TETYANA PETRENKO: Tolkien stworzył „Władcę pierścieni” na podstawie swoich doświadczeń wojennych. Katastrofa w Czarnobylu dała początek ogromnej literaturze i całemu kultowi wokół Zony. W jaki sposób z mrocznego tematu wojen i katastrof może narodzić się cenna literatura?
SWITŁANA TARATORINA: Bez względu na to, w jakich gatunkach piszemy, jakie teksty tworzymy, wojna będzie obecna w naszych utworach. Nawet jeśli jest to abstrakcyjny świat fantasy spod znaku miecza i czarów, coś bardzo odległego od dzisiejszych realiów, autor podświadomie wciąż będzie przekazywał swoje doświadczenia wojenne, a czytelnicy będą to odczytywać. Choć być może czytelnicy w innych krajach będą w stanie postrzegać te konteksty nieco inaczej. Dla nich może to być po prostu walka dobra ze złem, ale dla nas, ukraińskich autorek i czytelników, będzie to konkretne zło i konkretna walka. Na ostatnich Warszawskich Targach Książki Andrzej Sapkowski powiedział, że dziś Ukraińcy mają prawdziwe doświadczenie konfrontacji dobra ze złem i nikt nie może się z nimi spierać o prawdziwość jej przedstawienia.
Rzeczywiście, wiele kultowych tekstów fantastyki wyrasta z wojny. Glen Cook – twórca mrocznej fantastyki żołnierskiej – jest obecnie tłumaczony w Ukrainie. To autor, który ma doświadczenie w walce, w jego książkach widzimy inne spojrzenie na wojnę. Pozwala nam zobaczyć świat żołnierzy nie przez pryzmat tragedii i patosu, ale przez pryzmat codzienności. Innym wybitnym tekstem, który uważam za biblię postapokalipsy, jest „Kantyczka dla Leibowitza” Waltera Millera Jr. Napisał ten tekst na podstawie doświadczeń z czasów II wojny światowej, kiedy był świadkiem bombardowania włoskiego klasztoru przez aliantów. Cywilizacja osiąga tu punkt, w którym niszczy własne osiągnięcia.
Unikalne doświadczenie, przez które teraz przechodzimy, można przekształcić w oryginalne teksty. Chcę wierzyć, że prace ukraińskich pisarzy i pisarek wejdą do światowego obiegu.
W Ukrainie mówi się, że najsilniejszymi tekstami są teraz poezja i reportaż, czyli gatunki, które mogą uchwycić istotę doświadczeń wojennych. Powieść zajmuje znacznie więcej czasu. Czy nie ma tu niebezpieczeństwa, że dopóki nie będziemy w stanie tworzyć prozy o wojnie, świat będzie zamiast tego czytał książki pisane o niej z innej perspektywy, w szczególności z perspektywy autorów rosyjskich?
Niestety, to już się dzieje. Bardzo trudno nam konkurować z autorami po stronie naszych wrogów. Od dziesięcioleci Rosja ma państwowe zamówienie na literaturę i uważnie monitoruje to, co powstaje w gatunku science fiction. Radio BBC wyemitowało całą audycję o wpływie rosyjskiej fantastyki naukowej o kosmitach na umysły obywateli, te książki i filmy przepisują historię. Ten masowy produkt kulturowy jest tworzony w celach propagandowych.
Wcześniej takie książki w Rosji były pisane o II wojnie światowej, dziś Rosjanie tworzą fantasy o obecnej wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Mają wypracowane schematy, na okupowanych terytoriach odbywały się nawet całe konwenty fantastyki o tematyce wojennej z konkursami literackimi.
