BARTOSZ CUDAK: Twoja nowa sztuka „Say hi to Abdo” znalazła się w finale dwóch prestiżowych europejskich konkursów: Aurory – Nagrody Dramaturgicznej Miasta Bydgoszczy oraz berlińskiego International Director and Dramaturgy Lab „Focal Point”. Tekst jest dokumentalnym śledztwem związanym z kryzysem humanitarnym na europejskiej granicy. Dlaczego o tym opowiadasz?
MIKITA IŁINCZYK: Bo sam jestem białoruskim migrantem. Choć dziś mieszkam w Unii Europejskiej, znam język polski, estoński i angielski, a nawet mam Kartę Polaka i estoński pobyt czasowy, to wciąż identyfikuję się z ludźmi, którzy próbują przekroczyć granicę. Z tymi, którzy stają się narzędziem w wojnie hybrydowej pomiędzy państwem, z którego pochodzę, a państwem, w którym mieszkam. Czuję odpowiedzialność artystyczną, żeby mówić głośno o tym, że nasza wspólna europejska granica jest w kryzysie.
Na granicy europejskiej, dokładniej estońsko-rosyjskiej, w Narwie odbyła się jedna z realizacji twojej sztuki.
Sztuka ta została napisana dla estońskiego Centrum Sztuk Performatywnych „Vaba Lava”, którego kuratorem programowym w latach 2023–2025 jest Jakub Skrzywanek. To on zaprosił mnie do zrobienia w Narwie spektaklu. Wpadliśmy na pomysł, że powinienem napisać tekst badający współczesną problematykę granicy Unii Europejskiej. Zanim jednak pokazaliśmy tę sztukę w Narwie, Jakub wyreżyserował ją podczas 57. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Kontrapunkt” w Szczecinie.
W „Say hi to Abdo” przedstawiasz przyszłość Europy, w której wydarzyła się rewolucja islamska. Skąd taka wizja?
Rewolucja islamska to rodzaj metafory politycznej, który odzwierciedla moje poczucie, że historia zatacza koło. Ostatnio w swoich pracach artystycznych badam powtarzalność historii, a w szczególności powtarzalność wydarzeń, takich jak wojna, deportacja, okupacja, reżim, zmiana władzy. Widać je dosadnie w państwach postsowieckich, również w Białorusi. Dorastałem tam w poczuciu przynależności do kultury europejskiej, w oczekiwaniu na lepszą rzeczywistość, w której nie będzie wojen i dyktatur. I co? Los moich rodziców i dziadków powtarza się w moim pokoleniu, tyle że przybiera nowe, hybrydowe formy. Być może jedną z nich będzie w przyszłości rewolucja migrantów, którą przedstawiam. Buduję tym samym dialog z „Uległością” Michela Houellebecqa i spekuluję, co nastąpi po Bractwie Muzułmańskim.
Wtedy władzę przejmuje partia Fem-Dżihad, czyli urodzone i wychowane w Europie Siostry Islamskie. Organizują one Instytut Ludobójstwa Narodów Arabskich i prowadzą procesy sądowe przeciwko rdzennym Europejczykom. Kompromitujesz tym samym europejskie wartości. Dlaczego? Czy jest to związane z twoim osobistym zawodem Unią Europejską?
Będąc rdzennym Europejczykiem, a nawet katolikiem, wyśmiewam swoje własne wartości, idee, na których zostałem wychowany. Demokracja, liberalizm, feminizm zawiodły mnie, kiedy musiałem emigrować i przyjechałem do Unii Europejskiej. Zostałem wówczas odrzucony nie tylko przez reżim Łukaszenki, z którym się nie zgadzam, ale też przez prowolnościową Unię, w którą wierzyłem. Ta Unia deportuje dziś Białorusinów, którzy następnie trafiają do więzień. Liberalny i proeuropejski rząd Donalda Tuska jeszcze rok temu oskarżał prawicę o dehumanizację migrantów, a dziś kontynuuje jej politykę. Unia Europejska reklamuje się jako Disneyland, więc wszyscy chcemy w niej żyć. Prawda jest jednak taka, że Disneyland otoczono murem.
O takim zakłamaniu mówi Anna, bohaterka sztuki „Say hi to Abdo”. Czy to rzeczywiście prawda, że w Berlinie rozdaje się miliony euro na queerowe wystawy, a obok galerii ukraińskie kobiety sprzedają ciała Afgańczykom?
To tak naprawdę słowa mojego znajomego, który mieszka w Berlinie w ośrodku dla migrantów.
