Skip to main content

Na początku 1981 roku Adrian Sherwood przeczytał wywiad, w którym Brian Eno tak opowiadał o swoim nowym albumie: „Miałem wizję psychodelicznej Afryki”. Uznał, że to pretensjonalne, ale pomysł utkwił mu w głowie i jeszcze w tym samym roku zrealizował własną wizję, o której mówił z kolei „trippy African dub”. Album Eno to oczywiście głośna płyta „My Life in the Bush of Ghosts”, firmowana w duecie z liderem Talking Heads, Davidem Byrnem. Produkcja Sherwooda i zawiązanej przez niego grupy ukazała się pod szyldem African Head Charge i nosiła tytuł „My Life in a Hole in the Ground”. W ten sposób zgrabnie nawiązywała do okoliczności, w jakich powstawała: w londyńskim Berry Studio, które mieściło się w dusznej, ciasnej piwnicy. Było za to tanie, szczególnie w nocy, kiedy trwały prace nad albumem.

Byrne i Eno, którzy mieli wówczas status asów nowofalowego avant popu, mogli sobie pozwolić na ciągnącą się przez kilkanaście miesięcy pracę w kilku studiach Nowego Jorku, San Francisco i Los Angeles. Co do tytułu, to ten przechwycili z powieści Amosa Tutuoli, nigeryjskiego naturszczyka, którego proza, napisana kostropatą angielszczyzną, święciła triumfy w Wielkiej Brytanii połowy lat 50. XX wieku. W chwili premiery „My Life in the Bush Of Ghosts” krytyka piała z zachwytu nad wyczarowaną w studiu wirtualną Afryką. Gdy słucha się tej płyty dziś, pierwsze rzuca się w uszy plastikowe, manieryczne brzmienie lat 80.

Inaczej ma się rzecz z „My Life in a Hole in the Ground”, które brzmi ciężko, brudno i brutalnie; niezmiennie zadziwia i staje w gardle. Nie brak tu tchnienia psychodelicznej Afryki, lecz z pewnością nie takiej z mokrego snu zachodniego intelektualisty – raczej tej, która przeszła doświadczenia kolonialnego stłamszenia i rozproszenia w diasporach. W tym kontekście wymowna jest popkulturowa przygoda tej płyty. Jeden z jej utworów („Far Away Chant”) trafił do „Dzikości serca” Davida Lyncha, gdzie ilustruje opresyjną scenę tortur. Kiedy jednak wydano soundtrack z tego filmu, African Head Charge tam zabrakło.

Quote icon
Debiut African Head Charge brzmi ciężko, brudno i brutalnie; niezmiennie zadziwia i staje w gardle

Statek kosmiczny Afryka

Niby Sherwood miał białą skórę, ale mentalnie był mieszańcem. Urodzony w 1958 roku, wychowywał się w środkowej Anglii, w robotniczej dzielnicy miasta High Wycombe, gdzie mieszkały rodziny imigrantów z Indii, Pakistanu i Wysp Karaibskich. Jako dzieciak fascynował się reggae i hitami wytwórni Motown, biegał też do okolicznych czarnych klubów, zanim jeszcze zaczęli go do nich wpuszczać, słuchał koncertów pod drzwiami. Za sprawą muzyki wsiąkł w jamajską diasporę i kiedy miał 15 lat, zaczął pracować w biznesie reggae. Pierwszą pracę dostał w Pama Records, angielskiej wytwórni, która wydawała produkcje z Jamajki. Stał za ladą sklepów płytowych, grywał jako didżej, nagłaśniał koncerty. Prowadził też dystrybucję, co polegało nie tylko na wyszukiwaniu rarytasów wydawanych na Jamajce, ale też na rozwożeniu nagrań wprost do lokalnych sklepików.

Wschód Kultury - Inne Brzmienia

Lubelski festiwal odbędzie się w dniach 27–30 czerwca 2024. Ważnym wątkiem tegorocznej imprezy jest zbliżenie na brytyjską wytwórnię On-U Sound. W ramach jej prezentacji w Lublinie wystąpią Adrian Sherwood (27.06) oraz African Head Charge (28.06). Wstęp na wszystkie wydarzenia jest wolny.

