Z BARBARĄ ŚLESICKĄ rozmawia MIKOŁAJ JAZDON
MIKOŁAJ JAZDON: Jak doszło do Pani spotkania z Władysławem Ślesickim?
BARBARA ŚLESICKA: To był rok 1961, początek lutego. Mąż, a właściwie dopiero mój przyszły mąż, szukał odtwórczyni roli nauczycielki w przygotowywanym krótkometrażowym filmie dokumentalnym. Przyjechał do Szkoły Podstawowej nr 15 na Saskiej Kępie, gdzie wówczas pracowałam, kończąc jednocześnie studia na UW. Odbyło się spotkanie reżysera z nauczycielkami pracującymi w tej szkole. Poproszono mnie o przyjazd na zdjęcia próbne do Wytwórni Filmów Dokumentalnych na ulicy Chełmskiej. Zgodziłam się trochę bez przekonania. Byłam bardzo stremowana tą nietypową dla mnie sytuacją. Za kamerą stał Jerzy Gościk, który robił później zdjęcia do tego filmu. Po jakimś czasie ku memu zdziwieniu okazało się, że to ja zostałam zaangażowana do filmu. Oprócz mnie wystąpili w nim moi uczniowie, pierwszoklasiści. Uczyłam ich potem do ósmej klasy, w ostatnich latach jako polonistka. To była moja najukochańsza klasa. Do tej pory mam kontakt z ludźmi, którzy kiedyś do niej należeli. Film nosił tytuł „Nasza pani”, musiał być zrobiony szybko i wysłany do Kanady na jakiś pokaz. Wszystko wskazuje na to, że zaginął. W późniejszych latach wielokrotnie pytałam męża, czy nie można by odnaleźć tego filmu, ale jego zdaniem już wówczas nie było na to szans. Zatem tego filmu już dziś nie ma. Pozostał po nim tylko ślad w pamięci i jedna, czy dwie fotografie.
Nasza pani, reż. Władysław ŚlesickiCzy pamięta Pani, gdzie film był realizowany, jakie sceny zawierał?
Niestety film widziałam po raz ostatni w 1961 roku. Pamiętam zatem niewiele. Zdjęcia kręcone były nie tylko w szkole. Przypominam sobie, że realizowaliśmy scenę, w której odwiedzam jakieś „trudne” dziecko w domu. Zdjęcia były kręcone późno w nocy na warszawskiej Pradze, w okolicach ulicy Targowej. Przechodziłam przez różne bramy, podwórka. Powstała scena, w której nauczycielka odbywa rozmowę z matką owego chłopca, który sprawiał ogromne problemy wychowawcze w szkole. Pamiętam też scenę, w której siedzę nad jakimiś zeszytami i poprawiam wypracowania, jak to nauczycielka. Obok ustawiono starszą panią, która miała udawać moją mamę. W jeszcze innej scenie zostało pokazane, jak zaproszona przez ucznia, czy uczennicę, uczestniczę w domowym przyjęciu urodzinowym, czy imieninowym.
Rzecz nakręcono w pięknym wnętrzu, mieszkaniu przy ulicy Wiejskiej – podejrzewam, że było to mieszkanie kogoś ze znajomych Władka. W scenie tej, jak pamiętam, jeden z moich uczniów, bardzo drobny chłopiec, chyba dziewięcioletni, podchodzi do mnie, kłania się i prosi do tańca. Ostatnio znalazłam jedno zdjęcie z planu tego filmu. Stoję na nim w klasie pośród dzieci.
Potem pojawiła się Pani ponownie w filmie Władysława Ślesickiego i znów w roli nauczycielki. Tym razem w szkole położonej wysoko w górach. „Góra” to film, który zachował się i znajduje się w naszym albumie.