Tezy z „F***ing in Brussels”, twojej poprzedniej sztuki, są więc nadal aktualne? Demokracja „dyma migrantów”?
Migranci to bardzo ważny surowiec polityczny, bo straszy się nimi ludzi. Na strachu buduje się natomiast elektorat i dyktatury.
Czujesz się takim surowcem?
Do końca życia będę częścią masy migrantów, a nie po prostu człowiekiem, Polakiem czy Europejczykiem. Jak mam się nim czuć, skoro w państwie, w którym mieszkam, słyszę „wypierdalaj”?
Mikita Ilyinchyk
Urodzony w 1995 roku w Białorusi, m.Nowogródek. Dramaturg, dramatopisarz i reżyser teatralny. Po zatrzymaniu „na milczących protestach” w 2011 r. opuścił Białoruś. Studiował w Rosyjskim Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej (GITIS, Moskwa), specjalizując się w wiedzy o teatrze (2012-2015) i na wydziale reżyserii (2015-2020). W latach 2018-2020 współpracował jako reżyser („M”, „Putanica”) i dramaturg („Pokój umiera”) z teatrem Ok-16 w Mińsku, który został zamknięty przez białoruskie władze po protestach na Białorusi w 2020 roku. W 2021 r. zadebiutował jako reżyser i dramaturg na dużej scenie powieścią J. Littella „Laskawe” w Teatrze na Bronnej. W 2021 roku wygrał pierwszą edycję konkursu AURORA. Nagrodę Dramaturgiczną Miasta Bydgoszczy za sztukę „ Dark Room”. W 2024 roku znalazł się również na długiej liście międzynarodowego festiwalu AURORA ze sztuką „Say hi to Abdo”. Oraz na liscie finalowej berlińskiego festiwalu dramaturgicznego Focal Point z tą samą sztuką. Pięciokrotnie prezentował swoje teksty na Festiwalu Młodej Dramaturgii Lubimovka (2018 The room is dying, 2021 Dark Room, 2022 Obj375, 2023 Fucking in Brussels, 2024 Say hi to Abdo). Od 2022 roku mieszka i pracuje w Polsce. W 2022 roku został rezydentem Teatru Polskiego w Bydgoszczy, gdzie zaprezentował swoją polską premierę ze sztuką „Fucking in Brussels”.
Niezgoda na tego typu dehumanizację zaprowadziła cię na granicę polsko-białoruską. Zbierałeś tam dokumentację do „Say hi to Abdo”. Jak to wyglądało?
Na Podlasie, do gminy Kuźnica, wybrałem się dwa razy w celu zebrania informacji na temat migrantów. Podczas pierwszego wyjazdu chciałem bliżej poznać tamtejszy krajobraz, więc spacerowałem i obserwowałem. Nie przemyślałem jednak, że lokalni mieszkańcy mogą myśleć, że jestem uchodźcą, i wzywać straż graniczną. A strażnicy, gdy zobaczyli białoruski paszport, od razu wzięli mnie za przemytnika. Nie było ciekawie…
Jak z tego wybrnąłeś?
Powiedziałem, że jestem dramaturgiem, prowadzę badania do projektu artystycznego, a moim kuratorem jest Jakub Skrzywanek, laureat Paszportu „Polityki”. Odpuścili.
A tak serio?
Towarzyszył mi znajomy z organizacji humanitarnej, który dobrze zna tamtejszy region, i przekonał strażników, że jesteśmy na urlopie na wsi. Mogłem więc kontynuować pierwszy wyjazd, podczas którego znalazłem stare, tatarskie cmentarze. Dowiedziałem się też, że lokalny imam nie pozwolił chować na nich muzułmańskich migrantów. Był tylko jeden cmentarz ze świeżymi grobami. Tam znalazłem najmłodszego z uchodźców. Dziecko, które urodziło się w Unii Europejskiej, przeżyło w niej jeden dzień i zmarło. Płakałem nad jego nagrobkiem.
Przerażające…
To właśnie wrota liberalnej Europy.
A druga wyprawa?
Znalazłem stodołę z rzeczami migrantów i zabrałem te rzeczy ze sobą. Łącznie osiem worków. Były to bilety lotnicze, powerbanki, ubezpieczenia zdrowotne kupione w Mińsku, paszporty, telefony komórkowe, kalosze, kurtki przeciwdeszczowe, białoruskie karty SIM, pampersy dla dzieci, irańskie słodycze i sery, pasty do zębów, butelki z wodą i wiele innych.
