Tegoroczny Miesiąc Fotografii to prawdziwa uczta dla miłośników tego medium. Składa się nań 6 wystaw skupiających się na problematyce archiwum (Archiwum, Weegee, Masao Yamamoto, Arnold Odermatt, Ireneusz Zjeżdżałka, Witkacy), tyle samo poświęconych fotografii czeskiej, bogaty program OFF (aż 17 pokazów!), a także liczne imprezy towarzyszące.
Organizatorzy wpisują się w narastającą ostatnio w Polsce i na świecie refleksję nad formami i funkcjami archiwizowania. Dowodem jej żywotności jest m.in. projekt „Tytuł roboczy: archiwum”, realizowany przez Muzeum Sztuki w Łodzi, czy wystawa Roberta Kuśmirowskiego w krakowskim Bunkrze Sztuki, która w specyficzny sposób „archiwizowała” kolekcję artysty oraz rodziny Sosenków, poruszając bardziej ogólny problem gromadzenia przedmiotów.
„W więźniarce”, fot. Weegee,
27 stycznia 1942W przypadku festiwalu przedmiotem uwagi jest jednak nie tyle archiwizowanie jako takie,ilejedna z jego postaci – fotografowanie. I tu organizatorzy pozostają w zgodzie z ogólnym trendem w teorii fotografii, polegającym na próbie przywrócenia jej archiwizującego, indeksykalnego wymiaru (w semiotyce indeks to znak ujmowany przez odbiorcę jako świadectwo istnienia konkretnego przedmiotu).
Tacy autorzy jak Francuz Georges Didi-Huberman, który w przetłumaczonej ostatnio na polski książce „Obrazy mimo wszystko” analizuje fotografie z Auschwitz, czy Polka, Marianna Michałowska, wskazująca na prawdziwościowy potencjał fotografii otworkowej („Obraz utajony. Szkice o fotografii i pamięci”), starają się wbrew nudnej już postmodernistycznej gadaninie o symulacyjnym charakterze wszystkich mediów odejść od interpretacji specyficznego dla fotografii Barthesowskiego „efektu realności” w kategoriach złudzenia.
Ten temat podejmuje większość z zaprezentowanych w trakcie Miesiąca wystaw. Z pewnością godna uwagi jest wystawa zbiorowa prezentowana w jednym z budynków fabryki past do butów Erdal (kuratorzy: Karol Hordziej, Piotr Lelek, Wojtek Nowicki, Łukasz Trzciński), na której pokazano kilkanaście projektów archiwizacyjnych, zarówno instytucjonalnych, jak i prywatnych.
#1515, fot. Masao YamamamotoOgromne wrażenie robią między innymi niepublikowane dotychczas zdjęcia „fajrantu” niemieckich żołnierzy w czasie II wojny światowej: śmiejących się, tańczących, przebranych za kobiety, siedzących dumnie na ośle, ścigających się w workach, opalających się nago, siedzących w kajaku czy na dziecięcej huśtawce, a nawet w otoczeniu świń (co kojarzy się z komiksem „Maus” Arta Spiegelmana).
Uwagę przykuwa ponadto ekspozycja zdjęć wykonanych w czasie II wojny przez przedstawicieli Żydowskiej Gminy Wyznaniowej. Fotografie pokazują mienie skonfiskowane wysyłanym do gett i obozów praskim Żydom: dziesiątki misternie poukładanych na półkach termosów, fantazyjne kompozycje z butów, akordeonów, skrzypiec, a nawet zegarów (wszystkie karnie zatrzymały się na jednej godzinie…).
Do tego typograficzne ozdobniki, dumnie brzmiące hasła w stylu „1,8 mln sprzętów kuchennych wystarczy na umeblowanie 8,5 tys. trzypokojowych mieszkań” (napis na zdjęciu jest po niemiecku, tłumaczenia na polski niestety brak), a na koniec – fotografia członkiń Gminy przypominających zdrowe niemieckie dziewczyny po pracy.
Obie serie zdjęć prócz dużej siły oddziaływania łączy sposób, w jaki osiągają ten efekt: nie pokazują one kontekstu, w jakim powstawały (wojna, Zagłada). Te elementy przeniknęły jednak do świadomości zbiorowej, są znane odwiedzającym, co sprawia, że widzowi towarzyszą bardzo ambiwalentne odczucia.