Minęły dwa lata i kierownik produkcji „Naszej pani”, pan Jerzy Dorożyński, zadzwonił i zapytał, czy nie zdecydowałabym się na następny film, tym razem w górach. Byłam zaskoczona tą propozycją nie mniej niż poprzednio, ale i tym razem zdecydowałam się ją przyjąć.
Polska Szkoła Dokumentu. Władysław Ślesicki
Władysław Ślesicki (1927-2008 ) był jednym z najwybitniejszych reżyserów filmów dokumentalnych. Studiował historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim i reżyserię w PWSFTViT w Łodzi. Początkowo pracował w Wytwórni Filmów Dokumentalnych realizując filmy dokumentalne, z których wiele wyróżniono nagrodami w kraju i zagranicą. Na dwupłytowym albumie znalazło się 17 z 23 dokumentów reżysera. Trzy kolejne NInA wydała już wcześniej na DVD „Czarna seria”; są to wczesne filmy nakręcone z Kazimierzem Karabaszem: „Gdzie diabeł mówi dobranoc”, „Ludzie z pustego obszaru” i „Dzień bez słońca”.
Władek powiedział mi, że ma to być film o szkole „pod obłokami”, innymi słowy o wiejskiej szkole w zgrzebnej chacie położonej gdzieś wysoko w górach. Pojechaliśmy na miejsce realizacji zdjęć, do Zaczerczyka w powiecie nowosądeckim, nieopodal granicy z Czechosłowacją. W istocie nie jest to film o lekcji w szkole, ale bardziej o przedzieraniu się nauczycielki przez śniegi do szkoły, w której czekają na nią dzieci.Kręcenie scen pokazujących nauczycielkę, która brnąc przez głęboki śnieg pnie się w górę, było dla mnie sporym wysiłkiem.
Władek uznał, że jako aktorka nie zawodowa, ale naturszczyk, muszę się naprawdę zmęczyć, żeby wypaść wiarygodnie przed kamerą. I tak było istotnie. Wspinałam się, gdy padał śnieg, w mrozie i zadymce.
Jak długo trwała realizacja krótkometrażowej „Góry”?
Bardzo długo. Realizatorzy mieli pecha. Zdjęcia rozpoczęły się pod koniec zimy 1963 roku, którą nazwano wówczas zimą stulecia. Spadło bardzo dużo śniegu, ale kiedy przyjechaliśmy na zdjęcia zima zaczynała popuszczać. Siedzieliśmy w Zaczerczyku sześć tygodni mieszkając w prymitywnych warunkach. Raz w tygodniu wyjeżdżaliśmy do Nowego Sącza, by wziąć prysznic gdzieś w hotelu, czy na prywatnej kwaterze, w zależności od tego, co udało się załatwić kierownikowi produkcji.
W trakcie pracy nad filmem operator, Bruno Baraniecki, doznał kontuzji nogi. W efekcie zdjęcia nie zostały ukończone i trzeba je było dokończyć rok później. Wówczas jednak za kamerą stanął Leszek Krzyżański.
To zresztą było charakterystyczne dla mojego męża, że bardzo długo i pieczołowicie realizował swoje filmy. W 1963 roku kończył zdjęcia do „Zanim opadną liście”, jeśli nie rozpoczęte rok wcześniej, to po dokumentacji wykonanej kilka miesięcy wcześniej. Ponieważ te niedokończone filmy nie mogły być rozliczone, czyli reżyser i ekipa nie otrzymywali wynagrodzenia do momentu zakończenia prac nad filmem, mój mąż podejmował się realizacji filmów zleceniowych. W 1963 roku zrealizował reportaż o budowie polskiej cukrowni w Maroku, a także reklamowy film „Lato nad Bałtykiem”. Potem Władek wielokrotnie wyrzucał sobie, że traci czas na realizację reklamowych filmów, ale cóż było robić, z czegoś trzeba było żyć. Pensja w WFD, czyli pieniądze płacone reżyserowi za tak zwaną „gotowość”, wystarczały najwyżej na opłacenie miesięcznej sieciówki na przejazdy autobusami i tramwajami.
