Jeszcze 1 minuta czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ALFABET
NOWEJ KULTURY:
A jak amator

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Internet wydobył amatorów z cienia, w który zepchnęła ich kultura masowa, wprowadzająca bardzo wyraźny podział na profesjonalnych twórców oraz konsumentów ich dzieł. Ten podział żywił się po części romantycznym mitem twórcy – wybitnej jednostki, która tworzy wielkie dzieła, o czym zwykły zjadacz chleba nie próbuje nawet marzyć. Początek XXI wieku to jednak moment, w którym tworzenie i dystrybucja bardzo, i to w jak najbardziej dosłownym sensie, potaniały. Równocześnie kwitnie kultura czasu wolnego, po pracy często też pracujemy – ale już dla przyjemności. Często – tworząc, a potem publikując w internecie.

Także odpoczywając, coraz częściej sięgamy po produkcje amatorskie – wytwory innych internautów. W ostatnich tygodniach przebojem na YouTube, odtwarzanym miliony razy, są wideoklipy Kutimana, remiksującego lepsze lub gorsze nagrania muzyków publikowane w tej witrynie w rewelacyjne, nowe funkowe utwory. Kutiman okazał się pracującym w domu na laptopie 27-latkiem, który kilka lat temu nie wiedział, kim jest James Brown. Granica twórca-konsument, profesjonalista-amator, ulega rozmyciu.

Ale rozmycie następuje powoli. Podziały, wyznaczone przez jednokierunkowy charakter mediów nadawczych, a nieoczywiste choćby w kulturze ludowej, są silnie zakorzenione już na poziomie języka. Rzeczy nieprofesjonalne są źle zrobione, a od amatora blisko do amatorszczyzny. Jednak, o ile w XX wieku amator był przede wszystkim nie-profesjonalistą, to XXI-wieczny amator jest miłośnikiem, a termin wraca do swoich etymologicznych korzeni. Franciszek Dzida, pierwowzór „Amatora” Kieślowskiego, nazywa siebie entuzjastą. Ostatnie lata to okres wielkiej rehabilitacji amatorów. Pro-am (tak Charles Leadbeater nazywa „amatorów trzymających profesjonalne standardy”) to archetypiczna rola społeczeństwa postmaterialnego, w którym coraz częściej robimy rzeczy dla przyjemności, a nie z profesjonalnego obowiązku.

Twórczość zawodowców koegzystuje w obiegu medialnym z treściami wytwarzanymi przez amatorów. Dziennikarze inspirują się wpisami z blogów, muzycy podglądają remiksy tworzone przez amatorów – czyli tych muzyków, którzy za swoją pracę nie dostają pieniędzy. Cool hunterzy w profesjonalny sposób podglądają jak najbardziej amatorską modę młodzieżową, szukając w niej kolejnego wielkiego trendu. Dominacja scentralizowanych, profesjonalnych mediów ustępuje pod naporem tworzonych oddolnie mediów społecznych.

Już 15 lat temu twórcy słynnej gry komputerowej „Doom” dystrybuowali ją w postaci otwartej na modyfikacje, pozwalając informatykom-amatorom oraz obdarzonym twórczą weną graczom na zmianę produktu. Gra była źródłem rozrywki, ale i narzędziem do tworzenia kolejnych gier. Internet zaroił się od nowych produkcji, a sprzedaż „Dooma”, zamiast spadać, wzrosła. Okazało się, że zastąpienie branżowej rywalizacji „profesjonalistów” współpracą z „amatorami” może być efektywnym modelem biznesowym.

Oczywiście, ta sytuacja rodzi też nowe napięcia – zawodowi projektanci graficzni i fotografowie protestują przeciwko serwisom, w których za ułamek zwyczajowych stawek organizuje się konkursy na projekt skierowane do zdolnych amatorów lub początkujących profesjonalistów, jak 99designs czy Istockphoto. W tym przypadku destruktywnym czynnikiem nie jest amator – lecz tłum profesjonalistów i amatorów, na który nie są przygotowane tradycyjne mechanizmy przemysłów kultury.

Co dalej? Bohater „Amatora” Kieślowskiego zyskał dojrzałość w chwili, gdy zwrócił obiektyw na samego siebie. Wydaje się, że w mediach społecznych ta ewolucja przebiega w odwrotnym kierunku – od koncentracji na autorze, której najlepszym przykładem są ekshibicjonistyczne blogi, do działań, których podstawą staje się komunikacja i praca z zastanymi treściami, a podmiotem – zbiorowość twórców. Powszechniejsze uczestnictwo w kulturze nie tylko poprzez konsumpcję, ale i twórczość, wydaje się dobrym ćwiczeniem ze społecznego zaangażowania.

Amatorzy zakorzenili się na dobre w kulturze – pora teraz przygotować się na amatorską produkcję dóbr materialnych. Najnowsze technologie zwiastują nadejście amatorskiej konkurencji dla produkcji dzisiaj ograniczonej do masowych linii produkcyjnych w fabrykach.

A jeśli ktoś nadal nieprzekonany, przypomnijmy: Albert Einstein był matematykiem-amatorem. Franz Kafka był amatorem-pisarzem.


Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).