Miesiąc Fotografii w Krakowie, od 5 do 31 maja 2009
Pozostałe serie w pofabrycznym budynku swąsiłę oddziaływaniazawdzięczają nie tyle pominięciu tego, co istotne, co właśnie jego ukazaniu: wykonane przez służby specjalne z ukrycia zdjęcia mieszkańców Pragi (niezamierzony artyzm) i uczestników poznańskiego Czerwca ’56 (niezamierzony realizm), a także zbiór zdjęć z ceremonii zawarcia małżeństwa w USC, dla mnie zabawny, niezamierzony przegląd mody lat siedemdziesiątych. Wszystkie one znakomicie oddają atmosferę swych czasów, przy czym fakt, że zostały wykonane w celach ściśle funkcjonalnych (a nie artystycznych), nie jest tu bez znaczenia.
Z wystaw indywidualnych warto zobaczyć „Karambolage” ze zdjęciami Arnolda Odermatta uwieczniającymi wypadki drogowe w Szwajcarii (kurator: Dr Beate Kemfert). Wysmakowane fotografie ukazują równie wysmakowane auta o charakterystycznym dla lat sześćdziesiątych obłym kształcie. Tło: sielskie góry, jeziora, względnie – odrapane budynki i kartoflane pola, podkreśla perfekcyjną formę samochodów, sfotografowanych tak, że trudno zauważyć jakiekolwiek uszkodzenia.
Wszystko to zaprezentowane w pomieszczeniach o ciemnoróżowych buduarowych ścianach ze stylowymi żyrandolami. Towarzyszący ekspozycji efekt odrealnienia (mimo bardzo „realnego” tematu) polega na tym, że postrzegamy ją jako obraz miasteczka-zabawki dla nadpobudliwych dzieci, doprowadzających swoje autka do małych kraks.
fot. Arnold Odermatt, Hergiswil, 1972.
Copyright © Urs Odermatt,
Windisch (CH). Dzięki uprzejmości:
Springer & Winckler Galerie, Berlin (D).Jest w tych zdjęciach właściwa tamtym czasom fascynacja techniką oraz typowa dla obecnej sztuki estetyzacja tragedii, ale jest też coś znacznie mniej banalnego. Rzadko obecni na zdjęciach obserwatorzy, jeśli w ogóle przyglądają się wypadkowi, to czynią to beznamiętnie – w ich lalkowatych twarzach brak jakichkolwiek emocji. To nie oni są bohaterami. Prawdziwym bohaterem jest piękne auto, które z jakiegoś powodu nie może się odnaleźć w brzydkim i brudnym świecie. Auto – w liczbie pojedynczej – bo powtarzalność modeli na zdjęciach sprawia, że w toku oglądania zaczynamy postrzegać ekspozycję jako narrację na temat jednego, tego samego auta – perfekcyjnego, niedostosowanego do ułomnego życia tworu. W ten sposób czysto archiwizująca – w zamierzeniu – seria zdjęć staje się okazją do iście metafizycznej refleksji.
Z pewnością warto zobaczyć wystawy artystów z Czech, między innymi Viktora Kolářa, Miroslava Tichy’ego i Jiřiego Davida. W szczególności polecam znakomitą serię kolaży tego ostatniego przedstawiających zdjęciewnętrza fabryki. Warto również zajrzeć do ZPAF-u na uwodzicielską kameralną wystawę prac Masao Yamamoto – czyli tradycyjną estetykę japońską w pigułce, nie wspominając o wielkiej retrospektywie Weegeego w Muzeum Narodowym.
Kto usiłuje – dosłownie i w przenośni – dokonać całościowego oglądu tej imprezy, czuje się zapewne jak odwiedzający wielkie archiwum. Mimo że wszystko wydaje się jak najbardziej logiczne, racjonalne i uporządkowane, i tak oszałamia wielość wydarzeń i związana z nią konieczność ciągłego dokonywania nie zawsze racjonalnych wyborów. Okazuje się zatem, że choć na pierwszy rzut oka archiwum jest owocem systematyzującej pracy swych twórców, mającym oszczędzać pracy innym, przy bliższym zetknięciu samo staje się wyzwaniem. Skłania do zadawania pytań. Co tu jest ważne, a co nie? (Wszak wszystkiego obejrzeć się nie da…). Czy to, co przez twórców archiwum zostało wydobyte na plan pierwszy, rzeczywiście na to zasługiwało? Jakie kryteria i pobudki przyświecały tworzeniu archiwum? Miesiąc Fotografii nie tylko treścią, ale i formą zachęca do refleksji nad samączynnością dokumentowania osób, wydarzeń i przedmiotów.