Pełny program festiwalu dostępny na stronie: https://innebrzmienia.eu/

Kolejnym krokiem było dla Sherwooda założenie wytwórni – pierwsza z nich powstała, gdy miał 17 lat, a spośród trójki jego wspólników dwóch pochodziło z rodzin jamajskich, a trzeci – z hinduskiej. I choć trzy pierwsze firmy, których był współtwórcą, szybko zbankrutowały, nawiązał w tamtym czasie szereg kontaktów z artystami z Jamajki. Najważniejsze było spotkanie z pieśniarzem Prince Far I – podczas jego koncertów miksował na żywo brzmienie zespołu Creation Rebel, który został powołany specjalnie na jego brytyjską trasę. Sherwood nigdy na niczym nie grał, ale gdy stanął za konsoletą, szybko przyswoił sobie lekcję dubu, jamajskiej sztuki miksu wyginającej przestrzeń i zapętlającej czas, w której najważniejszym instrumentem jest studio nagraniowe. Gdy w 1978 roku światło dzienne ujrzała jego pierwsza produkcja, „Dub from Creation” Creation Rebel, John Peel okrzyknął ją najlepszym dubowym albumem, który powstał w Anglii. Dwa lata później ukazał się pierwszy z ponadczasowych klasyków Sherwooda, abstrakcyjny, afrofuturystyczny dub o wymownym tytule „Starship Africa”.

Sukces Boba Marleya i fascynacja reggae ze strony gwiazd punka i nowej fali uczyniły muzykę z Jamajki gorącym tematem i otworzyły świat na jej rebeliancki potencjał. Na koncertach Creation Rebel pojawiali się muzycy The Clash, Pop Group i The Slits – te znajomości szybko zaowocowały wspólnymi sesjami, ale porozumienie dotyczyło nie tylko kwestii artystycznych. Wszyscy ci muzycy brali też udział w akcjach Rock Against Racism, a Sherwood wspominał potem, że optymizm i poczucie jedności tamtego ruchu miało wpływ na start jego nowej wytwórni, On-U Sound. Założył ją razem ze swą ówczesną partnerką, japońską fotografką Kishi Yamamoto w 1980 roku w Londynie i zajmował się produkcją jej kolejnych wydawnictw. Dla On-U Sound nagrywały składy mieszane rasowo, co wtedy jeszcze na rynku brytyjskim nie było sprawą oczywistą.

Quote icon
Sherwood szybko przyswoił sobie lekcję dubu, jamajskiej sztuki miksu wyginającej przestrzeń i zapętlającej czas, w której to studio nagraniowe jest najważniejszym instrumentem

Mistrzami Sherwooda byli jamajscy pionierzy dubu: King Tubby, Augustus Pablo, Lee Scratch Perry, ale Brytyjczyk uzupełnił ich lekcję o nową wrażliwość. Plastyczna, kolażowa formuła tej muzyki pod jego ręką jęła asymilować drapieżność punka, nowofalowy chłód, industrialne brudy, motorykę funku, wreszcie przywoływany za sprawą samplingu koloryt etnicznej muzyki świata. To właśnie wprowadzenie do dubu bezkompromisowych hałasów stało się najbardziej rewolucyjnym pomysłem Sherwooda. Przykładem apokaliptyczny agit pop z albumu „Learning to Cope with Cowardice” Marka Stewarta nagrywanego w latach 1981–1983. Eksfrontmen The Pop Group wniósł do świata On-U Sound gładko klejące się z dubem idee wywrotowych dekonstrukcji zaczerpnięte od paryskich sytuacjonistów i W.S. Burroughsa. Jeszcze bardziej radykalny jest album „War Zone” Missing Brazilians z roku 1984, gdzie kąśliwy elektroniczny noise o dobrą dekadę wyprzedza ekstrawagancje spod znaku wytwórni Mille Plateaux. Wokalnie udzielają się tam Annie Anxiety z Crass i przyszła wokalistka Massive Attack, Shara Nelson. Takie nieoczywiste spotkania były niezrównanym atutem sesji organizowanych przez Sherwooda, a ich uczestnicy mówili o sobie nie inaczej niż rodzina On-U Sound. 