Władysław Ślesicki wrócił do Zaczerczyka kilka lat później, by nakręcić tam swój ostatni film dokumentalny, „Chyłe pola”.
To miejsce było mu bliskie, a przede wszystkim ludzie, którzy żyli tam szalenie biednie. Dobrze oddaje to scenariusz do niezrealizowanego filmu dokumentalnego pt. „Krowa”, który powstał z inspiracji autentycznymi wydarzeniami w Zaczerczyku. Otóż miała się ocielić krowa. Trwało to całą noc. Mój mąż przy tym asystował. Niestety cielak urodził się martwy. Dla tych ludzi było to potworne przeżycie. Jednak filmu nie udało się nakręcić.
Który dokument ze swoich filmów najbardziej cenił Władysław Ślesicki?
Bardzo lubił „Płyną tratwy”. Bliscy byli mu bohaterowie tego filmu i historia chłopca wchodzącego w życie, dorastającego pośród przyrody. Lubił też bardzo „Rodzinę człowieczą”. Film został nakręcony w miejscowości Płaska, gdzie mieszkali państwo Jan i Agnieszka Książkowscy. Spędzaliśmy tam dwukrotnie wakacje i mój mąż przyglądając się życiu rodziny Książkowskich wpadł na pomysł realizacji filmu o nich. Proszę mi wierzyć ci ludzie są właśnie tacy jak na tym filmie. Niczego nie udają, oni po prostu tacy są. Przez cały czas realizacji zdjęć zachowywali się tak, jakby ich nic a nic nie obchodziła kamera. Byli po prostu sobą. Zdjęcia trwały cały sierpień i wrzesień aż do początku października, tak mi się przynajmniej wydaje. Film został pokazany na międzynarodowym festiwalu w Oberhausen. Mąż wspominał udział w tej projekcji. W momencie, gdy na ekranie pojawiła się scena, w której gospodyni nabiera otręby starym niemieckim hełmem, po sali przeszedł szmer. A przecież była to powszechna praktyka, że znalezione poniemieckie hełmy znajdowały podobne zastosowanie w wiejskich gospodarstwach.
Tytuł filmu nawiązuje do słynnej wystawy fotograficznej „The Family of Man” Edwarda Steichena…
Dostaliśmy w prezencie ślubnym od Dicka Adamsa, amerykańskiego operatora filmowego, katalog wystawy „The Family of Man”. Adams odbywał w WFD praktykę i to właśnie u mojego męża. Na początku filmu pojawia się kilka fotografii z tego albumu oraz zdjęcie rodziny Książkowskich.
Skąd mąż brał tematy do swoich filmów?
Temat musiał być mu bliski, a przede wszystkim bliscy musieli mu być ludzie, o których chciał go robić. Musiał się poznać z nimi, jakoś do nich zbliżyć. Był znakomitym obserwatorem. Myślę, że wyniósł to z harcerstwa. Tę zdolność bacznego przypatrywania się otaczającej rzeczywistości, zdolność dostrzegania najdrobniejszych szczegółów. Miał znakomitą orientację w topografii. W lesie nigdy nie zabłądził. Harcerstwo było dla niego bardzo ważne. Od 1942 roku był w Szarych Szeregach. Brał udział w Powstaniu Warszawskim. Miał wówczas siedemnaście lat, był drużynowym.
Jeden z pierwszych filmów jakie nakręcił Władysław Ślesicki po ukończeniu szkoły filmowej to reportaż z obozu harcerskiego „W gromadzie Ducha Puszczy” a zarazem pierwszy film, którym wkroczył w krąg tych tematów, które stały się najważniejsze dla jego twórczości. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Wywiad pochodzi z książeczki dołączonej do DVD "Polska Szkoła Dokumentu. Władysław Ślesicki", która ukazała się nakładem Narodowego Instytutu Audiowizualnego.
Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.
br /