PÓŁ STRONY:
Polański
W zamian za znaczenie, w jakie społeczeństwo wyposaża naukę, nauka ma dostarczać społeczeństwu prawdy (Michael Polanyi).
W zamian za znaczenie, w jakie społeczeństwo wyposaża prawo, prawo ma dostarczać społeczeństwu ładu.
Gdy przed laty wyświetlano biograficzny film o Alfredzie Kinseyu, żadna z seksuologicznych sław nawet nie zająknęła się krytycznie o jego poglądach. Zastrzeżenia były zupełnie niehalo. Eksponowano, skądinąd niewątpliwy, emancypacyjny walor badań Kinseya.
Dlaczego więc dziś, gdy wszyscy dyskutują o Romanie Polańskim i trzynastolatce, seksuologowie milczą? Dlaczego nie sięgną do „Sexual Behaviour in Human Female” (1953) A.C. Kinseya et alii, i nie zacytują ze strony 121:
„Gdyby dziecko nie było kulturowo uwarunkowane, wątpliwe, czy oferty seksualne stanowiłyby dla niego powód do niepokoju (…). Doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego coś poza uwarunkowaniem kulturowym mogłoby sprawić, by dziecko niepokoiło się faktem, że dotyka się jego genitaliów, tym że widzi genitalia innych, albo i konkretniejszymi kontaktami seksualnymi. (…) Niektórzy bardziej doświadczeni badacze problemów młodocianych dochodzą do przekonania, że emocjonalna reakcja rodziców, oficerów policji i innych dorosłych odkrywających, że dziecko utrzymuje takie [tzn. seksualne] kontakty, może zaburzyć je bardziej niż same te kontakty. Obecna histeria wokół przestępców seksualnych może mieć poważny wpływ na przyszłą zdolność dzieci do seksualnego przystosowania”.
Wczesna seksualizacja jako panaceum na bolączki życia.
Społeczeństwo jako nic niewidząca, współmolestująca matka.
Polański jako figurant.
Prawo, które ma po tym wszystkim posprzątać.