Powieść w sam raz na podróż z Warszawy do Poznania, z przerwą na wizytę w Warsie. I nie ma w tym nic złego, biorąc pod uwagę, ile jest książek rozpaczliwie niezdarnie napisanych i jak trudno znaleźć coś lekkiego, co zabije nudę podróży, nawet jeśli nie pozostanie na dłużej w pamięci. A jednak trochę żal dawnej, zadziornej Gretkowskiej. Z rzadka znajdujemy tu bowiem jej zabawne bon moty, np. „penis jest cytatem z mężczyzny”, za to sporo gatunkowego kiczu. Jak chociażby scena, w której po niezwykle udanym seksie kochanek usadza nagą kochankę przy fortepianie i prosi o zgranie „Kanonu” Pachelbela. Następnie nastawia wentylator, aby podwiewał jej długie blond włosy i napawa się tym widokiem oraz muzyką, obserwując zadarty, ciemnoróżowy sutek ukochanej. Albo taka perełka – „srebrny talerz winogron z półszlachetnych kamieni i bursztynu”. Smak winogron z półszlachetnych kamieni i bursztynu musi być niezapomniany. Możemy jednak, z sympatii do autorki, uznać to za camp.Teraz, niestety, muszę przeprosić czytelników, którzy nie lubią, aby zdradzać im sekrety powieści, a szczególnie zakończenie. Trudno jest tego uniknąć, gdyż nie ma w „Agencie” żadnych szczególnych głębi do analizowania; jest przede wszystkim historia miłosnego trójkąta i jej możliwie najbardziej satysfakcjonujące zakończenie. Oraz parę innych banałów.Manuela Gretkowska „Agent”. Świat Książki,
Warszawa, 224 strony, w księgarniach od maja 2012Troje bohaterów to urodzony w Polsce Żyd, piękny jak amant filmowy i jak na swój wiek sześćdziesięciolatek, jego izraelska żona oraz polska kochanka, z którą ma dziecko. Rzecz jasna chłopczyka o imieniu Dawid. Aby ukryć przed kochanką fakt istnienia żony, bohater udaje agenta izraelskiego wywiadu, co ma tłumaczyć jego długie nieobecności, kłopoty z kontaktem i zwalnia go z konieczność zwierzania się z tego, co robił, kiedy go nie było. Kochance daje seks i dziecko, żonie brylanty i przywiązanie. Każda z tych relacji jest w swym schematyzmie zabójczo nudna, podobnie jak trójkąt. Daje on jednak sporo możliwości komplikowania fabuły, zanim żona nie odkryje prawdy. Dodatkową atrakcją jest kwestia relacji polsko-żydowskich, zawsze poruszająca w nas emocjonalne struny. Cień Holocaustu, izraelska specyfika, złożone relacje i uprzedzenia dzielące nasze narody. Bohater, jako Żyd polskiego pochodzenia, poza zadaniem romansowym, służy też powieściowej misji doprowadzenia do pojednania polsko-żydowskiego.Nie wystarczy, że zetkną się ze sobą i pomieszają wycieczki młodzieży polskiej i izraelskiej, których spotkanie jest wynikiem dość zawiłej i dość zabawnej intrygi. Ani nawet przyjazd do Polski obawiającej się polskiego antysemityzmu żony, oczywiście rozwiewający jej uprzedzenia. Trzeba czegoś więcej.I tu, niestety, muszę zdradzić zakończenie. Za sprawą córki bohatera, chasydki, która nie umie kłamać, jej ojciec musi skonfrontować się z sytuacją swojej zdrady. To kolejny moment dydaktyczny, w którym czytelnik dowiaduje się, że fundamentalizm religijny może źle się skończyć. I kończy, bo bohater z wrażenia umiera na serce. Przed nami już tylko smutny, ale jednak happy end. Stara żona obdarowuje młodszą rywalkę mieszkaniem, a dziecko pójdzie do żydowskiej szkoły i jego młode życie stanie się ostatecznym ucieleśnieniem pojednania. Rywalce na pociechę dostanie się jeszcze dobry mąż, uwolniony od perwersyjnej kochanki. (Znajdziemy bowiem w powieści też trochę pieprzu.) Starej kobiecie oczywiście nic się nie dostanie. Zresztą wybór był niewielki – cierpienie z powodu zdrady, czy z powodu wdowieństwa. Zakończenie takie zwalnia z rzeczywistego zajęcia się problemem skomplikowanych związków międzyludzkich, jednym cieciem likwidując wszelkie trójkątne dylematy.Ostatecznie „Agent” okazuje się miłą, choć trochę smutną bajką. Zwycięża w niej młodość i prokreacja, oraz polsko-żydowskie „kochajmy się”. A pociąg właśnie dojeżdża do Poznania.
Kinga Dunin
Publicystka, socjolożka, krytyczka literacka, członkini zespołu „Krytyki Politycznej”.
Tagi
Data