Bliżej przodków

W grupie Creation Rebel Sherwood poznał się z Bonjo Iyabinghi Noah. Ten jamajski perkusjonalista przybył do Anglii jako nastolatek, a wychował się w rastafariańskiej społeczności. Siostra babki Noah była współtwórczynią Pinnacle, pierwszej komuny rasta założonej na Jamajce w latach 30. XX wieku i brutalnie spacyfikowanej przez londyński rząd dwadzieścia lat później. Antykolonialne, afrocentryczne idee i komunistyczna praktyka sprawiały, że rastafarianie byli wówczas wrogami publicznymi. Po upadku Pinnacle rozproszyli się po wiejskich osadach, w jednej z nich, Clarendon, urodził się Noah. Na bębnach zaczął grać jako pięciolatek, poznawał rytmy rastafariańskich obrzędów nyabinghi oraz lokalnych religii poco i kumina, które korzeniami sięgały kultu przodków z Afryki Zachodniej (w jego przypadku – Ghany) i wciąż wyznaczały centrum życia społeczności. „Jeśli grasz na bębnach z odpowiednią precyzją, możesz zbliżyć się do przodków”, opowiadał w jednym z wywiadów, pytany o duchowy aspekt swej muzyki.

W Wielkiej Brytanii Noah grywał z lokalnymi gwiazdami reggae i zespołami jazzowymi, przyswajając przy okazji świat rytmów afrokubańskich, na tradycyjne bębny nie było tam jednak miejsca. Pierwszym, który się nimi zainteresował, był Sherwood. Zaprosił Noah do studia, gdzie ten przeżył kolejne zaskoczenie – Sherwood nagrywał wszystko, co tylko zagrał. Nie mieli konkretnego pomysłu, producent rejestrował kolejne partie bębnów, by potem w drodze niekończących się miksów i edycji budować z nich utwory. Właśnie tak powstały pierwsze kompozycje African Head Charge.


Ich kolejne albumy stanowią esencjonalne odzwierciedlenie ewolucji On-U Sound i metod Sherwooda. Początkowo był to zespół wyłącznie studyjny. Noah i Sherwood zapraszali różnych muzyków, nie tylko tych z jamajskiej diaspory. Podczas sesji African Head Charge pojawiali się w studiu nowofalowcy, włącznie z tuzami tej miary co Keith Leven i Jah Wobble, a także artyści z londyńskiej sceny muzyki free na czele ze Steve’em Beresfordem. Tryb pracy był ten sam, Sherwood rejestrował wszystko, a potem metodą wytnij–wklej – to były jeszcze czasy analogowych studiów – budował pulsujące dźwiękowe kolaże. Muzyka African Head Charge zrywała ze stereotypem dubu jako muzyki opartej na potężnym basie. Sherwood, zamiast tego, stawiał na potęgę bębnów – utwory kreował, wychodząc od brzmień instrumentów perkusyjnych.

Quote icon
Tryb pracy był ten sam, Sherwood rejestrował wszystko, a potem metodą wytnij–wklej budował pulsujące dźwiękowe kolaże

Wspomniany już debiut zespołu można uznać za dub w wersji punk. „Environmental Studies” z roku 1982, jak podpowiada tytuł, włączał do kolaży odgłosy otoczenia i z surowego materiału lepił jakości bliższe jamajskiej klasyce. Za to o rok późniejszy „Drastic Seasons” to jeden z najbardziej wizjonerskich dubowych albumów wszech czasów. Mocno doprawiony elektroniką brzmi niekiedy w duchu eksperymentów krautrocka, co nie dziwi, bo wśród swych mistrzów Sherwood wymieniał również współtwórcę „kosmische Musik” Conny’ego Planka. Innym razem grupa prześcigała ekstrawagancje muzyki elektroakustycznej lub zapowiadała surrealistyczną poetykę samplodelii. Dalej już iść się nie dało, dlatego African Head Charge złagodzili kurs, szczególnie że w roku 1983 Noah zorganizował skład koncertowy zespołu.

