To jedna z najpiękniejszych opowieści o zalążkach filmowej współpracy. Zakochany w horrorach trzynastolatek z małego austriackiego miasteczka obejrzał już wszystkie kasety z lokalnej wideoteki. Chce oglądać więcej, chce mieć dostęp do filmów dozwolonych od 18 lat. Wpada na pomysł: przekona rodziców, żeby pozwolili mu wyjechać do ciotki w Wiedniu i dorabiać jako opiekun jej dzieci. Ciotkę przekonuje, że nie chce za to pieniędzy, ale pragnie w zamian oglądać z nią horrory i thrillery. Ciotka – której życiowym partnerem jest Ulrich Seidl – ma nie tylko nieograniczony wgląd do klasyki jumpscare’ów, slasherów i gore’ów, dzieli z bratankiem zamiłowanie do kinowych strachów oraz przekonanie, że rodzina stanowi podstawowe źródło cierpień. Na weekendy wypożyczają po 15 kaset i siedzą przyssani do telewizora.
Naoglądani po uszy, Severin Fiala i Veronika Franz zaczynają razem pisać scenariusze. Ich pierwszy wspólny film powstaje kilkanaście lat później – to dokument o austriackim aktorze Peterze Kernie, outsiderze słynącym ze złej reputacji. W trakcie zdjęć piszą scenariusz do „Widzę, widzę”, o rodzeństwie, które po wypadku nie poznaje własnej matki – jednego z najbardziej przerażających filmów XXI wieku. Film wzbudza entuzjazm wśród krytyki, w mgnieniu oka skrzynki mailowe duetu zapełniają się ofertami od dziesiątek agencji, a amerykański rynek staje przed nimi otworem. W 2018 roku Franz i Fiala reżyserują „The Lodge” z gwiazdorską obsadą (Riley Keough, Alicia Silverstone, Richard Armitage). Budżet jest o wiele większy niż w Austrii, ale oboje mają wrażenie, że w produkcji rozmienia się na drobne: zamiast prawdziwych lokacji, producenci proponują stworzenie atrapy jeziora i budowę odizolowanego domu, a Franz i Fiala poszukują autentyczności. Po amerykańskiej przygodzie wracają do Europy, czyli kolebki eksperymentalnej (i opartej na państwowych funduszach) kinematografii.
„Kąpiel diabła”, reż. Severin Fiala i Veronika Franz, Niemcy, Austria 2024, w kinach od 29 listopada 2024Film „Kąpiel diabła”, laureat Srebrnego Lwa na tegorocznym Berlinale, to trzeci fabularny film rodzinnego duetu. Z poprzednimi dwoma łączy go wiele: ograniczona obsada, kameralna i mroczna sceneria, skupienie na psychologicznym przebiegu bohaterek, opóźniony zapłon. Filmy Fiali i Franz to typowe slow-burny: fabuła rozwija się powoli, metodycznie, nie ma w nich feerii atrakcji, jest za to skupienie na tajemnicy i konsekwentnie budowana ścieżka do finałowej przewrotki. Podobnie jak „The Lodge” i „Widzę, widzę”, „Kąpiel diabła” to paciorkowa robota, w której napięcie wynika z precyzyjnej i dopracowanej konstelacji realistycznych szczegółów, razem tworzących wrażenie niesamowitości. Horror w filmach duetu opiera się na delikatnym zachwianiu rzeczywistością i postawieniu prostego pytania: Czym jest społeczna norma i co się stanie, jeśli z niej niechcący wyskoczysz? Tym razem reżyserska para po raz pierwszy ubiera to zagadnienie w konwencję filmu z epoki i – podobnie jak ich rodak Michael Haneke w „Białej wstążce” – bierze pod lupę paradoksy moralności narzucanej przez religijną wspólnotę.
Nie ma się co łudzić, że „Kąpiel diabła” to film łatwy w odbiorze. Franz i Fiala włożyli sporo wysiłku, żeby oddać w nim atmosferę panującą w osiemnastowiecznej austriackiej wiosce. Czas płynie tam zgodnie z powtarzalnym rytmem, dyktowanym przez połowy w bagnach i pory roku, lato jest krótkie, jesień i zima nie mają końca, ciężkie buty suną powoli przez podmokłe tereny, wcześnie robi się ciemno, a gdy robi się jasno, słońce i tak rzadko wychodzi zza szarego, ciężkiego nieba. W tym mrocznym miejscu i trudnym czasie ulgę przynoszą przede wszystkim uroczystości i zgromadzenia – wesela, święta, msze i publiczne egzekucje. Gdzieś między wsią a kościołem, na brzegu wodospadu stoi kobieta, która trzyma w ramionach zawiniątko. Wyciąga ręce przed siebie i zrzuca niemowlę ze skarpy. To otwierająca scena filmu, później nie jest pogodniej: widzimy jej gnijące ciało z odciętą głową, pozostawione w miejscu wykonania wyroku. U dłoni i u stóp brakuje kilku palców, czyjaś ręka zakrada się, żeby odciąć kolejny. Palec dzieciobójczyni miał przynosić szczęście przyszłym matkom, tym razem trafi do Agnes (Anja Plaschg), która szykuje się do ślubu. Wizja nadchodzącego małżeństwa i nieuniknionego, jak zakłada Agnes, macierzyństwa napawa ją nadzieją i radością. W filmie Fiali i Franz te marzenia jednak muszą pozostać niespełnione.
„Kąpiel diabła” została szybko zakwalifikowana przez krytykę jako film o depresji i jest w tym sporo racji. Fiala i Franz skupiają się jednak na bardzo określonym rodzaju depresji, tej o podłożu społecznym. Niedługo po ślubie Agnes zdaje sobie sprawę, że z jej związku nie narodzą się żadne dzieci, a ona zostanie pozbawiona swojej roli we wspólnocie, stanie się pośmiewiskiem, będzie postrzegana jako okoliczna dziwaczka i nieszczęśnica. Szuka wyjścia, nie znajduje go, popada w zapaść, przerażona wizją ostracyzmu, alienacji i własnej bezużyteczności. Tak jak w poprzednich filmach duetu, horror w „Kąpieli diabła” rozgrywa się przede wszystkim w umyśle bohaterki. I podobnie jak wcześniej, twórcy stwarzają taką przestrzeń, żeby każda z widzek mogła odczuć kryzys i wynikającą z niego beznadzieję na własnej skórze.
Filmy Fiali i Franz wpisują się w nurt arthouse’owych horrorów, w których nie ma immanentnego pozaludzkiego Zła, jest za to terror wspólnoty – etnicznej, religijnej czy rodzinnej. Jednak styl pary jest niepodrabialny: to kino o wiele bardziej oszczędne niż „Święta Maud” w reżyserii Rose Glass czy „Zabicie świętego jelenia” Yorgosa Lanthimosa, a jednocześnie dobitne w krytyce społecznych i religijnych przesądów i przekonań, z doskonałą dramaturgią i precyzyjnie dawkowanym napięciem. Choć konsekwentnie mroczne i dojmujące, filmy duetu są też nasycone miłością do kina i bezgraniczną wiarą w afektywną moc srebrnego ekranu. „Kąpiel zła” – uboga w dialogi i nasycona klimatem osiemnastowiecznej dusznej społeczności – jest tak naprawdę wyzwaniem rzuconym katolicyzmowi i dogmatycznym absurdom. Nie ogląda się tego filmu gładko, ale nie sposób się go pozbyć z głowy.