Większość tiktoków trwa maksymalnie 15 sekund i jest w zasadzie o niczym. Tak przynajmniej twierdzą sceptycy. W zdominowanych przez starsze pokolenia debatach na temat TikToka pobrzmiewa jednak nie tylko niezrozumienie tego, jak działa aplikacja, ale i przekonania na temat młodszych pokoleń. Krytycy od zastrzeżeń wobec samej platformy niepostrzeżenie przechodzą do utyskiwań na płytkość, odtwórczość i zwyczajną głupotę młodych ludzi.
Można jednak pozostawać krytyczną wobec TikToka i jednocześnie traktować go jako ważne źródło wiedzy na temat osób, które się nim posługują. Bo choć znajdziemy tu wiele treści niepokojących, niezdrowych i problematycznych, nie zmienia to faktu, że jest to miejsce, gdzie młodzi ludzie mówią swoim językiem. Za pomocą krótkich filmików wyrażają swoje przekonania, opowiadają (choć nie zawsze wprost) o swoich bolączkach, pokazują estetyczne preferencje.
Dlatego do TikToka trzeba podchodzić tak, jak nauczyliśmy się już traktować inne teksty (pop)kultury. Odkodowanie tiktokowego przekazu nie jest jednak proste – przyda się do tego socjologiczna wyobraźnia czy antropologiczna ciekawość. Ale najważniejsze jest trzymanie się założenia, że młodzi ludzie nie są gorsi czy głupsi niż starsze generacje. Pod wieloma względami są inni, mają też inne gusty, poczucie humoru czy wartości. Dostali jednak do ręki bardzo specyficzne narzędzie, które częściowo odpowiada ich potrzebom i pragnieniom, a w pewien sposób je wzmaga. Bo tiktoki, jak żadne inne współczesne teksty kultury, mimo że trwają często tylko kilka bądź kilkanaście sekund, mówią wiele na temat współczesnych twórców i otoczenia, w którym żyją.
Algorytmy, pokolenie Z i kultura indywidualizmu
Najpierw dobrze jest przyjrzeć się temu, jak skonstruowana jest sama aplikacja. Jakie modele interakcji zakłada? Jakie postawy premiuje i co to wszystko mówi o pokoleniu, które tak chętnie jej używa? To nic odkrywczego, że media społecznościowe, wbrew nazwie, często czynią nas bardziej samotnymi. Ale TikTok – już na poziomie swojej architektury – tylko ten problem pogłębia. W przeciwieństwie do innych aplikacji nie służy tworzeniu czy wzmacnianiu więzi między znajomymi osobami. Zaprojektowany jest do wymiany czy konsumpcji treści pomiędzy wieloma rozproszonymi użytkownikami, których łączy jedynie podobne przyporządkowanie przez algorytm. Nie można podać dalej treści stworzonej przez inną osobę, co sprawia, że TikTok (w przeciwieństwie chociażby do Instagrama czy Facebooka) nie opiera się już na stworzonych przez nas sieciach społecznych, które jedynie przenosimy do rzeczywistości wirtualnej.
Izolację wzmaga jeszcze tajemniczy tiktokowy algorytm, który – przestrzegając prywatności danych jeszcze mniej niż Facebook czy Instagram – zamyka użytkowniczki w coraz lepiej dopasowanych do nich bańkach. I chociaż wykorzystanie algorytmów do organizowania treści na platformach społecznościowych nie jest nowe, to unikalne dla TikToka jest oparcie całej platformy na obserwacjach danych i algorytmicznym kształtowaniu treści. Algorytm kształtuje doświadczenie użytkowników tak, aby stale potwierdzali i utrwalali poczucie własnej tożsamości. To ważne, bo jak zalecają twórcy, jeśli odpowiednio zmapuje się preferencje, gusta i poczucie młodej osoby, łatwiej będzie można jej sprzedać spersonalizowany produkt.
Na przykładzie innych mediów wiemy jednak, że funkcjonowanie w informacyjnych i światopoglądowych bańkach to poważna wada mediów społecznościowych – w takim otoczeniu tracimy szerszy ogląd świata, polaryzujemy się i mamy większe skłonności do światopoglądowej radykalizacji. Z perspektywy użytkownika to jednak jedna z największych zalet TikToka, którego algorytm działa wręcz hipnotyzująco, dając poczucie komfortu, zrozumienia i bezpieczeństwa. I choć sam mechanizm działa niezależnie od wieku, to właśnie dzisiejsze nastolatki mogą go najbardziej potrzebować. W końcu częściej niż przedstawiciele innych generacji zmagają się z doświadczeniem lęku czy samotności. Zapewniona przez algorytm bańka daje im natomiast poczucie, że nie są sami. Inni ludzie zgadzają się z nimi zarówno w sprawach bardziej przyziemnych – preferencji żywieniowych, stylu ubioru czy poczuciu humoru, i tych zupełnie poważnych – jak poglądy czy trudności psychiczne.
