ALAN LOCKWOOD: Jako główna kuratorka rysunku w nowojorskim MoMA zainicjowałaś kolekcję prac Aliny Szapocznikow i zaproponowałaś, aby muzeum współpracowało przy jej indywidualnej wystawie „Sculpture Undone”. Czy amerykańską publiczność zainteresowała artystka, która jeszcze kilka lat temu była tutaj zupełnie nieznana?
CORNELIA „CONNIE” BUTLER: Przed MoMA wystawa pokazywana była w Hammer Museum w Los Angeles. Tamtejsi artyści świetnie zareagowali na Szapocznikow, natomiast szersza publiczność nie zwróciła na nią większej uwagi – pojawiła się jedna, niezbyt entuzjastyczna recenzja. Było to więc dość niemrawe wydarzenie, które przeszło bez echa, co może, ale nie musi mieć związku ze specyfiką Los Angeles. W Nowym Jorku jest natomiast od samego początku duże zainteresowanie. Znowu w znacznym stopniu ze strony artystów. I ono właśnie – a także to jak duży wpływ ma Szapocznikow na nowe pokolenie twórców, na przykład Paulinę Ołowską – utwierdza mnie w przekonaniu, że wybraliśmy właściwy moment na pokazanie jej dzieła w Ameryce. W dzisiejszym „New York Times” ukazała się zresztą dość dobra recenzja [11 października 2012 – przyp. A.L.].
To bardzo gęsta i nieduża wystawa. I bardzo dobrze. Często takie skoncentrowane, nie za duże retrospektywy są najlepsze dla nowej publiczności. Nie męczą, a wciągająco wprowadzają.
Cornelia „Connie” Butler
Od 2006 roku jest główną kuratorką rysunku w MoMA, gdzie współorganizowała otwartą w październiku wystawę „Alina Szapocznikow: Sculpture Undone”. Inne wystawy Butler w MoMA to m.in. „Greater New York” i „On Line”, które dotyczyły XX-wiecznego rysunku. Obecnie Butler współorganizuje pierwszą w północnej Ameryce retrospektywę brazylijskiej artystki Lygii Clark, która otworzy się w MoMA w 2013 roku.
Kiedy zainteresowałaś się Szapocznikow?
To było około roku 2003, kiedy byłam kuratorką w Muzeum Sztuki Współczesnej w Los Angeles. Monika Fabijańska z Instytutu Kultury Polskiej, która sporo wtedy z muzeum współpracowała, spotkała się ze mną w związku z moim projektem dotyczącym sztuki feministycznej.
Czy to ten projekt, który potem stał się twoją wystawą „WACK! Art and the Feminist Revolution”, pokazywaną również w National Museum of Women w Waszyngtonie i w MoMA w 2008?
Tak. W 2004 r. Monika zaprosiła do Polski kuratorów zainteresowanych kobietami artystkami, poza mną przyjechała między innymi Maura Reilly, która pracowała wtedy nad wystawą „Global Feminisms” dla Brooklyn Museum. Monice bardzo zależało, żebym poza współcześnie tworzącymi artystkami, jak Paulina Ołowska, poznała również twórczość Aliny Szapocznikow. To była wspaniała wyprawa – spotkania z twórcami młodego pokolenia przeplatane oglądaniem materiału historycznego. Inne osoby również zaczęły mi sugerować Szapocznikow. Ale pamiętam, że gdy przeglądałam katalog jej wystawy kuratorowanej przez Andę Rottenberg w Zachęcie, reagowałam na te prace instynktownie, organicznie, ale nie odbierałam ich intelektualnie. Po prostu ich nie czułam.
Connie Butler / dzięki uprzejmości MoMAMówisz, że była to fizjologiczna reakcja na prace i że jednocześnie ich nie czułaś?
Moim pierwszym wprowadzeniem do Szapocznikow była jej ostatnia praca, „Zielnik”, czyli odciski ciała. Czytałam ją z feministycznej perspektywy i uważałam, że jest zbyt dosłowna, zbyt romantyczna. Dziś myślę, że jej wtedy nie zrozumiałam. Potem widziałam więcej prac w polskich kolekcjach: pop-realizm lat 60., usta, piersi, postacie. Wciąż jednak nie miałam pełnego oglądu jej twórczości i uznałam, że Szapocznikow, tak jak Lee Bontecou, była protofeministką, w związku z czym nie pasuje do „WACK!”. Dziś myślę, że nie miałam racji.
