„Prawie przejechaliśmy jednego elfa” – islandzki pisarz Sindri Freysson opowiada żartobliwie o podróży, w którą wyruszył wraz z polskim fotografem Adamem Pańczukiem w poszukiwaniu „ukrytych ludzi Islandii”. Ta specyficzna wyprawa – pięciu polskich fotografów w towarzystwie pięciu islandzkich pisarzy – zrealizowana została w ramach projektu „IS (not)”.
W centrum ich zainteresowania była tajemnicza ona: wyspa ognia i lodu, kraina dziwnej hipnotycznej muzyki; do niedawna kojarzona z dobrobytem, obecnie wciąż walcząca z kryzysem finansowym – Islandia. Afera związana z pyłem wulkanicznym, który sparaliżował ruch lotniczy nad znaczną częścią Europy pozostanie pewnie jedną z największych wpadek wizerunkowych w historii wyspy.
„IS (not)”, Sputnik Photos, 240 stron,Warszawa
2011, fot. Agnieszka Rays
Zamysł projektu był prosty: każdy z pięciu fotografów z grupy Sputnik (kolektyw fotoreporterów z Europy Środkowej i Wschodniej) przez miesiąc podróżował z jednym z pięciu islandzkich pisarzy. Dobór twórców w pary, jak mówi Marzena Michałek, koordynatorka „IS (not)”, był przypadkowy. Po wzajemnym „obwąchaniu” przez internet (Polakom niewiele mówiły nazwiska Islandczyków, Islandczykom równie mało mówiły nazwiska Polaków), dokumentaliści spakowali sprzęt, pisarze wzięli do ręki pióra/laptopy i parami wyruszyli na wyprawę do miejsc i ludzi, jak sami przyznają, bardzo ukrytych.
Wymienieni na początku Pańczuk i Freyson postanowili rozprawić się z irytującym ich mitem Islandii jako krainy elfów. Jak się okazało, nie było to wcale proste zadanie, bowiem w pragmatycznym, nowoczesnym społeczeństwie spotkali ludzi, którzy nie dość, że wierzą w chochliki, to jeszcze mają z nimi kontakt (a przynajmniej mają kontakt z ludźmi, którzy z duszkami leśno-wodnymi są za pan brat). Choć elfy opuściły już budynki, budynki wciąż zdają się ożywać ich chichotem. Niedawno młoda islandzka autorka opisywała seks z elfami zaręczając, że potrafią doskonale wyczuć potrzeby kobiety. Wysnuła nawet tezę, że gdyby ludzie uprawiali seks z elf(k)ami, to świat byłby lepszym miejscem. Inna Islandka napisała z kolei pracę o ubiorach elfów – opisała fakturę, kolory, trendy w elfim świecie. A jak temat postrzega autor fotografii, Adam Pańczuk? Gdyby stał się nadwornym fotografem elfiej społeczności, małe istoty mogłyby przypominać... smerfy. Zdjęcia, które wykonał, utrzymane są w najróżniejszych odcieniach błękitów-niebieskości, wpadające w zieleń uwodzą i zniewalają. Na fascynujących fotografiach ludzi widać chłód i wiatr smagający ich po policzkach. Jest tu też spowity mgłą portret wody, islandzkiego złota.
fot. Michał Łuczak„Nie jesteśmy wodą, ale woda jest nami” – pisze Sigurbjorg Þrastardóttir, która wraz z Agnieszką Rayss wyruszyła na poszukiwanie islandzkich „drogocenności”. Woda nie tylko żywi i usprawiedliwia rytm życia wyspy, ale obecnie stanowi też źródło luksusowej turystyki. Z reportażu wyłania się niezwykłe zjawisko: podobnie jak u Finów łaźnie stają się konfesjonałami, w których obnażone ciało skłania do obnażania duszy (co niedawno można było oglądać na filmie „Para do życia”), tak na Islandii baseny termalne stają się przestrzenią wynurzeń, zwierzeń i dyskusji. Autorka stwierdza: „Nie da się tego zjawiska wyjaśnić w żaden sposób, może z wyjątkiem tego, że kiedy mężczyźni i kobiety są bez ubrania (lub prawie bez ubrania), wszyscy zgromadzeni mogą dyskutować jak równy z równym. W basenie termalnym nikt nie jest pod krawatem. Nikt nie ma wyższych obcasów od sąsiadki”.
Podobna równość panuje także w relacjach między ludźmi a zwierzętami w fotoreportażu Jana Brykczyńskiego. „Wydaje mi się niezwykle trafne, że Islandia kształtem przypomina owcę, leżącą spokojnie jak baranek, nie wadząc nikomu”– pisze podróżująca z nim Kristín Heida Kristinsdóttir. I dodaje: „Mówi się, że mentalność islandzka nie różni się zbytnio od mentalności naszej owcy”. Owca to nie do końca baran, ale aby nikogo nie obrażać, wyjaśniamy za autorką: „Owca islandzka, twarde zwierzę, potrafi przetrwać najgorsze mrozy i długi okresy głodu; obdarzona jest sporą dozą wytrwałości i uporu”. Wytrwałość, upór, hart ducha widać w twarzach fotografowanych ludzi – pielęgnujących stada owiec wśród stromych gór odciętych od zgiełku. Właśnie ten aspekt wyspiarskiego życia próbują zbadać Michał Łuczak i Hermann Stefánsson. Zdjęcia ilustrujące tę część opowieści są czarno-białe, często rozmyte, wszystkie przeniknięte niewypowiedzianym smutkiem i samotnością. W tekście odnajdujemy klucz do tej poetyki: „Mieszkać na wyspie to być wyizolowanym”. Choć „niekoniecznie pociąga to za sobą poczucie smutku, nie pociąga to za sobą poczucia radości”.
fot. Rafal MilachWyizolowani są jednak nie tylko ludzie – skazane na siebie zdają się także przedmioty w opisanym po angielsku dokumencie „In the car with R”. Zbiór zdjęć wykonanych przez Rafała Milacha – który w podróży chce obsesyjnie zapisać wszystko, co napotka („wyprawa z fotografem przypomina pójście na zakupy z dziewczyną, która chce przymierzyć wszystko” – mówi Huldar Breiðfjörð, który towarzyszył Polakowi) – obok wielu mini portretów dawnych i obecnych mieszkańców wyspy, zawiera obrazy tak zaskakujące jak zdezelowany samochód stojący na dachu kontenera pośrodku pustej łąki. Jeśli można mówić o złośliwości rzeczy martwych, to dlaczego nie mówić o ich smutku? Tysiące rzeczy próbują tu zwrócić na siebie uwagę, domagają się uprawomocnienia swej obecności – w obiektywie Milacha udaje się to doskonale.
*
Rezultatem projektu „IS (not)” nie są folderowe fotografie, które mają przyciągnąć na Islandię turystów. Ale niewykluczone, że właśnie dlatego ich przyciągną. Te fotograficzno-literackie eseje, w których nieuniwersalny obraz podejmuje dialog z nieuniwersalnym słowem (w języku angielskim, islandzkim i polskim), stają się zaskakującą wiwisekcją islandzkich klisz: wiary w elfy, kultu wody, izolacji, pasterskiego życia. Świetny koncept i doskonałe, zjawiskowe fotografie składają się na album fascynujący – tak bardzo, jak fascynująca jest jego bohaterka – wyspa.
Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.