A my jesteśmy krajem, który się broni, walczy o wolność, wielu naszych autorów, w tym pisarzy fantastyki, jest teraz zmobilizowanych. Na przykład Pavlo Derevianko, Artem Chapeye, Ostap Ukrainets, Vladyslav Ivchenko nie mają już czasu na pisanie. Wszyscy inni pisarze również starają się pomóc armii, w tym poprzez wolontariat. Na napisanie długiej wielowątkowej powieść potrzeba więcej czasu niż na reportaż czy poezję. To bardzo znaczące, że książki o Krymie, mój „Dom soli” i „Za Perekopem jest ziemia” Anastazji Łewkowej, zostały opublikowane jednocześnie w dziewiątym roku aneksji Krymu. Dziewięć lat zajęło zrozumienie aneksji i stworzenie powieści. Być może tworzenie tekstów odzwierciedlających teraźniejszość też nam zajmie tyle czasu. Czy powinniśmy się bać, że coś przegapimy?
Switłana Taratorina, „Lazarus”. Przeł. Iwona Czapla, 550 stron, Stalker Books, w księgarniach od czerwca 2023Silnie rozwija się reportaż – powstał „Sygnał dla Hioba” Ołeksandra Mycheda i wiele innych świetnych tekstów. To literatura, która pozwala uchwycić nerw czasów. I to właśnie na tych tekstach będą opierać się w przyszłości autorzy beletrystyki. Być może to nie my, nie ci, którzy żyją w tej chwili, napiszemy wielką prozę o czasach inwazji na pełną skalę, ale następne pokolenie. I chciałabym wierzyć, że ci autorzy zainspirują się do pisania i zrozumienia wojny inaczej niż my teraz.
Dziś do Ukrainy przyjeżdżają nie tylko dziennikarze, ale też zagraniczni pisarze i blogerzy, których przyciąga wojna. Przebywają zresztą często w bezpiecznych regionach Ukrainy.
Różnie, niektórzy podróżują nawet na linię frontu. Miałam na przykład okazję porozmawiać z Lukiem Hardingiem, który od dłuższego czasu śledzi sytuację w Ukrainie i napisał książkę „Inwazja”, została ona już przetłumaczona na język ukraiński. Jest zaangażowany w kontekst ukraiński. Stara się uczciwie zrozumieć to, co się dzieje.
Widać, że temat wojny rosyjsko-ukraińskiej jest wciąż modny. I dobrze, to sprawia, że ludzie przyjeżdżają do Ukrainy i piszą o swoim pobycie tutaj. Wiele organizacji pomaga w tym, by rzetelne informacje były rozpowszechniane. Na przykład PEN Ukraine, do którego należę, stale gości międzynarodowe delegacje pisarzy i dziennikarek, pomagając im dotrzeć do miejsc, które chcą zobaczyć. Czasami udają się do bardziej niebezpiecznych regionów, czasami do mniej niebezpiecznych, ale w każdym przypadku jest to uczciwa próba zobaczenia Ukrainy.
W wywiadzie z moim kolegą litewski dziennikarz powiedział, że „Lwów to miasto blisko frontu”. Kiedy nie widzi się prawdziwej Ukrainy i próbuje się ją jakoś zrozumieć z drugiej ręki, prawdopodobieństwo popełnienia błędu jest znacznie większe niż wtedy, gdy ktoś przyjeżdża do Lwowa i spisuje swoje wrażenia. Popieram ideę pomocy zagranicznym autorkom i dziennikarzom, którzy chcą naprawdę zobaczyć Ukrainę.
Jesteś autorką pełnowymiarowej fantastyki, w którą wplatasz bogaty materiał historyczny. „Lazarus” ukazuje panoramę Kijowa na początku XX wieku, a „Dom soli” odnosi się do historii i kultury Krymu. Jak czytelnicy to odczytują?
„Lazarus” przedstawia Kijów w 1913 roku, to nie tylko początek XX wieku, ale też historyczna granica, kiedy rozpoczyna się Wielka Wojna. Dla wielu czytelników ten kontekst nie był zbyt oczywisty. W reprincie dodaliśmy komentarz historyczny, więc teraz ta książka nieco poszerza horyzonty wiedzy o naszej stolicy.
