Nie kopnęłoś mnie, nie wysłałoś żadnej odpowiedzi. Jakże byś zresztą potrafiło? Istniejesz dopiero od niedawna; gdybym szukała potwierdzenia u lekarza, uśmiechnąłby się kpiąco. Ale postanowiłam za ciebie: urodzisz się. Postanowiłam po tym, jak zobaczyłam cię na zdjęciu. Oczywiście, to nie było dokładnie rzecz biorąc twoje zdjęcie, to było zdjęcie jakiegoś trzytygodniowego zarodka opublikowane w pewnej gazecie wraz z artykułem na temat powstawania życia. I kiedy na nie patrzyłam, strach minął równie szybko, jak się pojawił. Przypominałoś tajemniczy kwiat, przezroczystą orchideę. Na górze widać było coś w rodzaju głowy z dwiema wypukłościami, które staną się mózgiem. Trochę niżej wgłębienie, które stanie się ustami. W wieku trzech tygodni jesteś niemal niewidoczne, wyjaśnia podpis. Dwa i pół milimetra. A jednak rośnie w tobie to, co stanie się oczami, coś, co przypomina kręgosłup, układ nerwowy, żołądek, wątrobę, jelita, płuca. Twoje serce jest już ukształtowane i jest bardzo duże: proporcjonalnie dziewięć razy większe od mojego; czy mogłabym cię usunąć? Cóż mnie obchodzi, że zaczęłoś się przez przypadek i być może przez pomyłkę, czyż świat, w którym żyjemy, nie zaczął się również przez przypadek i może przez pomyłkę? Niektórzy twierdzą, że na początku nie było nic oprócz wielkiego spokoju, wielkiej nieruchomej ciszy, potem przeskoczyła iskra, nastąpił wybuch i to, czego nie było, zaczęło być. Po tym pierwszym wybuchu nastąpiły inne, coraz bardziej nieprzewidziane, coraz bardziej bezsensowne, coraz bardziej nieświadome własnych skutków. Jednym z nich było pojawienie się komórki, także przez przypadek, może przez pomyłkę, i zaraz rozmnożyła się ona do milionów, miliardów komórek, aż narodziły się drzewa, ryby i ludzie. Myślisz, że przed wybuchem albo przed pojawieniem się pierwszej komórki ktoś już próbował rozstrzygnąć ten dylemat? Sądzisz, że się zastanawiał, czy komórka będzie z tego zadowolona, czy też nie? Sądzisz, że martwił się, czy nie będzie głodna, czy nie będzie jej zimno, czy nie będzie nieszczęśliwa? Wykluczam taką możliwość. Nawet gdyby ktoś taki istniał, na przykład jakiś Bóg porównywalny do początków początku, poza czasem i poza przestrzenią, obawiam się, że nie troszczyłby się o to, co jest dobre, a co złe. Wszystko stało się, bo mogło się stać, a więc stać się musiało, zgodnie z jedynym prawem silniejszego, które ma swoje uzasadnienie. I to samo dotyczy ciebie. Biorę na siebie odpowiedzialność za tę decyzję.
Biorę ją, dziecko, nie kierując się egoizmem: wydanie cię na świat, przysięgam, wcale mnie nie bawi. Nie widzę siebie, jak idę ulicą z wielkim brzuchem, nie widzę siebie, jak cię karmię i myję, i uczę mówić. Jestem kobietą, która pracuje, mam tyle innych obowiązków, zainteresowań. Już ci mówiłam, że nie jesteś mi potrzebne. Ale donoszę cię i tak, czy chcesz tego, czy nie. Narzucę ci prawo silniejszego, podobnie jak zostało ono narzucone mnie, moim rodzicom, dziadkom, dziadkom moich dziadków. Aż do pierwszej ludzkiej istoty urodzonej przez ludzką istotę, czy chciała tego, czy nie. Prawdopodobnie gdyby owa istota, ona lub on, mogła wybierać, przestraszyłaby się i odpowiedziała: nie, nie chcę się urodzić. Ale nikt jej nie pytał o zdanie i tak urodziła się, żyła i umarła, urodziwszy inną ludzką istotę, której nie pytała o zdanie, ta zaś postąpiła podobnie i tak przez miliony lat, aż do nas dwojga, i za każdym razem chodziło o prawo silniejszego, bez którego by nas nie było. Odwagi, dziecko. Myślisz, że nasienie drzewa nie potrzebuje odwagi, żeby zacząć kiełkować? Wystarczy powiew wiatru, żeby je porwać, łapka myszy, żeby je zgnieść. A jednak kiełkuje i mocno się trzyma, i rośnie, rozsiewając inne nasiona. I staje się lasem. Jeśli któregoś dnia krzykniesz: „Po co wydałaś mnie na świat, po co?”, odpowiem ci: „Zrobiłam to, co robią i robiły drzewa przez miliony lat przede mną, i uważam, że zrobiłam dobrze”.
Ważne jest, żeby nie zmienić zdania, pamiętając, że ludzie nie są drzewami, że cierpienie ludzkiej istoty jest świadome, a więc jest tysiąc razy większe od cierpienia drzewa, że żadne z nas nie chciałoby się stać lasem, że nie wszystkie nasiona drzew rodzą drzewa: w większości wypadków giną... Taka zmiana zdania, dziecko, może się zdarzyć, nasza logika jest pełna sprzeczności. Kiedy tylko twierdzimy jedno, zaraz dostrzegamy jego przeciwieństwo. I być może zauważamy, że przeciwieństwo jest równie przekonujące jak to, co twierdziliśmy wcześniej. Moje dzisiejsze rozumowanie mogłoby ulec odwróceniu ot tak, wystarczyłoby pstryknięcie palcami. Istotnie: już się czuję niepewna, zdezorientowana. Być może dlatego, że nie mogę się nikomu zwierzyć oprócz ciebie. Jestem kobietą, która wybrała życie w pojedynkę. Twojego ojca nie ma przy mnie. I nie martwi mnie to, chociaż czasami mój wzrok szuka drzwi, przez które wyszedł tym swoim zdecydowanym krokiem, a ja go nie zatrzymałam, jak gdybyśmy nie mieli już sobie niemal nic do powiedzenia.
Przeł. Joanna Ugniewska
Fragment pochodzi z książki Oriany Fallaci „List do nienarodzonego dziecka”, która ukaże się 8 maja w Świecie Książki.
© 1975-2012 RCS Libri S.p.A., Milan