Jeszcze 2 minuty czytania

Maria Poprzęcka

NA OKO:
Zaburzyć celebrę!

Maria Poprzęcka

Maria Poprzęcka

„Rok 2009 jest ciężki. Ciężki od okrągłych rocznic, które trzeba przypomnieć, uczcić i nadać im właściwą rangę – pisała niedawno niezapomniana „młoda lekarka na rubieżach”, czyli Ewa Szumańska. – Rocznica jest okrągła wtedy, kiedy ilość lat dzielących od niej kończy się zerem, a okrągława, czyli trochę pośledniejsza, kiedy kończy się piątką. Obchodzenie okrągłej rocznicy składa się z różnych zrytualizowanych działań, takich jak nabożeństwo, defilada, sesja naukowa, panel, bieg na przełaj, festyn, koncert rockowy. Od ilości i równoczesności tych działań w dniu rocznicy zależy jej ranga”.

Nie bacząc na poważną tegoroczną konkurencję, wyzwanie, jakim jest organizacja okrągłej rocznicy, podjęła Łódź Kaliska – najbardziej prześmiewcze i anarchiczne ugrupowanie artystyczne, jakie wydała z siebie sztuka polska, skądinąd nieskora do śmiechu. 300 (sic!) lat Łodzi Kaliskiej obchodzono w miejscu jej narodzin – w Darłowie. Z rytualnego zestawu wydarzeń nie było nabożeństwa, biegu przełajowego ani defilady, ale panel i koncert rockowy – i owszem. Przede wszystkim była jednak sesja naukowa. Prawdziwa, z uczonymi referatami. Łódź Kaliska podniosła bowiem problem, nad którym dawno już powinni się byli pochylić historycy sztuki, kulturoznawcy i antropolodzy kultury, a mianowicie: „Rola rocznic, jubileuszy i obchodów w rozwoju sztuki współczesnej (oraz dawnej)”.

Tak zadany temat zmuszał nie tylko do opisu artystycznych rocznic i jubileuszy (a bywały wspaniałe), ale do postawienia pytania: co komu z tego przyszło? Czy jest tak, jak z racji obchodzonego właśnie „roku Słowackiego” pisał Krzysztof Varga: „Bywają z tej okazji wydania dzieł zebranych, nowe inscenizacje, konferencje naukowe się odbywają, mennica bije okolicznościowe monety, potem wszystko wraca do normalności, a więc zbiorowej niepamięci”.

Ku pokrzepieniu serc i umocnieniu woli urządzania rocznic, jubileuszy i obchodów przypomnę jubileusz, który miał poważne i długotrwałe skutki dla sztuki polskiej.

Niestety, daleko nam do tak efektownych i efektywnych wydarzeń rocznicowych jak stulecie śmierci van Gogha, obchodzone w 1990 roku. Z jednej strony parareligijne uroczystości (nabożeństwo ekumeniczne, rekolekcje, pielgrzymka do grobu, cześć oddawana relikwiom) zwieńczyły ostateczną kanonizację artysty – męczennika sztuki. Z drugiej – rynek zareagował bezprecedensowymi rekordami cenowymi: w 1988 roku u Christiego w Londynie za „Słoneczniki” japońskie towarzystwo ubezpieczeniowe Yasuda zapłaciło 36,3 milionów dolarów, tegoż roku „Irysy” poszły u Sotheby’ego w Nowym Jorku za 53,9 milionów, w roku stulecia zaś Japończyk reprezentujący anonimową firmę kupił na aukcji u Christiego „Portret doktora Gachet” za 82,5 miliona.  

Żaden polski artysta nigdy nie doczekał się podobnej heroizacji, martyrologizacji i idealizacji biografii, jakie stały się udziałem nieszczęsnego Vincenta. Za żadnego tyle nie płacono, ani też zapewne nigdy płacić się nie będzie. Lecz za tym, że pomimo to rocznice, jubileusze i obchody urządzać warto, niech świadczy jubileusz, jakim nieprześcignione w tym względzie miasto Kraków chciało uczcić w 1879 roku 50-lecie pracy literackiej Ignacego Józefa Kraszewskiego. Wydarzenie stało się okazją do narodowej manifestacji, celebrowanej z udziałem 11 tysięcy osób przybyłych ze wszystkich ziem polskich. Gdy w czasie obiadu w gronie artystów rozprawiano o idei powołania muzeum w odrestaurowanych właśnie krakowskich Sukiennicach, Siemiradzki wystąpił z propozycją ofiarowania doń swego opromienionego już wówczas europejską sławą płótna „Pochodnie Nerona” („Świeczniki chrześcijaństwa”). Deklarację tę ponowił w czasie oficjalnego bankietu, skromnie mówiąc, iż prosi o ścianę, na której mógłby zawiesić swe wielkie płótno. Miasto zareagowało spontanicznie. Wiadomość rozpowszechniono naprędce wydrukowanymi plakatami. Gdy dziękczynny pochód z pochodniami i górniczą orkiestrą z Wieliczki dotarł do hotelu Krakowskiego, w którym zatrzymał się artysta, w przemówieniu wiceprezesa Towarzystwa Sztuk Pięknych znalazła się następująca interpretacja darowanego obrazu:

Twoje „Pochodnie Nerona”, za szczodrobliwością twoją dziś własnością narodu będące, wypowiadają zaprawdę wszystkie warunki każdego zbawienia: wytrwaj i wierz! To nauka i rada, i pociecha. To płynie z twego obrazu.