Switłana Taratorina
Ukraińska pisarka, autorka fantastyki z Krymu, znana z powieści „Lazarus” oraz postapokaliptycznego dzieła „Dom soli”. Jest współautorką kanału YouTube „Fantastic talk(s)”. W 2006 roku ukończyła Narodowy Uniwersytet Pedagogiczny im. M.P. Drahomanowa, a następnie pracowała jako dziennikarka. Zadebiutowała powieścią „Lazarus”, która w 2018 roku wygrała konkurs wydawniczy z ponad 300 zgłoszonymi rękopisami. W 2019 roku powieść znalazła się na długiej liście „BBC Book of the Year”. W tym samym roku Taratorina otrzymała nagrodę Chrysalis Awards, przyznawaną przez European Society of Science Fiction za najlepszy debiut, i została wyróżniona jako jedna z 25 najlepszych pisarzy z Ukrainy przez magazyn „Focus”.
Jednocześnie inwazja na pełną skalę spotęgowała bolesną optykę tej powieści. Wielu ukraińskich czytelników, świadomych kontekstu historycznego, mówiło: „To wstyd czytać, że Kijów w powieści jest kolonią wielkiego imperium”. Nie możemy niczego zmienić w historii: Kijów rzeczywiście był kolonią imperium. Ale fikcja pozwala nam też modyfikować historię: możemy bawić się czasem, faktami, i to właśnie próbowałam robić. Teraz pracuję nad kontynuacją „Lazarusa”.
Odkrywanie nieznanych kart historii to moja metoda twórcza. Chcę, by czytelnicy mogli wynieść z tekstu coś poza rozrywką. W przypadku „Lazarusa” było to nieco łatwiejsze, ponieważ okres, którego dotyczy tekst, jest dla nas mniej więcej jasny: widzimy domy i ulice z powieści we współczesnym Kijowie, znamy nazwiska postaci historycznych. Natomiast w przypadku „Domu soli” wszystko było znacznie bardziej skomplikowane, same wydarzenia historyczne pozostają niezrozumiałe dla ogółu społeczeństwa. Na przykład kiedy bawiłam się mitem o złotej kołysce, zdałam sobie sprawę, że ludzie w Ukrainie kontynentalnej mogli nigdy nie słyszeć tej bajki. Niestety, folklor krymskotatarski nie jest powszechnie znany wśród Ukraińców. Zbiory bajek ludowych często go pomijają. Ale jednocześnie widzę zainteresowanie: ludzie chcą to zrozumieć, chcą odkryć inne terytorium, inną kulturę. Dlatego do „Domu soli” od razu dodaliśmy komentarz historyczny. Cieszę się, że mogę przekazać czytelnikom historię i kulturę Krymu, zainteresować ich odkrywaniem Ukrainy i tych regionów, które są obecnie niedostępne. Wszystkie te poszukiwania powinny nas zdecydowanie wzbogacić i zjednoczyć.
Niedawno rozmawialiśmy z Alimem Alijewem i Achtemem Seitablajewem o tym, że zaczęliśmy aktywniej myśleć o Krymie dopiero wtedy, kiedy go straciliśmy. Kiedy pisałam powieść, czytałam prace na temat historii Krymu, stworzyłam bibliotekę tematyczną i szukałam społeczności, z którą mogłabym o tym rozmawiać. Niestety, takich osób jest niewiele. Staram się mówić o Krymie przy każdej okazji, a teraz przygotowałam scenariusz komiksu z krymskotatarską historyczką Gulnarą Abdulajewą. Będzie nosił tytuł „Krótka historia Krymu”.
W obu twoich książkach pojawiają się mutacje i transformacje bohaterów, fantastyczne stworzenia. Czytelnicy różnie to odbierają – widziałam recenzje, w których obrażali się, że przedstawiłaś mieszkańców Krymu jako mutantów.
