NA OKO:
Skontrum
„Skontrum” w warszawskiej
Królikarni / fot. M. PoprzęckaW warszawskiej Królikarni, pełniącej rolę witryny zamkniętego na czas remontu Muzeum Narodowego, wystawa o urzędowym tytule „Skontrum”. Skontrum to inwentaryzacja muzealiów, porównywanie spisu z natury z zapisami z ksiąg inwentarzowych, mające na celu ustalenie stanu faktycznego zbiorów i ujawnienie ewentualnych braków.
Nie brzmi to dobrze, tymczasem wystawa jest zaprzeczeniem obaw o buchalteryjną nudę. Pierwsze wrażenie – szaleństwo! W parterowych salach Królikarni zgromadzono magazynowe zasoby muzealnej rzeźby, ile się tylko dało, do granic wytrzymałości stropów. Dziesiątki piętrzących się figur, ciasno napierających na siebie ciał, głów, biustów, rąk, nóg, torsów. Marmur, gips, drewno, brąz, beton – wszystko zwalone bez ładu i składu, na kupie. Różnej skali marszałkowie Piłsudzcy przytłoczeni potężnymi głowami czerwonoarmiejców, ku przodowi wysuwa się żałosna twarz Władysława Gomułki, z boku naciera rząd eleganckich, złoconych Amerykanek Dunikowskiego, monstrualny siłacz Klamana za chwilę rozwali to wszystko młotem, a już na pewno zawadzi o obwisłą pierś „Macierzyństwa” mistrza Xawerego. Lenin za Leninem, tacy sami, gipsowi, różni tylko kolorem patyny. Żołnierz polski w maciejówce wali łokciem w uszatkę żołnierza radzieckiego, pod którego brodą schroniły się antyczne główki. Oczywiście w tym wszystkim pełno nagich kobiet, które się prężą, wdzięczą lub wstydzą. Surrealistyczne „spotkanie parasola z maszyną do szycia na stole prosektoryjnym” blednie wobec tego spektaklu. Nie ma podpisów, autorów, tytułów, technik. Jest obłędny horror vacui, udramatyzowany światłem wydobywającym tę ciżbę z ciemnego tła.
Inny nastrój panuje w centralnej, jasnej rotundzie. To godne pałacowe miejsce oddano tylko szlachetnej białej rzeźbie w marmurze lub udającym go gipsie. Ale wystarczyło pozbawić figury cokołów, rzucić na posadzkę, odciąć od stosownych kontekstów, aby nobliwość prysła. Igraszki marmurowych dzidziusiów objawiają żenujące, podszyte pedofilią gusty, bezgłowy model ecorche patetycznie wskazuje ręką nie wiadomo na co, absurdalnie szczerzy zęby wielki pysk fidiaszowego rumaka…
Czy ta wystawa objawia absurdy? Absurd rzeźby? Absurd muzeum? Naszą absurdalną sytuację wobec sztuki, którą zwykliśmy oglądać poddaną muzealnej obróbce, a tu pokazano ją nam bez osłonek? Ujawniono jej tajone, magazynowe życie, dalekie od oficjalnej gali sal galeryjnych?
Absurd rzeźby?
fot. M. Poprzęcka„Jak długo będziesz lać olejek na swą pierś młody zawodniku? Jak długo, mały Hermafrodyto, będziesz miłośnie wzdychał? A ty – uśmiechał się, ty – podskakiwał, ty – ciskał pioruny, ty…” – zniechęcony przez „bezczynną czynność i nieruchomy ruch” greckiej rzeźby Johann Gottfried Herder znalazłby na tej wystawie znakomite kolejne argumenty.
Absurd muzeum?
Nie chodzi oczywiście o powrót do historycznych sporów. Ta niewielka ekspozycja stawia pytania jak najbardziej aktualne. Są to pytania o kondycję muzeum jako instytucji gromadzącej latami obiekty uznane za cenne, ważne, zabytkowe. Tysiące, setki tysięcy tych obiektów. Świadomie został tu pominięty porządkujący i kamuflujący wiele trudnych kwestii ekspozycyjny ład. Pokazano wielki muzealny zasób „rozrastający się jak huba”, zależny od zakrętów historii, polityki, mód, pieniędzy, często przypadku. Otrzymany szokujący obraz zmusza do zadania pytań podstawowych. Co z tym robić? Jak nadawać temu sens tym „absurdalnym rzeźniom malarzy i rzeźbiarzy, którzy zabijają się wzajemnie ciosami barw i linii wzdłuż skłóconych ścian!” – by przywołać futurystycznego klasyka sprzed wieku? Marinetti przyklasnąłby tej wystawie.
Szczęśliwie „Skontrum” nie jest tylko dekonstrukcją, prowokacją czy kompromitacją muzealnych słabości. Jest świadomym wyjściem im naprzeciw. „I choć instytucja XIX-wiecznego muzeum, także Muzeum Narodowego w Warszawie, została utworzona w celu utrwalenia jedynej słusznej w owym czasie wizji sztuki i historii narodowej, i ładu społecznego, to dziś jego kolekcja jest raczej świadectwem chaosu niż jakiejkolwiek wizji. I właśnie ów chaos wydaje się niezwykle ciekawy i inspirujący” – pisze kuratorka wystawy, Agnieszka Tarasiuk.
Stając wobec tego chaosu zostaliśmy zaproszeni do tworzenia własnych narracji, nie narzuconych przez muzealników i historyków sztuki, a „każda opowieść jest uprawniona”. Zaproszono też artystów. Nicolas Grospierre wykonał pozornie niewinne, niemal dokumentacyjne zdjęcia w muzealnych magazynach, wnikając w ich dziwne, ciche życie. Agnieszka Polska wyciągnęła równie osobliwe dokumenty z muzealnych archiwów. Wreszcie do akcji weszli też konserwatorzy z warszawskiej ASP, nie tylko przygotowując obiekty na wystawę, ale eksponując swoją pracę w trakcie jej trwania. Aby zaś uspokoić zwolenników tradycyjnych wymogów i metod pracy muzealnej – wszystkie wystawione rzeźby przeszły przez dezynfekcję, konserwację, no i tytułowe skontrum. W muzeum rewizje, rewolucje, ale porządek musi być.