Tak, TikTok z jednej strony wytwarza pewne potrzeby, pogłębiając tym samym kulturę indywidualizmu, ale z drugiej – odpowiada na nie. Chociaż każdy dostaje tam dopasowane treści, to wciąż możemy wyodrębnić powtarzające się formaty – takie jak porady psychologiczne czy treści edukacyjne. W obu przypadkach świadczą one o czymś więcej niż tylko o indywidualnych preferencjach osób, które terapeutyzują się z TikTokiem czy przygotowują się z nim do egzaminów maturalnych. Ich popularność świadczy nie tylko o ich przystępności i atrakcyjności, ale też diagnozuje niepowodzenia systemu państwowej ochrony zdrowia i edukacji formalnej. Ale na przykładzie tiktokowej kultury terapeutycznej widać też samonapędzający się mechanizm działania aplikacji. Z jednej strony, jak dowiedziono w wielu badaniach, ma ona szereg negatywnych skutków dla zdrowia psychicznego, których efektem jest rosnąca potrzeba otrzymania psychologicznego wsparcia czy poradnictwa. I na tę potrzebę, z drugiej strony, TikTok odpowiada, oferując dostęp do przystępnych i darmowych (co szczególnie ważne, biorąc pod uwagę prywatyzację systemu ochrony zdrowia) porad.
Pułapka autentyczności
Tiktokowa kultura indywidualizmu ma również inny, nieco mniej już oczywisty wymiar. Jest nim pragnienie i celebracja ,,autentyczności”. Tak jak Facebook czy Instagram dla wielu osób pełnią dzisiaj funkcję wirtualnej wizytówki, tak TikTok pozycjonuje się jako medium, w którym można poczuć się naprawdę sobą. Świetnie zagospodarował tym samym zmęczenie sztucznością i monopolem gwiazd. Częścią strategii marketingowej TikToka jest bowiem podkreślanie autentyczności, szczerości i naturalności osób, które na nim tworzą. I jeśli wierzyć badaniom przeprowadzonym przez twórców aplikacji, dla młodych ludzi to właśnie jedna z największych wartości aplikacji. TikTok szybko zauważył i docenił siłę autentyczności – polecając ją jako strategię promocji produktów, szczególnie marek osobistych i produktów spersonalizowanych.
Dowartościowanie autentyczności łączy się dodatkowo z deklarowaną demokratycznością tego medium, które nie dość, że nie wymaga od użytkowników specjalistycznego sprzętu, to jeszcze promuje już nie popularne celebrytki, a początkujących twórców. Skądinąd wiadomo jednak, że to złudne, a z biegiem czasu tiktokowy rynek będzie się konsolidował. Już teraz zaczynają tam tworzyć nie nastolatki, a przeszkolone aktorki czy profesjonalne koncerny medialne. Markują potem swoje treści jako ,,autentyczne” i ,,oddolne”, choć w rzeczywistości stoją za nimi ogromne budżety.
BookTok
TikTok ma też swoje mocne strony. Jedną z nich jest chociażby BookTok, czyli część TikToka poświęcona książkom i literaturze. Nie ma tu rzecz jasna miejsca na pogłębione analizy, ale BookTok niewątpliwie do czytania zachęca, celebruje czytelnictwo i książki. To miejsce, w którym młoda osoba może poczuć się częścią czytelniczej społeczności.
Jednak i w tym wypadku powraca zasadniczy problem TikToka – nastawienie na reklamodawców. Nie bez powodu na BookToku czyta się szybko i zachłannie, niekiedy wręcz kompulsywnie, a częścią tutejszej kultury czytelniczej jest kult książki jako obiektu i estetyzacja (miejscami również trącąca sztucznością) czytania. BookTok najpierw musi wyrobić w nas poczucie, że czytanie to część naszej tożsamości, a książka, jako fizyczny obiekt, towarzyszy nam w każdym momencie życia. Wtedy otwiera się wielki strumień krótkich filmików, z których co drugi będzie po prostu reklamą. Komercjalizacja tożsamości nie jest jednak niczym zaskakującym. To raczej cecha charakterystyczna wszystkich mediów społecznościowych. TikTok doprowadza ją po prostu do ekstremum.