Jeśli mowa o „Lazarusie”, to wszystko opiera się na konkretnych realiach historycznych. Granica w powieści jest jednostką administracyjną, w której żyją złe duchy i ludzie – jest to aluzja do strefy osiedlenia, terytorium Imperium Rosyjskiego, na którym mogli mieszkać Żydzi. Przede wszystkim chciałam w tej książce poruszyć temat stosunku imperium do zniewolonych narodów. Jak już wspomniałam, Kijów w tamtym czasie był wielonarodowy i bardzo zróżnicowany. Starałam się podważyć ideę Kijowa z początku XX wieku jako jednonarodowego imperialnego miasta prowincjonalnego. Dla mnie i mojego pokolenia obraz Kijowa w tamtym czasie ograniczał się do Bułhakowa. Później byłam ogromnie zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że było mniej więcej tyle samo Ukraińców i Rosjan, a Polacy, Żydzi i Czesi zajmowali drugie, trzecie i czwarte miejsce. Ale imperium zawsze starało się ograniczać społeczności narodowe, pozbawiać je głosu. W zbiorowym obrazie złych duchów chciałam pokazać tę różnorodność Kijowa i poszukiwanie sposobów jej zrozumienia i współistnienia.
Switłana Taratorina, „Dom soli”. Przeł. Iwona Czapla, Stalker Books, 600 stron, w księgarniach od sierpnia 2024W „Domu soli” wszystko jest prostsze: wszyscy w tej powieści mutują. Ostatni raz byłam w Krymie latem 2014 roku i uderzyły mnie chwile euforii wśród mieszkańców półwyspu – ich entuzjazm dla rosyjskiej propagandy. Wiele osób cieszyło się z aneksji, mówiąc: „Dobrze, że nie ma u nas wojny”. W tamtym czasie zastanawiałam się, dlaczego tak łatwo zaakceptowali aneksję. Dopiero po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę zdałam sobie sprawę, że kiedy wróg przejmuje władzę, nie dba o to, czy ludzie na to czekają czy nie, czy są szczęśliwi czy nie, czy głosują na niego czy nie. On po prostu przychodzi i bierze. Moi „zasoleni” bohaterowie powieści są ofiarami propagandy, które pozostały na tym terytorium, ale postanowiły nie myśleć o wydarzeniach ani nie analizować ich przyczyn.
Kusi, by porównać „Dom soli” do „Diuny” Franka Herberta: prześladowany lud, pustynne terytorium, walka z imperium. Czy to zbieg okoliczności, czy świadoma paralela?
Nie mogę powiedzieć, że ta paralela była świadoma, choć uwielbiam serię książek Herberta i cieszy mnie to porównanie. Tak naprawdę wszyscy autorzy, a zwłaszcza autorzy literatury gatunkowej, żyją w niewoli gatunkowych kanonów w taki czy inny sposób.
Napisałam powieść o moim Krymie. To stepowe południowo-zachodnie terytorium, wybrzeże Zatoki Karkinickiej, terytorium słonych bagien i niezbyt żyznej ziemi. A teraz, gdy jest tam coraz mniej słodkiej wody, to spustoszenie jest jeszcze bardziej odczuwalne. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, woda z kranu miała słonawy i gorzki smak. Moja babcia widziała, jak kanał po raz ostatni dochodził do naszej okolicy w 1967 roku. Widziała też, jak kanał przestał istnieć w 2014 roku. Mówimy o suchym stepowym regionie, gdzie przed doprowadzeniem wody była możliwa tylko hodowla zwierząt, pastwiska dla niektórych rodzajów owiec – tych, które były w stanie przetrwać w tym niewygodnym suchym klimacie.
W „Diunie”, jak wiadomo, Herbert pisał o problemie środowiskowym, braku wody. Dla mnie to również bardzo znajoma historia, choćby dlatego, że pochodzę ze stepowego regionu Krymu. Obszary stepowe i jałowe oznaczają pewien styl życia. Historycznie, w czasach Chanatu Krymskiego, mój region był domem dla Nogajów, jednej z subetnicznych grup Tatarów krymskich. Byli to koczownicy, którzy mieszkali na Krymie najdłużej ze wszystkich krymskotatarskich grup etnicznych. Chciałam opisać stepowy Krym, ponieważ niewiele się o nim pisze, głównie odnosi się do krajobrazu południowego wybrzeża lub środkowego Krymu, Bachczysaraju.
