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).