Wystawa „WACK!” obejmowała okres pomiędzy 1965 a 1980 rokiem. Z polskich artystek znalazły się na niej Ewa Partum i Magdalena Abakanowicz.
Polska była dosyć znacząco obecna na wystawie. Miałam świadomość, że sporo ówczesnych artystek zajmowało się feminizmem, jak choćby Natalia LL. Wiedziałam, w jaki sposób pracowały z płcią, że większość z nich wychodziła od sztuki konceptualnej. To mi się bardzo przydało. Kilka lat później, kiedy przeniosłam się do MoMA, zaproszono mnie na konferencję do Warszawy.
SZAPOCZNIKOW W EUROPIE I USA
„Alina Szapocznikow: Sculpture Undone, 1955-1972”, wystawa pokazywana w 2011 roku w brukselskim WIELS, a w tym roku w Hammer Museum w Los Angeles i – od 7 października do 28 stycznia – w nowojorskim MoMA.
Szapocznikow (1926-73) stworzyła bardzo indywidualny język form i osobną opowieść, manifestujące się w prowokacyjnych, nasyconych cielesnością obiektach, zajmujących trudny do zdefiniowania obszar pomiędzy surrealizmem, nowym realizmem i pop-artem. Dzięki takim pracom, jak poliestrowe odlewy fragmentów ciała zamienione w przedmioty użytkowe czy rzeźbiarskie kolaże, w których zatopiono rodzinne fotografie, Szapocznikow uznawana jest za prekursorkę sztuki feministycznej i konceptualnego podejścia do rzeźby.
Rozmowa z Joanną Mytkowską o Alinie Szapocznikow i polityce kulturalnej MSN
To była konferencja „Dokumenty. Prace. Interpretacje” poświęcona Alinie Szapocznikow. Odbyła się w 2009 r. podczas wystawy „Niezgrabne przedmioty” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Tak. Wygłosiłam wykład, który tak naprawdę był próbą dodania – po czasie – Szapocznikow do „WACK!”. Opowiadałam, w jakim kontekście widziałabym ją na tamtej wystawie. Pobyt na warszawskiej konferencji, zanurzenie w Szapocznikow przez całe dwa dni, wprawiło mnie w zdumienie nad rozległością jej zainteresowań artystycznych i tym, jak wiele różnych odczytań potrafią znieść jej prace. Nie spotyka się zbyt często twórczości, która obejmowałaby jedynie dwadzieścia lat i która byłaby w stanie wytrzymać tyle różnych wyrafinowanych interpretacji. Od perspektywy wojennej, obozowej, przez kategorię traumy i wiele innych tematów. Odniosłam wtedy wrażenie, że nadszedł dobry moment na pokazanie jej prac poza Polską i postanowiłam coś z tym zrobić.
„Alina Szapocznikow: Sculpture Undone”, 1955–1972, Hammer Museum, Los Angeles, 2012
O czym mówiłaś w referacie „Miękkie ciała, miękka rzeźba”?
Próbowałam umiejscowić Szapocznikow w kontekście jej zagranicznych odpowiedniczek, między inymi Louise Bourgeois, Hannah Wilke, Evy Hesse. W tym czasie – i dziś sądzę, że to nie było do końca udane, ale przynajmniej próbowałam – myślałam o wywodzącej się od Louise Bourgeois koncepcji Femme Maison: domu jako ciała, architektury ciała, ciała jak formy architektonicznej.
Zestawiałam ją również z Niki de Saint Phalle, którą Szapocznikow znała z Paryża.
Co takiego usłyszałaś na konferencji, co przekonało cię, że prace Szapocznikow mogą absorbować odmienne odczytania i jednocześnie się im opierać?Wcześniej nie miałam pojęcia, że istnieje młode pokolenie badaczy głęboko zaangażowanych w jej twórczość. Manuela Ammer opowiadała o konceptualnych dziełach Szapocznikow: serii „Photosculptures” i różnych teoretycznych projektach. Paweł Leszkowicz wychodził z perspektywy queer, interpretował późną rzeźbę „Piotr”, przedstawiającą syna artystki, poprzez psychoanalizę. Griselda Pollock mówiła o traumie, a Agata Jakubowska przygotowała obszerny referat na temat feminizmu w Polsce. Moja wiedza gwałtownie się wtedy poszerzyła. Zaczęłam się zastanawiać, co miało by sens w MoMA i generalnie w USA, i zorientowałam się, że jest wiele sposobów na pokazanie Szapocznikow, które sprawdziłyby się w przypadku amerykańskiej publiczności.