Switłana Taratorina, z archiwum prywatnego pisarki
Wizerunek Krymu i skojarzenia z nim zmieniły się dramatycznie w ciągu ostatniej dekady. Program szkolny przedstawiał Krym jako miejsce, gdzie Kozacy wyzwalali ukraińskich niewolników i gdzie dziewczęta sprzedawano do haremów. Głównymi ukraińskimi tekstami o Krymie były dumy niewolnicze i „Roksolana” Pawła Zahrebelnego.
Pamiętam konflikty, jakie te dumy niewolników wywoływały w szkole. Połowa mojej klasy to byli Tatarzy krymscy, a połowa nie. Kiedy studiowaliśmy dumy niewolników, dzieliliśmy bohaterów na „naszych” i „obcych”, zamienialiśmy zwycięstwo Kozaków nad Tatarami w osobiste żarty, nie były one zbyt przyjemne. Jednym z ważnych wątków „Domu soli” są relacje między Krymianami i Ukraińcami w Ukrainie kontynentalnej. Relacje te były bardzo różne w różnych czasach: czasami konflikty, czasami sojusze, ale zawsze relacje równych sobie. Ani Armia Zaporoska, ani Chanat Krymski nie chciały zagarnąć terytorium drugiej strony. Jedynym państwem, które chciało zagarnąć oba terytoria, było Imperium Rosyjskie, nasz wspólny wróg.
Które teksty o Krymie są dziś dla ciebie najważniejsze?
Bardzo podoba mi się „Pół wieku oporu” Gulnary Bekirovej, książka o powrocie Tatarów krymskich do domu. To wnikliwa praca. Tatarzy krymscy przez 60 lat walczyli o powrót do domu. Ostatecznie wrócili głównie ci, którzy urodzili się na obczyźnie, wrócili na gołą ziemię, gdzie nikt na nich nie czekał. Jeśli Tatarzy krymscy spędzili 60 lat, idąc do swojej ziemi, i wrócili do domu, to my na pewno też wrócimy do wszystkich naszych regionów.
Inne ważne teksty to zbiór esejów opublikowanych przez Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej zatytułowany „Nasz Krym”, który został opublikowany zaraz po aneksji. Teksty różnych autorów opisują i obalają mity na temat Krymu, w tym te rosyjsko-sowieckie. Również „Tatarzy krymscy od etnogenezy do państwowości” autorstwa Gulnary Abdulayevej to książka, która pomoże zrozumieć, jak ogromne dziedzictwo kulturowe zostało zniszczone przez pierwszą aneksję Krymu. Jest jeszcze książka „Dziki Zachód Europy Wschodniej” autorstwa Pawła Kazarina. Nie jest ona w całości poświęcona Krymowi, ale autor pochodzi z Symferopola, a jego książka zawiera wiele cennych momentów zrozumienia własnej tożsamości – kiedy dorasta się jako Krymczyk z postsowiecką świadomością, a następnie w końcu rozumie związek między Krymem a Ukrainą.
A co nie-Ukraińcy powinni zacząć oglądać i czytać o Krymie, aby go zrozumieć?
Polecam obejrzenie filmu „Chajtarmy” Achtema Seitabłajewa o deportacji Tatarów krymskich, który już wizualnie jest niezwykły, ponieważ został nakręcony na terytorium Krymu. „Mamaj” Olesia Sanina to bardzo metaforyczny film o relacjach między Tatarami krymskimi a Ukraińcami. Oczywiście „Homeward” Narimana Aliewa i być może „Obcą modlitwę” Seitabłajewa.