Dubownie ducha

W 1984 roku Sherwood ściągnął do Londynu z Nowego Jorku studyjną grupę wytwórni Sugar Hill Records, odpowiedzialną za groove pierwszych hiphopowych megahitów Sugarhill Gang i Grandmaster Flasha. Basista Doug Wimbish, gitarzysta Skip McDonald i perkusista Keith Leblanc, grając z Sherwoodem pod szyldem Tackhead, a z Markiem Stewartem i Gary Clailem w ramach On-U Sound System, tworzyli całkiem nowe, nokautujące potężnym brzmieniem hybrydy funku, dubu i industrialu. Potrafili też grać do tańca, jak na znakomitym „End of the Century Party” Claila. Wnieśli do rodziny On-U Sound lekcje całej amerykańskiej tradycji rhythm and bluesowej. Z African Head Charge współpracowali na trzech kolejnych płytach, dyscyplinując ich muzykę. Zaczęło się od znakomitej „Off Beaten Track” z 1985 roku, którą kronikarz zespołu Steve Barker nazwał ich pierwszym „nowoczesnym” albumem. Pojawiają się tam sample i mocno akcentowany bas. Zespół wspomagał wtedy również Style Scott, perkusista jamajskiej formacji Roots Radics. Równocześnie tworzył on z Sherwoodem Dub Syndicate, flagową formację On-U Sound, silniej związaną z reggae, ale też pionierską dla cyber dubu.

„Songs of Praise” (1990) oraz „In Pursuit of Shashamane Land” (1993) to najbardziej przebojowe i najbardziej lubiane płyty African Head Charge. O kolorycie tych dzieł zadecydowało wykorzystanie sampli z nagraniami muzyki etniczej, głównie natchnionych pieśni i piosenek z różnych rejonów świata. Sherwood uwielbiał wtedy korzystać z etnograficznych zbiorów Alana Lomaxa. Noah powrócił tu niejako do swych korzeni, grając muzykę duchową, tyle że o uniwersalnym wydźwięku. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że te przechwycenia rdzennych głosów łechtały gusta amatorów szeroko pojętej estetyki exotica. Wraz z tymi nagraniami African Head Charge znów przecierali nowe ścieżki, tym razem dla nurtu etno ambient, który królował w chilloutowych strefach klubów techno. W latach 90. okazało się bowiem, że śmietanka lansujących nowe trendy producentów, od The Orb po Massive Attack, to w dużej mierze wychowankowie On-U Sound. Natomiast otwarcie Sherwooda na muzykę etniczną miało ciąg dalszy w postaci miksów muzyki podhalańskiej, które wykonał dla zespołu Trebunie-Tutki, co górale odnotowali w tytule albumu z 1994 roku – „W Sherwood”.


Ghana ma głos

W 1995 roku Noah powrócił do kraju przodków, kupił ziemię i dom w Ghanie, w mieście Bolgatanga. Od tej pory do Europy wpadał sporadycznie, nagrywać, koncertować, zarabiać. Przez pewien czas, gdy Sherwood, jak przystało na poszukującego artystę, zaliczył kolejne bankructwo, współpracował z innymi wydawcami, ale od 2005 roku znów pracują razem. W barwach odrodzonej On-U Sound stworzyli trzy kolejne albumy, pokazujące, że Sherwood daleki jest od tego, by stać się rutyniarzem. W nowym wieku nagrywał wprawdzie autorskie albumy dla wytwórni Real World Petera Gabriela, ale współpracował też z Malą z Digital Mystikz, Kode 9 i Pinchem, artystami ze sceny dubstep, którzy okazali się kolejną już generacją inspirowaną przez On-U Sound.

Najnowszy album African Head Charge „Trip to Bolgatanga”, wydany latem 2023, przynosi nowy, korzystny kierunek. Noah zaprosił do współpracy lokalnych muzyków z Ghany z Kingiem Ayisobą na czele, a jego granie jest efektem studiów nad lokalnymi mutacjami rytmów Afryki Zachodniej. Sherwood tym razem celuje bardziej w numery taneczne niż kolaże. I świetnie mu to wychodzi. Nie ma tu pokiereszowanych, drapieżnych brzmień z wczesnych albumów ani kuszenia barwną egzotyką, jak w środkowym okresie zespołu. „Trip to Bolgatanga” to po prostu mocny, energetyczny głos Afryki, w którym tradycja przemawia nowoczesnym brzmieniem.

Tagi

Numer wydania

388

Data

czerwiec 2024

Czytaj też