Przedmioty te, a właściwie ich cyfrowe przetworzenia, umieszczasz w „Say hi to Abdo”. Próbujesz z ich pomocą zrekonstruować podróż jednego z uchodźców. Kim on jest i co udaje ci się w jego sprawie ustalić?
To Abdalrahman Harem, urodzony w 1993 roku mieszkaniec Erbilu, stolicy północnego Kurdystanu, który z pomocą białoruskiej firmy turystycznej podległej Łukaszence przyleciał z Iraku do Mińska. Ponieważ znalazłem jego działający telefon, odzyskałem z WhatsAppa jego rozmowy z rodzicami. Dowiedziałem się, że pochodzą oni z Halabdży i przeżyli prześladowania Saddama Husajna, który w latach 80. mordował irackich Kurdów.
Czy Abdalrahman przeżył?
Tego nie udało mi się ustalić. Mam nadzieję, że tak.
Dokumentalny charakter twojej sztuki nie polega tylko na zrekonstruowaniu postaci Kurdyjczyka. Odtwarzasz również tożsamość szefowej firmy turystycznej, strażnika granicznego i aktywistki.
Wszyscy bohaterowie tej sztuki to prawdziwe osoby, które jedynie dramaturgicznie rozwijam. By odwzorować tożsamość szefowej firmy turystycznej, odpowiedzialnej za zaginięcie Abdulrahmana, skorzystałem z pomocy Cyber Partisans, grupy białoruskich haktywistów walczących z reżimem Łukaszenki. Okazało się, że to Natalia, żona białoruskiego oficera. Jej zdjęcia oraz link do Instagrama umieszczam w sztuce, by każdy mógł poznać jej tożsamość. Na komputerze mam poza tym skan jej paszportu, zdjęcia z wakacji na Wyspach Kanaryjskich i inne materiały.
Czy taka metoda pracy jest etyczna?
Nie wiem. Długo zastanawiałem się, czy nie przekraczam granic etyki. Pytanie to jednak należy zadać inaczej: czy teatr dokumentalny jest etyczny?
„Say hi to Abdo” jest również hipertekstem, bo zawiera odnośniki do internetu. Podobnego zabiegu użyłeś już wcześniej, w debiutanckiej sztuce „Dark Room”, która wygrała Aurorę w 2021 roku. W jakim celu korzystasz z narzędzi performatywnych w dramaturgii?
Nigdy nie robię tego celowo. Taki hipertekst powstaje w momencie pisania, gdy dokument tekstowy zaczyna żyć własnym życiem. Cyfrowa soczewka to po prostu narzędzie obserwowania przeze mnie rzeczywistości. Poza tym kody QR i linki pomagają mi podzielić się z czytelnikiem swoim researchem. Chcę, żeby odbiorca mógł zbliżyć się do bohatera i jego życia osobistego, a dzięki temu zaangażować się emocjonalnie w temat moich sztuk.
Język i forma twojej dramaturgii różnią się znacząco od tego, czego uczyłeś się na teatrologii czy reżyserii w GITIS.
Studiując tam, nie miałem pojęcia o istnieniu zawodu dramaturga, czyli tego, który współpracuje z reżyserem nad koncepcją spektaklu. Bo szkoła reżyserska w GITIS to klasyczna edukacja, w której główny nacisk kładzie się na analizę tekstu, psychologię postaci, pracę z aktorem. Ale też na poznawanie współczesnej dramaturgii, tyle że pisanej w duchu klasyki. Nie ukrywam więc, że moje sztuki traktuję jako bunt wobec tamtej szkoły. Przyznam jednak, że nie umiem myśleć o nich reżysersko i każda taka próba jest dla mnie ogromnym wyzwaniem.
Podjąłeś się go dwukrotnie. W 2022 roku w Teatrze Polskim w Bydgoszczy wyreżyserowałeś wspomniane „F***ing in Bruxelles”, a w maju tego roku w Narwie – „Say hi to Abdo”. Jakie jest sceniczne życie innych twoich sztuk? Czy laureatka Aurory doczekała się realizacji?
Niestety, znikome. „Dark Room” nigdy nie został wystawiony. Doczekał się jedynie czytań performatywnych. Jednego w ramach Aurory, które reżyserowała Klaudia Hartung-Wójciak, i drugiego w Teatrze Dramatycznym w reżyserii Darii Kopiec. Poza tym jako migrant i dramatopisarz pozostaję w szarej strefie. W Białorusi moje sztuki nie mogą być realizowane, bo mógłbym zostać za nie aresztowany. A teatr europejski woli dramaturgów niż dramatopisarzy. Imigranci mają w ogóle małe szanse, by ich sztuki trafiały na scenę, bo nie znają przecież polskiego systemu teatralnego, reżyserów ani dyrektorów.