„Alina Szapocznikow: Sculpture Undone”, 1955–1972, Hammer Museum, Los Angeles, 2012
Wiedziałaś już wtedy, że MoMA zaangażuje się w projekt „Sculpture Undone”?
Wracałam do Nowego Jorku z pomysłem zaproponowania muzeum wystawy. Potem usłyszałam, że Elena Filipovic [z brukselskiego WIELS, gdzie także pokazano „Sculpture Undone” – przyp. red.] pracowała z Joanną Mytkowską. Rozmawiałam również z moimi kolegami z Hammer Museum w Los Angeles. Zamiast wymyślać własny projekt w MoMA, razem z Eleną i innymi wpadliśmy na pomysł współpracy. Zaproponowałam wtedy mojemu muzeum, żebyśmy dołączyli do projektu, który przybrał formę „Sculpture Undone”. To niezwykłe, że nagle, w różnych częściach świata, tak wiele osób bardzo chciało coś zrobić z Szapocznikow. Osiągnęliśmy wtedy masę krytyczną.
Jak wystawa zrobiona przez Anke Kempkens w 2007 roku, w jej nowojorskiej galerii Broadway 1602, wpasowała się w twoje i MoMA przygotowania do obecnej ekspozycji?
Projekt Anke był ważnym elementem wcześniejszego etapu. Kupiliśmy od niej kilka prac do kolekcji, zanim zaproponowałam MoMA wystawę. Dzięki tamtej wystawie mogłam się przekonać, jakie są pierwsze reakcje na Szapocznikow w USA, włączając w to entuzjastyczną recenzję „New York Timesa” (28 grudnia 2007 – przyp. A.L.). Anke zrobiła bardzo dobry wybór prac z całej kariery Szapocznikow – ona jest galerzystką, która myśli jak kuratorka i zawsze wykonuje bardzo poważną pracę badawczą. MoMA kupiło rysunki właśnie dzięki tamtej wystawie. I rzeźbę również. Albo osoby blisko związane z muzeum kupiły rzeźbę, a potem obiecały ją nam przekazać.
Co to były za rysunki?
Wybrałam najbardziej reprezentatywne prace z myślą, że są to ostatnie dostępne rzeczy – nie wiedzieliśmy wtedy, co jeszcze znajduje się w archiwach Piotra, syna Aliny. Kupiliśmy wczesny szkic do projektu pomnika, rysunek z cyklu „Pejzaż ludzki”, w kolorze, naprawdę wspaniały i dosyć duży, dwie monotypie i kilka innych rzeczy. Kolekcjoner Harvey Shipley Miller, który zbudował Kolekcję Rysunku Rothschildów w MoMA, ufundował część z tych zakupów. Nie wiedząc nic o Szapocznikow, wszedł na wystawę u Anke i po prostu zakochał się w tym, co zobaczył.
To były początki waszej kolekcji Szapocznikow. A jak obecna wystawa wpisuje się w misję muzeum i jak twoim zdaniem wygląda w przestrzeni MoMA?
Część emocji wokół naszej wystawy wiąże się z tym, że jej prace były już pokazywane na różnych targach sztuki i w związku z tym kolekcjonerzy trochę ją poznali. I teraz są bardzo podekscytowani, mogąc w muzeum zobaczyć szerszy wybór jej prac. Myślę, że MoMA, ze swoją kolekcją sztuki powojennej – Nowego Realizmu i abstrakcji, tworzy odpowiedni kontekst do odbioru jej prac, zarówno dla kolekcjonerów, jak i szerszej publiczności.
Uwielbiam przestrzeń, gdzie pokazujemy wystawę, w starszej części budynku. Są tam piękne, duże, łukowe okna z widokiem na 53. Ulicę. W świetle okien wychodzących na drugą stronę, na ogród rzeźb, ustawiliśmy rzeźby Szapocznikow. Są to jej wczesne, figuralne prace, a na dole w ogrodzie widać Cezanne’a, Matisse’a i Davida Smithsa. Chcieliśmy zaaranżować między nimi dialog i myślę, że wyszło cudownie.
Nowy Jork, 11 października 2012
tłum. Paulina Wrocławska
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.