wiersze

Konstanty Famulski

Kantata

Palto z łusek jesiotra – rzeczy, których nie znoszę.
Lakierowana skóra czerwona, banalne. Za proste. Spróbuj
groźniej.

            Kiszki, płuco, serce, palto
            ja – otoczak, ty bądź algą,
            zrastaj mnie. Pod poduszką
            rękawiczki z mojej ręki miej.
            Serce. Zrastaj moje kiszki,
            w palto moje lakier lej.
            Kiszki, płuco, serce grzej

groźniej. Za proste. Z powidoków
tkankę plotę; serce i serce i serce miej.

Jasny i żółty płomień

Chemiczne łamanie światła, płyny
światłoczułe, wirtualne światy spiętrzone.
Klisza, na której jest ciebie cztery. 

Oczy z chlorowanej wody,
spadł deszcz w nitrocelulozę.

Przerywane niebo spływa, błękitnieje;
nitrocelulozą oczy wypławiane jak środkiem

językowym; rozbryzg, chloruj płaszcz z ropy,
spłyń w nitrocelulozę i sterylne twoje deszcze

spijam. Przepraszam, coś jak wyznanie?
Deflagracją śnimy, bezdźwięcznie mijasz

eksplozję – żółtą i parną; zaraz po tembrze, ja też przemijam.

Zorro

Waż trotyl, łataj nim metro i zsiadłe
powietrze, zażyj kationy kwaśne,
alkaliczne metale, z nich wytapia się
niektórych, czasem. Może wystarczy

zniszczyć stolicę. Jakąkolwiek,
bez znaczenia; na granicach łańcuchów
jak we śnie, na granicach łańcuchów
elektrony,

kwarki, półmroczne cząsteczki, które
udzielą rad w złej wierze, które nocą
ścinają gwiazdy i jedzą je, jedzą.
Waż trotyl i nóż weź,nazwij się Zorro, albo i nie, jedzą i jedzą,
zażyj trotyl. Krocz we śnie. Zażyj trotyl.

Jedzą gwiazdy i gwiazd jest mniej,
gdzie noc jest farsą połykasz prochy,
nóż w pierwotnej zupie toczysz, że
wystarczy zniszczyć stolice, wysadzić metra,
dość światła zjeść –  wróci noc fabularna i ciemna,

            farsa i farsa, umówmy się,
            Zorro, pierdolisz, obawiam się.

 Konstanty Famulski – postrzeleniec, poeta. Dwudziestolatek. Mieszka w Warszawie..

xx