Skoro więc udział w konkursach nie przekłada się na wystawianie sztuk, jakie inne efekty przynosi?
Udział w Aurorze umożliwił zarówno mnie, jak i Lenie Laguszonkowej przeprowadzkę do Polski.
Konkurs uratował cię przed reżimem Łukaszenki…
Zrobili to Julia Holewińska i Wojtek Faruga, zapraszając mnie do Teatru Polskiego w Bydgoszczy na roczną rezydencję artystyczną. Do dziś jestem im wdzięczny. Poza tym uważam, że Julia i Wojtek wiele robią, by spopularyzować współczesną dramaturgię. W ramach Aurory tłumaczą wszystkie finałowe sztuki na język polski i angielski czy wydają je w formie antologii i przesyłają dyrekcjom teatrów. Zapraszając do udziału w Aurorze rozmaitych reżyserów czy ludzi teatru, umożliwiają też networking, co jest bardzo ważne w naszych zawodach. Dzięki temu poznałem chociażby ciebie czy Katarzynę Kalwat, z którą będę teraz pracował.
Wróćmy jeszcze do „Say hi to Abdo”, w którym – jak piszesz – „sprawiedliwość dosięga każdego”. Partia Fem-Dżihad skazuje więc zarówno pracującą dla Łukaszenki Annę, europejskiego strażnika granicznego, jak i lewicową aktywistkę. Czy w ten sposób chcesz przestrzec, że prawo i sądy należą do tego, kto ma władzę?
Też, ale przede wszystkim chciałbym skłonić ludzi do refleksji, że za wspieranie lub ignorowanie kryzysu humanitarnego mogą kiedyś zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Hasło, które cytujesz, pochodzi z kanonu kultury europejskiej. Związane jest z moją ulubioną mitologiczną postacią zbiorową, czyli z eumenidami.
Nawiązujesz do kanonu, wykorzystując także fragmenty „Tytusa Andronikusa” Szekspira.
Fem-Dżihad wykazuje się etyczną postawą wobec więźniów, więc organizuje dla nich psychoterapeutyczne lekcje teatralne. Więźniowie odgrywają sceny z „Tytusa Andronikusa”, który jest popisem ludzkiej brutalności, by uświadomić sobie, że fundamentem dawnej Europy były chaos, zbrodnie i okrucieństwa. A teraz obowiązują prawa człowieka.
Według tych praw karą nie jest śmierć, a internetowa Gehenna, gdzie sprawcy muszą świadczyć o dokonanych zbrodniach. Gdy czytałem tekst przedpremierowo, zakończenie było inne. Dlaczego zrezygnowałeś z pomysłu, by uśmiercić skazanych?
Stworzyłem kilka wariantów tego finału i skonsultowałem je z Jakubem, który jako kurator poradził mi, że Gehenna jest lepsza niż kara śmierci. Zależało mi, by finał dosadnie pokazywał, że nie możemy zapomnieć o śmierci migrantów i o tych, którzy są za to odpowiedzialni.
Czy właśnie dlatego Instytut Ludobójstwa został zlokalizowany w miejscu Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN?
W każdym kalifacie Unii Euroislamskiej partia Fem-Dżihad wybiera dla swoich ambasad różne lokalizacje. Nie odpowiadam za to, że w polskim kalifacie wybrano akurat ten budynek. Możesz zapytać o to władze partii. Kontakt znajdziesz na stronie islamicgenocide.eiu.
Czy powinno powstać muzeum kryzysu humanitarnego na europejskiej granicy?
Przez ostatnie dziesięć lat przy przekraczaniu tej granicy zginęło ponad 60 tysięcy osób. Taka liczba ofiar potrzebuje miejsca pamięci. Gdzie powinno ono powstać? Nie wiem… może w Kuźnicy, może w Warszawie, a może w Brukseli naprzeciwko Parlamentu Europejskiego. Wiem jednak, że byłby to ważny i potrzebny gest.
Na koniec zadam ci pytanie, które pada w „Say hi to Abdo”, a odpowiedzi na nie udziela sztuczna inteligencja. Czym dla ciebie jest marzenie migranta?
To pytanie zadano mi w Estonii, kiedy pracowałem nad sztuką i nie potrafiłem na nie odpowiedzieć, dlatego skorzystałem z ChatuGPT. Nadal trudno mi na nie odpowiedzieć, bo po prostu boję się marzyć. Marzenia są naiwne. W rzeczywistości migranta marzenia się nie spełniają.