I tak motto dzieła, w postaci ewangelicznego tekstu wypisanego na imponującej ramie obrazu: „Et lux in tenebris lucebat et tenebrae eam non comprehenderunt” – „światło w ciemności świeci i ciemności jego nie pochłoną” (J 1,5) – zostało odczytane alegorycznie w narodowym duchu. Krytyka natychmiast dostrzegła w pełnym sadystycznego przepychu obrazie Neronowej orgii śmierci „Polaków, ofiary najstraszniejszej tyranii, a w wierze i męskości tych chrześcijan męstwo i nadzieje swych ziomków”.

Za obrazem szła anegdota, jakoby gdy obraz został pokazany w Petersburgu, wzbudził taki zachwyt, że rząd chciał go kupić za 100 tys. rubli. Car miał oświadczyć artyście, że cieszy się, iż Rosjanie tak się wyróżniają, na co Siemiradzki miał dumnie odpowiedzieć „Sire, je suis Polonais”. Wobec takiego zachowania artysty do transakcji nie doszło, Siemiradzki zabrał obraz i podarował go Krakowowi. Dając wiarę tym i podobnym opowieściom, nie wiedziano (co ujawnił stosunkowo niedawno profesor Waldemar Okoń w oparciu o listy malarza zachowane w archiwum petersburskim), że to Siemiradzki oferował obraz carowi za 50 tysięcy rubli, godząc się na wypłatę tej wielkiej sumy w ratach rocznych albo w formie wieloletniej pensji. Oferta nie została przyjęta. Nie deprecjonuje to gestu artysty, może nawet podnosi jego „cenę”.

Ale, o czym się zwykle nie pamięta, Muzeum Narodowe w Krakowie, w którym „Pochodnie Nerona” są do dziś numerem jeden inwentarza, w pierwotnym założeniu miało być muzeum sztuki współczesnej. I tu miejsce na wnioski, jakie z tego zaburzonego jubileuszu i jego nieprzewidzianych skutków płyną dla nas dzisiaj. Zważywszy na wielką skuteczność jubileuszu autora „Starej baśni” (Muzeum Narodowe w Krakowie przetrwało 130 lat, posiada ponad 780 tysięcy obiektów, ma 21 oddziałów i zatrudnia sześciuset kilkudziesięciu pracowników), wzorowany na wydarzeniu krakowskim jubileusz mógłby stanowić dobry model dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Musiałyby być w tym celu spełnione następujące warunki:

– należałoby urządzić jubileusz wysokonakładowego literata. Wbrew pozorom, sprawa nie jest łatwa, i to z przyczyn obiektywnych, jakimi są daty urodzin tychże. Niestety, minęły 25 urodziny Doroty Masłowskiej, a do trzydziestki trochę jej daleko (ur. 1983), Bliżej jest do 60 urodzin Jerzego Pilcha (ur. 1952), ale też trzeba by czekać. Odpada również Katarzyna Grochola (ur. 1957). Podobnie rzecz się ma z Januszem Wiśniewskim (ur. 1954) i Andrzejem Sapkowskim (ur. 1948). Pytaniem pozostaje, czy którykolwiek z tych jubileuszy zgromadziłby 11 tysięcy uczestników, ale tych mogłyby zastąpić wydarzenia medialne;

– w bankiecie wydanym z okazji jubileuszu musiałby uczestniczyć artysta polski o światowej pozycji rynkowej (Wilhelm Sasnal? Mirosław Bałka? Igor Mitoraj?);

– artysta porwany duchem patriotycznym musiałby ofiarować dzieło z przeznaczeniem do muzeum. Dzieło musiałoby być dużych rozmiarów, a więc jeśli Sasnal, to panneau co najmniej jak „Pochodnie Nerona”, tj 385x704 cm, jeśli Mitoraj, to  brązowe wrota jak do hangaru, jeśli Bałka – to też coś bardzo dużego. Przykład Siemiradzkiego wskazuje, że dzieło nie musiałoby być explicite patriotyczne, ani w ogóle obarczone jakimkolwiek tzw. przesłaniem. Sprawę przypisania mu właściwych treści można z pełnym zaufaniem pozostawić krytyce;

– konieczne są Sukiennice, w których artysta otrzymałby stosowną „ścianę”, o jaką prosił Siemiradzki. Tu sprawa jest najprostsza – wystarczy wstrzymać rozbiórkę Kupieckich Domów Towarowych na placu Defilad, które były przecież warszawskimi sukiennicami. Merytorycznie i wystawienniczo gorszym rozwiązaniem jest sąsiadujący z obecną tymczasową siedzibą MSN pawilon meblowy Emilia, do którego zresztą muzeum próbuje przenikać. Jednakże, perspektywa wiekowego trwania, setek tysięcy eksponatów, rozsianych po całym mieście oddziałów i potężnego personelu powinna napawać płynącą z jubileuszy nadzieją na przyszłość. Pod warunkiem, że zostaną one zakłócone.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.