Bibuła
Stację w Borth, z jednej strony otoczonej plażą,
z drugiej wysoką trawą dającą schronienie
torfowiskom, raz po raz uderza podmuch,
z każdym następnym razem, jakby policzkował
ją albo wyprowadzał w głowę cios za ciosem,
stacji coraz trudniej utrzymać się w pionie.
Niedołężna, z rdzą na karku, na tle domów
wysokich na dwa piętra i ciasno rozsianych
to tu, to tam, wszystkich raczej w zasięgu wzroku,
aż prosi się o renowację. Tak, z Aberystwyth,
dawną stolicą, od południa łączy ją linia
kolejowa, lecz gdy patrzy się na nią z okna,
sądzę, że ktoś, komu nie było to na rękę,
zlecił jej budowę. Trawa dziko rozsiana
wzdłuż wzniesień, z daleka jak bibuła na bokach
rolująca się i pożółkła, nie ma zdania.
Fuzja
Z piątym marca, datą zapisaną na tyle –
nie wiem, chyba przez babcię – wiąże się historia
powrotu drugą klasą. Kołobrzeg? Ani stąd,
z punktu A, ani stamtąd, z punktu B, nie widać
torebek z piachem i wodą, a tyle ich niosłeś,
upchniętych na raz w wiadrze, znad plaży do domu
(czas start). Jaka to była, z białą obwolutą
i złotą na nieszczęście czcionką w stylu retro,
powieść – o czym? Kto ją kupił? Czy bohaterka,
z pewnością słaba, radzi, a może nie radzi
sobie z presją wokół niej? Połóż się z nią bez słów
sprzeciwu (siedem godzin). Wagon otwiera się
i rzuca nam spojrzenia, z każdą spędzoną w nim
chwilą nabrzmiewa, syczy. Koszalin – Tczew – Mława.
Z peronu? Karenina? W dół? Z głośników radzą
trzymać bilet pod ręką (minuta do końca).
Topiel
Znów na początku drogi, z lewej odbija się
w szybie tartan, krok dalej – zaplątane wokół
gałęzi wiotkie ciało, zupełnie bez życia –
ciało wróbla lub zięby, które ostatni raz
wiatr poderwał do lotu. Pęknięta posadzka,
ostre zejście na peron. Mdli mnie, gdy patrzę
z mostu w pobliżu dworca: rzeka wyrywa się
poza koryto, im jej przybywa, tym ludzie
pewniej idą przez tory. Furkot silnika, cień.
Skóra pęka od słońca. Cień – gdy pochyla się
nad nim, tuż przed sygnałem, a potem bierze go
w dłonie dziewczynka, pęka. Pęknięcia w murach
od sufitu przez balkon, w chodniku, tuż przed nim
i za nim, między drogą z asfaltu i żużlu,
na którą opada kurz od szarpnięcia autem
po suchej nawierzchni – na początek do tyłu
prosto w metalową siatkę wokół studni,
potem do przodu, z wolna, nie dość precyzyjnie,
by wyminąć zająca, lecz na tyle szybko,
żeby stanąć z nim do wyścigu. Na wydmach
młodym wydaje się, że dopingują kota.
Lepkie światło marszy się na wodzie i bije
nie od razu, powoli, przez szyje butelek
wystających ponad wodę, w muł, o samo dno.
Adrian Sinkowski - ur. 1984. Poeta, publicysta, redaktor kwartalników „Fronda Lux” oraz „Wyspa”. Publikował m.in. w pismach: „Bliza”, „Kultura Liberalna”, „Odra”, „Pressje”, „Topos”, „Twórczość”, „Więź”, „Zeszyty Literackie”. Autor, a potem uczestnik programu o książkach „W czuły punkt” emitowanego w Foksal Eleven. Laureat stypendium m.st. Warszawy (2013) i projektu Połów (2011), wyróżniony w konkursie Dolina Kreatywna (2008). Pracuje w Teatrze Baj w Warszawie.