Zakazy
Obawy związane z prywatnością danych i ich potencjalnym wykorzystaniem (w połączeniu z chińską proweniencją TikToka) sprawiły, że wiele krajów zaczęło podejmować kroki zmierzające, jeśli nie do całkowitego zakazu używania aplikacji, to przynajmniej do jej ograniczenia. Na szczeblu państwowym TikToka zakazano w Indiach, a inne kraje – takie jak Kanada, Francja czy niektóre stany USA – wprowadziły prawo zakazujące używania go na urządzeniach służbowych. I choć obawy związane z bezpieczeństwem danych czy nadmierną ich personalizacją wydają się w pełni uzasadnione, to legislacyjne zakazy są rozwiązaniem prowizorycznym.
TikTok jest w końcu jedynie dalszym krokiem w ekspansji kapitalizmu cyfrowego. Jest nie tyle zmianą samą w sobie, ile świadectwem przemodelowywania relacji społeczno-ekonomicznych. Częścią tej zmiany jest reorganizacja w sposobach produkcji, które – w przeciwieństwie do tradycyjnych modeli gospodarczych opierających się na produkcji materialnej – w dużo większym stopniu opierają się na generowaniu, akumulowaniu i przetwarzaniu informacji. W tej panoramie pomysł zakazania TikToka, nawet jeśli pod pewnymi względami mógłby okazać się skuteczny, wciąż nie dotyka istoty problemu. Potrzebujemy regulacji i transformacji całego systemu, a nie tylko zakazu używania konkretnej aplikacji, która zagraża interesom innych technologicznych gigantów.
Co powinno się robić po szkole?
Dyskusja, która rozgorzała wokół TikToka, zawiera w sobie jeszcze jeden element, świetnie skądinąd znany z innych dyskusji o kulturze i rozrywce. Wbrew temu, jak często pozycjonuje się aplikację, bliżej jest jej do platformy rozrywkowej niż do medium społecznościowego. Większość osób nie korzysta z TikToka, żeby podtrzymać kontakt ze znajomymi (co sama aplikacja zresztą utrudnia), a właśnie dla rozrywki – niewymagającej skupienia, przystępnej i łatwo osiągalnej. I tak jak niemal każda dyskusja na temat TikToka kieruje się często w stronę mniej lub bardziej zawoalowanego utyskiwania na młode pokolenie, tak równie często prowadzi do narzekań na „nieskomplikowanie” tiktokowej rozrywki czy humoru. Tak jak w przypadku osób dorosłych opozycją do „wartościowych” form spędzania wolnego czasu jest oglądanie telewizji, tak w przypadku dzieci i nastolatków jest nią przesiadywanie w mediach społecznościowych.
W przypadku telewizji ryzyko związane z wartościowaniem form spędzania wolnego czasu wydaje się już rozpoznane. W przypadku TikToka tego rodzaju ryzyko wciąż zdaje się umykać części komentatorów, którzy prostą formę i humor tiktoków uznają za przejaw umysłowego regresu całego pokolenia. I choć nadmiarowe korzystanie z mediów społecznościowych jest problematyczne (zwłaszcza w przypadku podatnych na wpływy dzieci), to mimo wszystko nie świadczy źle o kulturalnych kompetencjach czy „gustach” całego pokolenia. Powiedziałabym raczej, że jeśli już o czymś świadczy, to o zmęczeniu, którego doświadczają młode osoby. Nie tylko rzecz jasna one, ale to im dano do ręki narzędzie, które świetnie diagnozuje ich kondycję i zaspokaja ich potrzebę sięgnięcia po szybką i intelektualnie mało wymagającą rozrywkę.
Dlatego też nie dziwię się mojej młodszej siostrze, która po maratonie szkolnej nauki i przeładowanej liście lektur zamiast po kolejną książkę sięga po telefon i wysyła mi tiktoki. A sama, mimo że zdaję sobie sprawę ze wszystkich wad TikToka i popieram postulaty jego regulacji, zwyczajnie lubię oglądać to, co mi wysłała. I to bez większych wyrzutów sumienia, że mogłabym robić w tym czasie coś bardziej produktywnego.