Jeśli chodzi o książki, przetłumaczyłabym absolutnie wszystko. Świetnie, że książka Kazarina „Dziki Zachód Europy Wschodniej” ukaże się po polsku, angielsku i niemiecku. Ta książka daje wiele odpowiedzi na pytanie, co stało się z Krymem w 2014 roku, i pokazuje, jak świadomość Krymczanina może się zmienić, gdy zacznie on zadawać sobie właściwe pytania.
Obecnie w Krymie jest duże zainteresowanie etnografią. Czy to nie przypomina ci misyjnego ducha romantyków z XIX wieku, którzy byli zafascynowani haftowanymi koszulami i ukraińskimi pieśniami ludowymi?
Etnografia to dobra droga. Kibicuję temu, by krymskotatarski folklor, prawdziwe mity i legendy półwyspu (a nie to, co kiedyś sprzedawano nam jako pamiątki na Krymie) zostały przetłumaczone na język ukraiński i opublikowane. Wtedy będziemy w stanie zrozumieć kulturę krymską na podstawowym poziomie i budować na tym fundamencie. Niektóre z tych działań są już podejmowane. Na przykład w 2019 roku na Mysteckim Arsenale odbyła się wystawa „Niesamowite historie Krymu”, która próbowała opowiedzieć nam o wszystkich okresach historycznych, ludach i cywilizacjach, które żyły na terytorium Krymu. To bardzo fajna perspektywa, historia Krymu jest większa niż historia poszczególnych narodów. Niewątpliwie Tatarzy krymscy zasługują na dużą uwagę, ale w ramach kultury Krymu możemy mówić o znacznie szerszym kontekście.
Pasjonują mnie wszystkie tematy związane z Krymem. Nie chciałabym jednak, abyśmy fascynowali się tu etnograficzną egzotyką Innego. Staramy się budować odpowiednie relacje z Tatarami krymskimi. Jesteśmy ich partnerami i sąsiadami, jesteśmy sojusznikami w walce z tym samym wrogiem. To mały naród i Ukraińcy powinni pomagać im w rozwoju kultury, a to jest niemożliwe bez szerokiego zainteresowania kulturą. Jestem zwolenniczką powszechnego nauczania języka krymskotatarskiego i żałuję, że nie uczyłam się tego języka w dzieciństwie. W naszym kraju ani krymskotatarski, ani ukraiński nie były obowiązkowe dla wszystkich uczniów. Były to kursy fakultatywne. Uważam, że przynajmniej w Krymie nauka tego języka powinna być obowiązkowa dla wszystkich, to kwestia przynależności. Jeśli mieszkasz w Krymie, musisz uczyć się krymskotatarskiego.
Czy jesteś gotowa, by napisać książkę z gatunku fantastyki, która opisywałaby współczesne działania wojenne?
Nie można dziś nic napisać bez kontekstu wojny. Niedawno przeczytałam publiczności mój krótki postapokaliptyczny tekst. Opisuje on powojenny świat, w którym pozostały tylko kobiety. Bohaterka natrafia na artefakt z sekretem, który może zdeterminować przyszłość i ujawnić tajemnicę przeszłości. Wydaje się, że jest to sytuacja całkowicie oderwana od rzeczywistości, ale każdy Ukrainiec, który to przeczyta, zrozumie, że dotyczy to również naszej wojny. To opowiadanie zostało opublikowane w polskim magazynie „Nowa Fantastyka” – dzięki recenzjom zobaczyłam, że polscy czytelnicy na pierwszym planie dostrzegli temat gender. Ale jednocześnie wiedzieli, że jest to tekst o ukraińskim doświadczeniu wojny.
Z powodu tej różnicy w percepcji zagraniczni autorzy mogą dziś nie zdawać sobie sprawy z tego, jakimi triggerami mogą być rosyjscy bohaterowie w tekstach. Trzeba mówić o tym za granicą, nie bać się mówić o traumach, które przeżywamy. Świat powinien wziąć pod uwagę nasze uczucia.
Przełożyła Iwona Boruszkowska
Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego oraz Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu.
Tetiana Petrenko
Tagi
Numer wydania
389
Data
czerwiec 2024